Spektakl przyprószony siwizną

"Urodziny Stanleya", Teatr Miejski w Gdyni

Wyczekiwana od początku sezonu pierwsza premiera Teatru Miejskiego pod wodzą dyrektora Ingmara Villqista rozczarowuje. "Urodziny Stanleya" w reżyserii Barbary Sass to wspomnienie teatru sprzed kilkudziesięciu lat.

Barbara Sass postanowiła przybliżyć za jednym zamachem aż dwóch wielkich twórców - Harolda Pintera oraz Antona Czechowa. Pierwszy jest autorem wystawianych na gdyńskiej scenie "Urodzin Stanleya". Obecność drugiego zaskakuje i daje się wytłumaczyć chyba tylko sympatią, jaką Barbara Sass darzy teatr rosyjski. Połączenie dwóch odmiennych stylów i filozofii teatru w jednej realizacji w przypadku tego spektaklu zupełnie się nie sprawdza. 

"Urodziny Stanleya" są jednym z pierwszych dramatów angielskiego noblisty. Tytułowy Stanley, jak i inne postaci dramatu, to człowiek znikąd. Nie wiemy kim jest, ani dlaczego przebywa w domu-pensjonacie państwa Boles. Wszyscy bohaterowie mają jakąś skazę, w pewnych okolicznościach zachowują się nienormalnie. Momentami wręcz autystyczny spokój domowników ulatnia się z chwilą przybycia dwóch podejrzanych osobników - Goldberga i McCanna.

Reżyserka atmosferę domu zapożyczyła z dramatów Czechowa. Izolacja bohaterów i ich zawieszenie w czasie przypomina klimatem "Trzy siostry", czy "Wiśniowy sad". Jednak próba wkomponowania w senną akcję Czechowowskich dramatów nietypowego, interwałowego stylu Harolda Pintera (płynne przejścia z pozornie nic nie znaczącego zdarzenia do pełnej napięcia i grozy sytuacji) okazuje się pomyłką. Na scenie Czechow dominuje nad Pinterem tak dobitnie, że próby przyspieszenia akcji i stworzenia napięcia w relacjach między bohaterami nie dają efektu. Pozbawiony energii spektakl przez cały pierwszy akt zwyczajnie nudzi. 

Niewiele pomaga fakt, iż scenografia Pawła Dobrzyckiego przenosi rozgrywającą się w angielskim salonie sztukę na taras urokliwego drewnianego domku. Rytm spektaklu wyznaczać ma miarowy szum morskich fal puszczany z offu. Przez półtorej godziny realizatorzy koncentrują się na odtwarzaniu dramatu Pintera, nie proponując choćby cienia własnej interpretacji. Absolutna wierność literze tekstu i didaskaliom oraz całkowity marazm inscenizacyjny czynią z pierwszej części spektaklu nikomu niepotrzebną laurkę teatru sprzed kilkudziesięciu lat. 

Jednak w drugiej części przedstawienia widzów czeka nagroda. Barbara Sass rezygnuje z restrykcyjnego trzymania się didaskaliów i porzuca Czechowa, słusznie oddając pole Pinterowi. Absurdalne zwroty akcji wreszcie nabierają jakiegoś wyrazu, momenty zawieszenia w końcu prowadzą do kulminacji, a najważniejsza scena dramatu - wyprowadzenie Stanleya poprzedzone przerażająco-groteskową wyliczanką atrybutów nowego, odrodzonego człowieka - stanowi wreszcie wyrazistą i zdecydowaną wypowiedź reżyserki. Stanley (Piotr Michalski) stworzony jest na nowo. Nim powstanie nowy Stanley, widzowie poznają tego starego w najdrobniejszych szczegółach, gdy stoi przed nimi zupełnie nagi, bezwolny, upokorzony swoją nagością. 

Anachronizm spektaklu drażni tym bardziej, że w ciągu ostatnich 30 minut przedstawienia reżyserka udowadnia, że jednak można było pokusić się o wydobycie sensów z wielowymiarowego tekstu jednego z najwybitniejszych dramatopisarzy XX wieku. 

Przedstawieniu nie pomaga bardzo przeciętna i nierówna gra aktorów, z których najlepiej wypada Małgorzata Talarczyk w roli Meg. Wykonawcom brakuje przede wszystkim konsekwencji w kreowaniu swoich postaci. Stanley Michalskiego początkowo wygląda na introwertycznego, zmanierowanego artystę, zamykającego się celowo lub mimochodem w czterech ścianach. Postępujące szaleństwo swojego bohatera aktor manifestuje już tylko gestem i nienaturalną postawą - więcej w nim znerwicowanego schizofrenika, niż introwertyka. Przemiana nosi znamiona filmowego skrótu. 

Otwarcie nowego sezonu artystycznego w Teatrze Miejskim nie wypadło okazale. Na pierwszy sukces musimy jeszcze poczekać. Pytanie tylko jak długo.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
10 lutego 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia