Sprawa dla reportera
„Emigrantki" – reż. Elżbieta Depta – Teatr Wybrzeże w GdańskuEmigracja zarobkowa to w Polsce problem poważny, chociaż z całą pewnością za słabo osadzony w świadomości społecznej. Nasze wyobrażenia niestety zwykle więcej wspólnego mają ze słynnym american dream niż z rzeczywistością. Ta świadomość jest sprawą, o którą warto, a nawet trzeba walczyć i taką walkę podejmuje Elżbieta Depta (reżyserka) i Radosław Paczocha (autor scenariusza) w gdańskim Teatrze Wybrzeże.
"Emigrantki" to historia trzech kobiet - Moniki, Zosi i Teresy, które z różnych przyczyn decydują się na podjęcie pracy na obczyźnie. Zosia i Teresa zajmują się tym od lat, Monika jest natomiast nowa - dopiero przyjechała, nikogo nie zna i zostaje współlokatorką dwóch powyższych. Z upływem czasu coraz bardziej wnika w ich świat i poznaje ich osobiste historie.
Sztuka robi z całą pewnością wrażenie wizualne - ciasne przestrzenie, rury, minimalistyczna łóżka nadają scenie klimat prawdziwej komórki pod schodami. Podobnie mocną stroną są kostiumy - oddają indywidualne charaktery każdej z bohaterek, a przy tym zawierają w sobie pewną niezaprzeczalną autentyczność. Szczególne wrażenie robi na pierwszy rzut oka składająca się z przypadkowych elementów stylizacja Zosi. Kawał dobrej roboty wykonali tu Agata Andrusyszyn-Chwastek. Z aktorskiego punktu widzenia najciekawszą postać wykreowała Małgorzata Brajner wcielająca się w Zosię. Jej bohaterkę mieliśmy okazję poznać z różnych, potencjalnie niepasujących do siebie stron - dewotki, imprezowiczki, kobiety obsesyjnie oszczędzającej, matki wykorzystywanej przez dzieci. A jednak to właśnie jej postać jest najbardziej spójna i autentyczna. Postać Katarzyny Figury, Teresa, również wykreowana była nienagannie - przekonująco i wzbudzająco w widzu empatie. Niestety w kontekście dwóch tak dobrych aktorek było widać, że Justyna Bartoszewicz (Monika) odstaje od poziomu reszty obsady. W jej postaci czuć nutę nienaturalności i niespójności. Całość nie jest wybitna, ale z pewnością przyzwoita - nie brak tu na pewno nie do końca trafionych decyzji i przekombinowań, ale sztuka się broni - ogląda się ją z ciekawością, przejęciem, a nawet wzruszeniem.
Najmocniejszą stroną spektaklu jest zdecydowanie jego aktualna tematyka. Wielu z nas z pewnością wolałoby myśleć o emigracji zarobkowej jak o szansie na lepsze życie, podwyższeniu warunków bytowych czy nowym starcie, niestety realna sytuacja ma się inaczej. Emigracja to przede wszystkim spadek warunków życiowych ze względu na specyfikę wykonywanej pracy i oszczędzanie, to rozluźnienie więzi z rodziną i idąca za tym samotność, czasem to także pewnego rodzaju degrengolada człowieczeństwa po przez obracanie się w towarzystwie bardzo nam obcym. Bohaterki spektaklu są kobietami, więc dochodzi tu jeszcze kolejne niebezpieczeństwo, tym razem fizyczne - w końcu są w obcym kraju, często postrzegane jako gorsze i nie mające się do kogo zwrócić po pomoc. W spektaklu emigracja jawi się niemal jako wyrok, wygnanie z Ojczyzny, swoista droga bez powrotu. W "Emigrantkach" ważne jest też macierzyństwo - widz sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie kto jest bardziej winny takiej sytuacji. Bo czy matce wolno zostawić swoje dziecko pod opieką innych? Ale przecież musi z czegoś je utrzymać? Wybory przed jakimi stoją bohaterki spektaklu i wiele z naszych rodaków to tragedia i niestety ogromna porażka naszego państwa. Warto jednak mówić o niej, mówić głośno, nawet jeśli to boli - może dzięki temu kiedyś coś się zmieni?