Spektakl to przeżycie

„Rodzeństwo" - aut. Thomas Bernhard - reż. Artur Urbański - Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

„Rodzeństwo" to rzecz o relacji, która ulega rozpadowi. Logicznej w swojej „nielogiczności", gorzkiej i brudnej w swojej pozornej „czystości".

Jest stół – jak przystało na pokój stołowy, jest kredens, piękna zastawa i czysty obrus. Niedające się nie zauważyć, dostojne postacie przyglądają się z obrazów, iluzji porządku, panującego w domu. Taki świat otacza troje głównych bohaterów, tworzących fabułę inscenizacji tekstu Thomasa Bernharda.

„Rodzeństwo" było znane w Polsce dotychczas głównie ze spektaklu, reżyserowanego przez Krystiana Lupę w 1996 roku na scenie Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. Przez dwadzieścia osiem lat żaden inny reżyser nie zmierzył się z adaptacją sceniczną tego tekstu, do czasu aż 27.04.2024 roku nie ukazał się na deskach Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi spektakl w reżyserii Artura Urbańskiego.

Specyficzne dramatopisarstwo Bernharda zaliczane jest do najwybitniejszych XX wieku. Jego teksty wyróżnia charakterystyczny styl dialogowy, rytmiczny i pełen powtórzeń język, pesymistyczny obraz świata i ostra krytyka społeczeństwa, szczególnie austriackiej kultury. Jego bohaterowie często wyrażają skrajne emocje, obsesyjnie powracają do tych samych tematów. Bernhard łączy groteskę z tragicznymi refleksjami nad ludzką kondycją, co czyni jego dramaty intensywnie introspektywnymi i nihilistycznymi.

W pierwszym akcie widz poznaje dwie siostry. Młodsza – Ritter to melancholijna, pogrążona w swoistym marazmie kobieta, która nie wykazuje większego celu istnienia. Nieustannie się upija, a całe dnie najchętniej spędzałaby na czytaniu gazet.

W przeciwieństwie do starszej siostry nie nosi w sobie poczucia zobowiązania wobec brata, Ludwika. Dene natomiast, mimowolnie odgrywa rolę matki, maniakalnie troszczy się o ognisko domowe, z przesadną dokładnością dba o porządek rytuałów. Za obiekt szczególnej czułości obiera sobie brata. Ludwik to postać wzorowana na Ludwiku Wittgensteinie – austriackim filozofie, zajmującym się zagadnieniem logiki. Jego obraz początkowo zarysowują nam w rozmowie siostry. Widzimy go jako rozpieszczone przez rodziców, wieczne dziecko, o które trzeba dbać i pomagać mu nawet, jeśli jest on skrajnie niewdzięczny. Ludwik odwiedza siostry w domu rodzinnym, opuszczając na kilka dni swoje stałe miejsce pobytu – Steinhof – szpital psychiatryczny, który paradoksalnie jest bliższy jego sercu. Gdy przyjeżdża do domu, Dene stara się, aby wszystko było tak, jak jej zdaniem chciałby braciszek. W akcie pierwszym trwają przygotowania, toczy się też walka między siostrami. Obie kochają swojego brata, ale ich uczucie jest inne. Dene, mimo iż Ludwik zdaje się jej w ogóle nie szanować, zrobiłaby dla niego wszystko, jej oddanie jest wręcz absurdalne. Natomiast Ritter stoi w opozycji do działań siostry, stara się je zmienić, namieszać i nie dopuszcza do tego, żeby fałszywy obraz idealnego ogniska domowego się ziścił.

W akcie drugim poznajemy dogłębniej Ludwika. To postać wielowymiarowa. Widziany przez siostry jako nieustannie niedojrzały, którego należy otaczać opieką. Jest w rzeczywistości dyktatorem, któremu bezwiednie podlegają. Robią to, bo choć wydaje się, że wszyscy wzajemnie się nienawidzą, tak naprawdę szukają drogi by okazać wewnętrzną więź. Jednocześnie wyniszczają się nawzajem.

Największym walorem spektaklu w reżyserii Artura Urbańskiego jest ukazanie tej nietypowej relacji, w której do głosu dochodzą skrajne emocje, doskonale zagrane przez Ewę Audykowską – Wiśniewską (Ritter), Milenę Lisiecką (Dene) i Artura Urbańskiego (Ludwik). Postacie od rozmowy na, z pozoru, neutralny temat, dochodzą do nieprzewidywalnych przemyśleń, w wyniku których dyskusja przeradza się w wojnę, a ataki wymierzone w rodzeństwo są precyzyjne i brutalnie osobiste. Reżyser oddaje atmosferę rozpadu. Ma on miejsce zarówno na płaszczyźnie grupowej, jak i osobistej.

Każdy z bohaterów to wrak – rozsypujący się i walczący o ostatnie dogorywające cząstki siebie. Mierzą się z mimowolnym wypełnianiem schematu rodziców, z przyzwyczajeniami, z wizerunkiem siebie, który poniekąd buduje się sam, a bohaterowie zdają się nie mieć na niego żadnego wpływu. Bije od nich bezsilność, zmuszająca do rzucenia się w prąd, który niesie ich nieobraną przez nich drogą. Powtarzają oni to, czym nasiąknęli, co wybija się bezwiednie z ich dusz. Jednocześnie gardzą tym, co było, wypominają rodzicom, atakują wzorce i zachowania, a okazuje się, że sami je powtarzają. Bohaterowie kochają się, ale z nieumiejętności okazania tych uczuć zradza się nienawiść. Toczą, więc oni nieustanną walkę, którą wyniszczają się nawzajem. Spektakl jawi się jako swoista refleksja nad relacjami międzyludzkimi, schematami, w które mimowolnie popadamy, wadami rzeczywistości, z którymi ostatecznie nie jesteśmy w stanie walczyć.

Obejrzenie inscenizacji wyreżyserowanej przez Artura Urbańskiego umożliwia poznanie bliżej wybitnego dramatopisarstwa Thomasa Bernharda. Spektakl to przeżycie, które pozostawia z wibrującym niepokojem, a wypowiedziane przez aktorów zdania, jeszcze długo po zakończeniu, przepełniają myśli widza.

Dramat objawia się jako autentyczne stadium rodzinnych relacji, podszyte doskonale oddanym duchem XX wieku.

Maja Owczarek
Dziennik Teatralny Łódź
15 października 2024

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia