Stąd do Broadwayu. Prawdziwa historia Teatru Rozrywki

pisze Krzysztof Karwat

Najpierw był Music Hall. Masom pracującym trzeba było dać nową formę rozrywki. Polacy bowiem coraz śmielej wpatrywali się w zachodnie wzorce. Liberalne wiatry powoli wdmuchiwały w demoludy rewie w pawich piórach. Tak narodził się w Chorzowie Teatr Rozrywki. Jego historię spisał w najnowszej książce Krzysztof Karwat

Decyzja zmieniająca przeznaczenie tej pięknej budowli zapadła w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Czy była podjęta - jak zawsze podejrzewano - jednoosobowo? To wcale nie jest oczywiste, bo dziś nikt nie chce się do niej przyznać. Nikt nie chce wykrzyczeć: tak, to udane i przez wielu tak kochane dziecię jest moje!

Pomysły partyjnego sybaryty

Wprawdzie od samych początków powstanie chorzowskiego teatru kojarzone było z nazwiskiem wszechwładnego przewodniczącego Komitetu do spraw Radia i Telewizji, a poprzez niego z nazwiskiem ówczesnego I sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, to jednak tego faktu nie udało się niezbicie potwierdzić, a sam przewodniczący, po latach wielokrotnie przeze mnie o to pytany, do ojcostwa się nie przyznał. Ale go też nie odrzucił. Wybrał milczenie. Cóż, wielu z nas pamięta. Popadł w czasach pierwszej "Solidarności" i po wprowadzeniu stanu wojennego w poważne tarapaty polityczne i finansowe, jednoznacznie i bardzo surowo rozstrzygnięte w sądzie na jego niekorzyść. Nie ulega jednak wątpliwości, że bez Macieja Szczepańskiego nie byłoby chorzowskiego Music Hallu. Bo tak ostatecznie nazwano nową instytucję.

Ktoś mu jednak chyba ten pomysł podsunął? Ktoś go do jego realizacji przynajmniej zachęcał. Kto? Ludzie ze środowisk artystycznych? Telewizyjnych? Dziennikarskich? To bardzo prawdopodobne, bo Szczepański lubił i umiał się w tych przestrzeniach swobodnie poruszać. Był raczej sybarytą, a nie partyjnym mnichem samotnikiem. Okazji do nieoficjalnych rozmów, pogawędek, bankietowych podszeptów obracających się w sny o potędze, nie brakowało. Ale decyzję podjęto poza establishmentem kulturalnym Górnego Śląska czy Zagłębia Dąbrowskiego. Tutaj ważyła się tylko kwestia lokalizacji nowego teatru. O niej zaś na pewno zdecydowały ambicje osobiste Szczepańskiego i silne wsparcie, jakie miał wśród ludzi władzy, zaś w owych latach najważniejsi z nich właśnie stąd, z ówczesnego województwa katowickiego, się wywodzili.

Ale nie tylko dlatego region ten był oczkiem w głowie partii i rządu. Tu przecież znajdowało się największe w kraju skupisko robotników, zwanych też "masami pracującymi". Należało tym ludziom dać możliwość korzystania z nowych form rozrywki.

Szansę na odpoczynek po trudach harówy w śląskich kopalniach i hutach. Z wolna dochodziło do świadomości nawet najbardziej niereformowalnych dostojników państwowych, że świat się zmienia, a Polacy z coraz większą tęsknotą wpatrują się w zachodnioeuropejskie wzorce spędzania wolnego czasu.

Pawie pióra z NRD

Wprawdzie żelazna kurtyna nadal była szczelna, ale już nie tak bardzo jak w latach rządów Władysława Gomułki. Zmienił się także klimat społeczny, powiały liberalne wiatry dopuszczające nowinki z Zachodu. Nawet w bratniej NRD królowały rewie z Friedrichstadtpalast. Kiczowate, bo obrosłe blichtrem i telewizyjnym tombakiem, ale stanowiły novum. No i pojawiły się rewiowe schody, po których pląsały girlsy w pawich piórach. Wprawdzie jak ognia unikano ostrzejszego negliżu i erotyczno-obyczajowych prowokacji, ale nawet w tym najsmutniejszym baraku bloku moskiewskiego nie obowiązywała już tylko toporna estetyka socrealizmu (...).

Założenia programowe chorzowskiej instytucji zdawały się być reakcją na wszystkie te zmiany. To miał być teatr muzyczno-rewiowy, strukturalnie połączony z oddziałem katowickim telewizji państwowej. Przyszłe produkcje wprawdzie miały być pokazywane na macierzystej scenie, ale nade wszystko chodziło o ich rejestrację i późniejszą emisję w pasmach ogólnopolskich. A w latach siedemdziesiątych XX wieku katowicka telewizja osobliwie akurat w programach muzycznych się specjalizowała. Zresztą nic dziwnego. Tutaj funkcjonowało prężne środowisko kompozytorów, instrumentalistów i wykonawców. Kształciła, mająca dobrą opinię w kraju, Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna, potem przemianowana na Akademię Muzyczną. Cóż, nie było jednak dla planowanego teatru odpowiedniego budynku, przystosowanego i przygotowanego do przyjęcia dużego zespołu. Chodziło o to, by przyszły teatr nie był zbyt oddalony od ośrodka telewizyjnego, do dziś położonego na peryferiach Katowic, a ściślej - na ich, Chorzowa i Siemianowic Śląskich, obrzeżach.

