Spór starych z młodymi
"Na początku był dom" - reż: Anna Augustynowicz - Teatr Wybrzeże w GdańskuDoris Lessing, laureatka literackiej Nagrody Nobla, pisarka i kontrowersyjna osobowość - to właśnie wystawienia jej sztuki podjęła się reżyserka Anna Augustynowicz. Na początku był dom to utwór do zrealizowania niełatwy, ponieważ teksty Doris Lessing nie są prostymi, moralizatorskimi opowieściami. Stanowią skomplikowane, prowokujące do przemyśleń, psychologiczne wynurzenia, nad którymi czytelnik musi popracować, przemielić je wewnątrz i dopiero potem przyswoić.
Dramat wystawiony w Teatrze Wybrzeże to historia Myry, kobiety po 50-tce, która jest zagorzałą socjalistką. Walczy przeciw testowaniu bomby wodorowej i nie może ułożyć sobie życia, tak aby w końcu być szczęśliwą. Jej 22-letni syn Tony jest raczej typem biernego młodzieńca. Nie zależy mu na wzniosłych ideałach matki. Pragnie przede wszystkim stabilizacji i świętego spokoju, który ma być niejako rekompensatą za traumatyczne i zniszczone dzieciństwo. Kiedy chłopak wraca do domu dowiaduje się, że aktualnym kochankiem matki jest jego rówieśnik o imieniu Sandy. Sandy to karierowicz, któremu zależy na prostej i przyjemnej pracy. Jego matka Milly jest podobnie jak Myra nowoczesną kobietą „aktywnie korzystającą z życia”. Aby było ciekawiej do całej tej historii dochodzi były kochanek Myry, Philip wraz z nową dziewczyną Rosemary oraz szaleńczo zakochany w matce Tony’ego Mike.
Mur powstaje między starymi i młodymi. Kłócą się i godzą, kochają i nienawidzą. Nie potrafią ze sobą rozmawiać. Wynika to z braku zrozumienia i zupełnie innych ideałów. Starzy są postępowi, nie satysfakcjonuje ich ułożone, bezpieczne życie. Myra przypomina romantyczną idealistkę, walczącą tu i teraz dla dobra społeczeństwa. Tylko czy jej walka motywowana jest wzniosłymi wzorcami czy próbą wypełnienia pustki? Młodzi pragną stabilizacji, nie chcą się wychylać, wystarcza im spokój i komfortowe życie. Spektakl łamie stereotyp o „młodych gniewnych” i ich cierpiących rodzicach. Tutaj wszystko układa się na opak.
Całość sztuki opiera się na ostrej wymianie zdań. Niekiedy sceny przeradzają się w monologi, które widz musi cierpliwie wysłuchać. Jest dużo skrajnych emocji, które opadają, aby zaraz potem wywołać burzę. Na scenie króluje fenomenalna Dorota Kolak (Myra). Już dla niej samej warto się wybrać na spektakl. Świetnie interpretuje swoją postać, nadając jej właściwy kształt i charakter „kobiety walczącej” (właściwy czyli wielobarwny, intrygujący) a zarazem borykającej się z doświadczeniem, którym naznaczyło ją życie. Joanna Bogacka wraz z Mirosławem Baką i Krzysztofem Gordonem (chociaż Pana Krzysztofa jest mało na scenie) dotrzymują kroku Pani Dorocie.
Widać dużą różnicę pomiędzy grą aktorską starszego a młodszego pokolenia. Nie oznacza to, że Emila Komarnicka, Piotr Chys i Piotr Domalewski nie tworzą ciekawych postaci. Chodzi raczej o fakt, że są poprawni w tym co robią. Najlepsza z całej trójki jest Emilia Komarnicka, mimo że jej rola nie jest pirwszoplanowa.
Tytułowy dom jest przedmiotem sporu i centrum akcji. Jest duży, ma osiem pokoi (scenografia tego nie oddaje, przebieg wydarzeń kręci się wokół kanapy i dwóch krzeseł). To w nim dochodzi do śmiesznych,a niekiedy dramatycznych konfrontacji postaw. Dom to wartość, na której zależy najbardziej Tony’emu; budynek staje się dla niego symbolem bezpieczeństwa i stabilizacji, której chłopak potrzebuje. Dom jest zarazem schronieniem, ale i punktem zapalnym, epicentrum, w którym wybucha burza emocji.
Na początku był dom to sztuka ambitna, trudna i wymagająca przemyślenia. Porusza problem ideałów, pragnień i dylematów młodzieży oraz ich rodziców. Pokazuje jak ludzie mierzą się z pustką, której nie potrafią wypełnić ani pracą społeczną, ani seksem, ani romansami; ile wysiłku wkładają aby dopełnić bezpłciowe życie. Z czego wynika „spór starych z młodymi”? Każdy z nich chce być szczęśliwy – tylko że szczęśliwy na swój własny, indywidualny sposób.