Spektakle w dwa tygodnie

podsumowanie projektu "Zaczynania teatralne"

Trzy spojrzenia na "Mewę" Antona Czechowa, trzy wizje teatru i trzy blisko godzinne przedstawienia. To efekt projektu "Zaczynania teatralne", w ramach którego 20-osobowa grupa chętnych przez dwa tygodnie mierzyła się z dramatem Czechowa pod okiem fachowców. Finałowe pokazy okazały się bardzo zróżnicowane, niemniej, jak na dwutygodniową pracę, zaskakująco dojrzałe.

 

Wieczór z Czechowem zainaugurowało przedstawienie "Nina", poświęcone marzeniom, staraniom młodych ludzi (nie tylko tytułowej bohaterki) by zaistnieć, "mieć rząd dusz" i wywoływać emocje, a przy okazji zdobyć sławę i pieniądze. Spektakl wyreżyserowany przez Larysę Vaskovą z Litwy składał się z szeregu scenek inspirowanych "Mewą" Czechowa. Na pierwszy plan wysunięto dialog zwielokrotnionej bohaterki - aktorki (występującej pod różnymi postaciami - Moralistki, Niny, Maszy czy Mewy) z autorem - Trieplewem.

Z postawy bohaterek przebija rozczarowanie, gdy coś (np. marzenia o aktorstwie) nie idzie po myśli. Ich reakcją jest złość, agresja, irytacja i uporczywe dążenie do celu. Niejako ponad tym jest Arkadina, traktująca dziewczyny protekcjonalnie i wyniośle. Zresztą aktorsko właśnie rola matki Trieplewa (Anna Kwiatkowska-Kwaśniewska) zapisuje się najlepiej w pamięci. Jednak z fragmentów "Mewy" ulepiono spektakl chaotyczny, momentami szkolny i niezbyt czytelny w kontekście fabuły sztuki. Jednak "Nina" okazała się zrozumiała w ogólnym przesłaniu, a przy tym zabawna i ujmująca szczerością aktorskiego przekazu.

Inaczej jest w przypadku spektaklu "Skrik" - z założenia tanecznej ilustracji sztuki Czechowa, przygotowanej przez pochodzącą ze Szwecji choreograf Annę Johansson. Na scenie znajduje się 11 osób - wszyscy poza dwójką tancerzy stoją pod ścianą. Sceną ponownie okazała się przestrzeń galerii i zarazem foyer teatru.

Jedna z bohaterek, w której doszukać się można rysów postaci Niny Zariecznej - Beata Kulgajuk, leży na podłodze tuż przed publicznością. Partneruje jej Przemysław Jurewicz siedząc niedaleko niej na krześle. To właśnie ta tancerka, ubrana w białą sukienkę otwiera spektakl, gdy jej ciało stopniowo "ożywa", podejmując taniec. Kulgajuk świetnie panuje nad swoim ciałem, jej taniec jest lekki, naturalny, techniczny i miękki. Ujmuje i urzeka. W tym kontekście postać Jurewicza (Trieplew?) wypada dość niezdarnie. Pozostali tancerze, bez podziału na postaci, są raczej choreograficznym tłem, inspirowanym obecnymi w sztuce Czechowa emocjami.

Spektakl ciekawi i zaskakuje swoim rozmachem. Przez prawie 40 minut taniec jest niezwykle intensywny, urozmaicony, pełen trudnych układów zbiorowych. Właśnie w ich trakcie widać, że zabrakło czasu, by dopracować trudne technicznie, wykonywane przez cały zespół układy synchroniczne (efekt, delikatnie rzecz ujmując, daleki jest od ideału). Dużo lepiej młodzi tancerze wypadają w kilkuosobowych grupach i solowo - choreograf spektaklu pozwoliła każdemu zachować oryginalny charakter swojego tańca. Poza wspomnianą Kulgajuk, tanecznie wyróżniają się jeszcze Migle Paraniauskaite oraz Julianna Graczyk. I chociaż poza początkiem spektaklu, nawiązania do "Mewy" są mało czytelne (choć pojawił się m.in. motyw latania), to wysiłek i praca 11-osobowego zespołu zasługuje na duże uznanie.

Zupełnie inaczej do tematu podeszła Ewa Ignaczak, która w tekst wypowiadany przez aktorów wplata również didaskalia sztuki, opisujące scenografię, bohaterów znajdujących się aktualnie na scenie, czy nawet opuszczenie kurtyny na koniec sceny. W ten sposób aktorki (wszystkie role, także Trieplewa i Trigorina oraz doktora odgrywane są przez kobiety) swoją "Dziwną sztukę" prowadzą w sposób zdecydowanie bardziej czytelny dla widzów niż poprzednie spektakle.

Ignaczak koncentruje się na motywie przedstawienia teatralnego, jakie Trieplew urządza dla swojej matki oraz fascynacji Niny Trigorinem i relacjami w czworokącie: Trieplew - Nina (dziewczyna z sąsiedztwa) - Trigorin (ukochany Iriny) - Irina Arkadina (matka Trieplewa). To przykład teatru psychologicznego, podszytego silnymi emocjami - fascynacją, podziwem, zazdrością, rozczarowaniem, złością czy rozpaczą. Aktorki, sięgając często po skrajne emocje, budują dopracowane dramaturgicznie postaci i kompletne, wciągające sceny (świetnie wypada Ida Bocian jako Irina w scenie zazdrości o Trigorina). Aktorsko najlepsza jest jednak Malina Chojecka, której Nina wszystkie stany emocjonalne ma wypisane na twarzy, zaś jej brawurowa, groteskowo przerysowana gra w spektaklu Trieplewa to najlepszy moment całego przedstawienia.

Jednak również pozostałe aktorki zapisują się w pamięci: intrygująca Małgorzata Polakowska w roli pozostającego nieco na uboczu wydarzeń doktora Dorna, Patrycja Golec jako zakochana w Trieplewie prosta dziewczyna Masza i Agata Mieniuk w roli pełnego artystycznych, niespełnionych ambicji Trieplewa. Niestety poziom spektaklu wyraźnie obniża Luba Zarembińska, która w roli Trigorina jest nijaka, zaś gra z ciągłym spoglądaniem na trzymany w rękach tekst sztuki osłabia wymowę scen z udziałem jej bohatera.

Reżyserka nie ustrzegła się drobnych wpadek. Ciekawy pomysł kilkusekundowego zawieszenia akcji przez aktorki z czasem zaczyna nużyć, zaś palenie papierosa pół metra od publiczności, przy słabej cyrkulacji powietrza w Teatrze Gdynia Główna jest poważnym dyskomfortem dla niepalących widzów. Mimo to "Dziwna sztuka" Ewy Ignaczak okazała się najciekawszym, najlepiej przygotowanym i najdojrzalszym spektaklem finału "Zaczynań teatralnych". Podobno jest szansa, by spektakl trafił do repertuaru Teatru Gdynia Główna. Z pewnością warto pokazać go liczniejszej publiczności.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
11 sierpnia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia