Spełniając sny

„Człowiek z La Manchy" – reż. Anna Wieczur – Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy

Każdy z nas o czymś śni. Snów jest wiele, część się spełnia, każdy ma inne. Tematyka ta jest niezwykle ciekawa. Trochę o tym procesie opowiada nam Anna Wieczur wraz z aktorami Teatru Dramatycznego. Przez ponad dwie godziny możemy spełniać sen o dobrej zabawie na spektaklu „Człowiek z La Manchy".

Musical o wyżej wymienionym tytule powstał już w 1792 roku, a w Warszawie gości od niespełna roku, i był wystawiany na Broadwayu. Opiera się na powieści „Don Kichot". Na pewien czas spektakl zabiera nas, widzów, do słonecznej Hiszpani dzięki latynoskiej muzyce Mitcha Leigha. Na klimat przedstawienia wpływa także scenografia Ewy Gdowiok. Ważnym jej elementem jest ogromny, kamienny głaz oraz stół, który służy też jako łóżko i skrzynia na różne rekwizyty, co jest bardzo praktycznym pomysłem. Uroku dodają tła Adrianny Gołębiewskiej. Najznakomitsze są ruchome zwierzęta – koń i osioł, które współpracują z aktorami. Znaczy to, że kiedy Sancho Pansa ciągnie osiołka, nasz cyfrowy przyjaciel się opiera, a kiedy bohaterowie jadą na zwierzętach one się poruszają. Nie można zapomnieć o świetnie dopasowanych strojach. Rycerz ma zbroje, mieszczaństwo mieszczańskie stroje, a arystokraci bogatsze, więc wszystko jest na swoim miejscu.

Przedstawienie opowiada losy Don Kichota, który jest idealistą i chce walczyć ze złem tego świata. Śni o tym co dobre, ale to często nie istnieje. Bohater przeżywa rozterki miłosne, gdyż jest zakochany w Dulcynei, którą sam wyśnił. Ludzie go wyśmiewają, nie rozumieją, a on jest po prostu wierny swojemu systemowi wartości. Jedynym oddanym mu przyjacielem jest Sancho Pansa, jego wierny druh. Można by powiedzieć, że Kichot żyję snami, a Pansa realiami, więc razem tworzą człowieka idealnego. Są jak jedna dusza podzielona na dwa ciała. Spełniają sny razem.

Modest Ruciński grający tytułowego bohatera jest królem sceny. Wyrazisty, zdecydowany aktor w roli idealisty sprawdza się doskonale. Kimże byłby Kichot bez swojego służącego. W roli Sanchy, najznakomitszy w każdej swojej roli, Krzysztof Szczepaniak. Komiczna i racjonalna postać tuż obok smutnego idealisty to kontrast, który zachwyca. Na korzyść tego duetu przemawiają wokale aktorów. Niski i mocny głos Rucińskiego wraz z delikatnym, dość wysokim Szczepaniaka to miód na uczy. Słuchać ich razem to wielka przyjemność. Większość zespołu to mężczyźni, dlatego Anna Gajewska w roli Dulcynei miała trudne zadanie i poradziła sobie. Na scenie była widoczna, więc wykreowała swoją postać z pazurem, czyli tak jaka powinna być kichotowa ukochana. Jeżeli chodzi o pozostałych aktorów to kilku się wyróżniało. Mariusz Drężek, Mateusz Weber i Tomasz Budyta wprowadzali od siebie trochę komizmu oraz kreowali postacie, które wpływały na życie głównego rycerza i zrobili to w taki sposób, że zostaną zapamiętani. Pozostali wcale nie byli tłem. Grupa mulników zachwyciła mnie, mimo że byli postaciami negatywnymi. Ich chórki oraz taniec, w choreografii Anny Ibeszner, były dopracowane w najmniejszych szczegółach, aż przyjemnie się patrzyło.

Oprócz tych na scenie wszystko z siebie dali muzycy. Młody dyrygent – Patryk Sikora czarował swoją batutą jak magik. Z mojego miejsca było dobrze widać te płynne, ale szybkie ruchy. To dodało efektu, którego nie sposób zapomnieć. Okazuję się, że dyrygenci to cisi bohaterowie. Cieszę się, że na koniec Sikora z zespołem wyszli ukłonić się wraz z aktorami, bo mogliśmy ich zobaczyć i im zaklaskać.

Człowiek z La Manchy to muzyczna komedia, która swój komizm opiera na słowie, mniej na czynie. Komedia z przesłaniem, pokazująca siłę przyjaźni i trudności z jakimi zmagają się osoby z innym systemem wartości.

Polecam wszystkim, którzy szukają sztuki nieskomplikowanej w odbiorze, a także wszystkim, którzy są odważnymi rycerzami swojego życia.

Zuzanna Styczeń
Dziennik Teatralny Warszawa
5 stycznia 2022

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia