Śpieszmy się kochać teatr, spektakle tak szybko odchodzą
"Aktorzy prowincjonalni, czyli pociąg do Hollywood" - reż. Michał Siegoczyński - Teatralny Instytut Młodych w KrakowieNie tak dawno na deskach Teatru Ludowego, a w zasadzie Teatralnego Instytutu Młodych miał miejsce kolejny już raz spektakl "Aktorzy prowincjonalni, czyli pociąg do Hollywood" w reż. Michała Siegoczyńskiego. Tytuł może wydawać się znajomy, ponieważ jest to spektakl inspirowany scenariuszem filmowym Agnieszki Holland i Witolda Zatorskiego.
Przez dwie godziny widzowie stają się obserwatorami, a właściwie świadkami życia wschodzących gwiazd kina i teatru. Wszystko to za sprawą operatora, który zręcznie manewrując kamerą, ukazuje nam kulisy życia wschodzących gwiazd kina. Te same osoby pojawiają się na scenie, przybierając już zupełnie inną maskę - uśmiechniętych i radosnych, które posiadają najbardziej pożądane atrybuty: sławę, młodość i bogactwo.
Scenografia autorstwa Justyny Elminowskiej odgrywa kluczową rolę w spektaklu, przenosząc nas w czasie do lat 70. Mieszkanie Pawła (Paweł Kumięga) i Róży (Justyna Litwic) pełni podwójną funkcję, będąc zarówno głównym tłem akcji, (w tym ich mieszkaniem na Nowej Hucie), jak i symbolicznym sercem i umysłem bohaterów, do których publiczność ma bezpośredni dostęp. Dzięki scenografii widzowie mogli zagłębić się w intymność życia codziennego postaci oraz śledzić ich emocje i relacje na bliskiej im odległości. Na uwagę zasługują również gra świateł i użycie kuli dyskotekowej, co było ciekawym zabiegiem.
"Aktorzy prowincjonalni", mimo swojej niezaprzeczalnej atrakcyjności, przypominają nam także o trudach związanych z tym zawodem, które często wymagają wielu poświęceń ze strony młodych adeptów szkół teatralnych czy filmowych. Często wspominają oni z niedowierzaniem swoje egzaminy wstępne, które bywają prawdziwym sprawdzianem determinacji i talentu. Ten motyw zostaje doskonale uchwycony przez postać Pawła, którą wciela się Paweł Kumięga. Na początku spektaklu, Paweł, rozmawiając o aktorstwie, staje przed wyborem dwóch tabletek o skrótach LA i NH. Pierwsza z nich kojarzy się ze słynnym miastem aniołów i obietnicą rozwijającej się kariery. Natomiast druga subtelnie nawiązuje do rodzimej Nowej Huty, miejscowości, w której również rozgrywa się akcja spektaklu. Odbiorca spektaklu nie jest świadomy wyboru aktora, aż do końca spektaklu, (no chyba że na podstawie licznych wydarzeń mających miejsce w ciągu dwóch godzin, sam dojdzie do własnych wniosków).
Spektakl "Aktorzy prowincjonalni..." w sposób przejmujący ukazuje aktorów i aktorki jako zwykłych ludzi, którzy codziennie zmierzają się z problemami rodzinnymi, finansowymi oraz psychicznymi, a przede wszystkim z samotnością. To portret ludzi, którzy świadomi swojej roli w życiu, zmuszeni są nieustannie grać, zarówno na scenie, jak i w rzeczywistości. Spektakl porusza także neutralne, ale istotne kwestie, takie jak równouprawnienie, niekompetencja oraz fakt, że coraz młodsi aktorzy i aktorki coraz częściej wkraczają do środowisk artystycznych, czasem, wyprzedzając starszych kolegów i koleżanki w zdobywaniu ról.
To zostało doskonale zobrazowane dzięki dialogom Ryśka i Mirka oraz monologom Joli (...) w garderobie podczas prób i bezpośrednio przed spektaklem. Poprzez wspomnienia z dawnych czasów, ci bohaterowie wyrażają swoją świadomość upływu lat oraz obserwują młodsze pokolenie z ciekawością i trwogą. Te momenty pełne refleksji dodają głębi postaciom i pokazują, jak zmienia się świat teatru i filmu z biegiem czasu, jednocześnie zachowując pewną uniwersalność w doświadczeniach ludzkich.
Postać Chrisa Bukowskiego, grana przez (Piotr Franasowicz), stanowi przykład niekompetencji niektórych aktorów czy też producentów w spektaklu. Podczas próby uwspółcześnionej interpretacji "Wyzwolenia" Wyspiańskiego, która nie ma wielu zwolenników, brakuje mu pomysłu, co skutkuje ucieczką od odpowiedzialności poprzez wyjazd na narty, zamiast uczestniczenia w spotkaniu z innymi aktorami. Sama zresztą premiera "Wyzwolenia" jest metaforą katharsis.
Spektakl porusza także istotną kwestię roli wielu kluczowych osób zaangażowanych w proces tworzenia spektaklu, lecz nieposiadających formalnego tytułu artysty. Problem ten znajduje odzwierciedlenie w środowisku producentów filmowych, którzy po ukończeniu szkoły filmowej nie mają możliwości posługiwania się tytułem artysty w takiej samej mierze, jak ich koledzy po aktorstwie czy scenografii. Ta nierówność w traktowaniu różnych dziedzin sztuki i twórców stanowi istotny element dyskusji w spektaklu.
Dodatkowo, widzowie dostrzegą nawiązania do "Żon Hollywood", słynnych afer taśmowych, roli ministerstwa w kształtowaniu przemysłu filmowego oraz licznych problemów występujących w świecie aktorstwa. Tematy te obejmują grę w niskobudżetowych filmach, nadużywanie alkoholu i narkotyków, przemoc oraz traktowanie kobiet przedmiotowo. Poprzez te odniesienia spektakl rzuca światło na ciemne strony przemysłu rozrywkowego, ukazując jego złożoność i trudności, z jakimi borykają się aktorzy i aktorki na swojej drodze do sukcesu.
Wykonanie piosenek przez artystów jest wisienką na torcie tego spektaklu. Wspaniała Justyna Litwic udowadnia wszystkim swój potężny głos, wykonując utwór "Chandelier", który doskonale wpisuje się w całość spektaklu. Ponadto, jej interpretacja słów pochodzących ze śpiewanego przez Krystynę Prońko "Psalmu stojących w kolejce" - "Bądź jak kamień, stój, wytrzymaj!" - nabiera jeszcze większego znaczenia, biorąc pod uwagę niedawną śmierć autora tekstu. Niezrozumiałe jednak były dla mnie niektóre utwory, które miałam wrażenie były wplecione na siłę ("Na ryby, na grzyby"). Zarówno kontekst jak i cel pozostaje mi obcy.