Katowice rozrywki nie chciały

Władze miejskie Katowic nie wykazały entuzjazmu. Bo też nie potrafiły wskazać miejsca, w którym mógłby ulokować się nowy teatr. Chyba też nie rozumiały idei, jaka za nim miała stanąć, więc nie były zbyt gorliwe. Zachowały dystans,a może raczej należałoby powiedzieć: po cichutku demonstrowały bezsilność i bezradność.

To miał być teatr rewio związany z katowicką telewizją. Spektakle miała oglądać cała Polska

W Chorzowie poszukiwania rozpoczęto od wizytacji w Teatrze Miejskim, w którym dość regularnie występowały zespoły gościnne, zwłaszcza gliwicka Operetka. Ale obiekt z lat trzydziestych XX wieku, choć pozornie duży, pozostawał słabo wyposażony w urządzenia techniczne i przede wszystkim kiepska w nim była akustyka. Komisje z warszawskiego Radiokomitetu trafiły zatem do sali widowiskowej Zakładowego Domu Kultury Huty "Kościuszko". Ale i tu pojawiły się od razu poważne problemy. To była instytucja żywa i dość prężna, z tradycjami - jak się w takich przypadkach zwykło mówić. Na dodatek mieściła się w niej siedziba amatorskiego teatru Reduta Śląska. Ten zaś zapewne trzeba by wyeksmitować. A to byłoby niezręczne. Poza tym część pomieszczeń służyła jako mieszkania prywatne. Mało tego - funkcjonowała tu robotnicza stołówka. Dawny budynek hotelowy, mimo że adaptowany i w środku wielokrotnie przebudowywany, wymagał gruntownych i bardzo kosztownych remontów.

Teatr miał być studiem TV


Ale obszerna scena z obrotówką i widownią na 600 widzów kusiła. Przynętę stanowiła także ledwie parokilometrowa odległość do ośrodka telewizyjnego. Najbardziej fantazyjne plany zakładały połączenie Bytkowa z Chorzowem podziemnymi kablami. Teatr byłby wtedy filialnym studiem telewizyjnym. Jedynym takim w kraju. A to też się liczyło. Regionalne partykularyzmy miały swą magiczną moc, a Górny Śląsk - "kraina węgla i stali" - dysponował wtedy silnymi argumentami politycznymi.

Remont po trzydziestu latach

Remont, prowadzony przez katowickie Przedsiębiorstwo Budownictwa Ogólnego i Usług Technicznych "Śląsk", trwał ponad trzy lata. Kosztował ok. 18 milionów złotych, pochodzących głównie z budżetu Śląskiego Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach (dołożył się także Chorzów, porządkując przylegające do gmachu teatru fragmenty ulic i zamieniając chodniki w ładne i wygodne deptaki). Odnowiona została fasada i wymieniono okna. Całkowicie przebudowano i znacznie poszerzono foyer, wraz z bufetem dla publiczności, rozdzielniami energii i kilkoma toaletami. Przede wszystkim zaś otwarto nowe ciągi komunikacyjne. Odtąd główne wejście dla publiczności pro wadzi od narożnika kamienicy.

Pierwszym pomieszczeniem, na jakie natrafia widz, jest, znajdująca się po lewej stronie, obszerna sala kasowa (zmodernizowano też sieć komputerową w całym budynku, ułatwiając pracę m.in. Biuru Obsługi Widzów, impresariatowi oraz działowi promocji i marketingu). No i nade wszystko w przestrzeni dawnej sali baletowej utworzono tak bardzo potrzebną Małą Scenę, która mieści do stu widzów.

Dwie sceny równolegle

Próby i spektakle mogą toczyć się równolegle na obu scenach. To wielki komfort, dotąd w tym teatrze nieosiągalny. Publiczność pragnąca zobaczyć któryś z kameralnych spektakli, na ogół granych pół godziny później, o 19.30, wchodzi wejściem głównym, kierując się schodami na pierwszą kondygnację. Stamtąd wchodzi na widownię, korzystając z oddzielnej szatni, dostatecznie szerokich korytarzy, niewielkiej salki bankietowej i nowych toalet. Poza uwagą widzów, z tyłu i boku sceny, znajdują się m.in. garderoby aktorskie, łazienki oraz pomieszczenia dla inspicjenta i rekwizytorów, do których można dostać się także z przeciwległej strony, z najstarszej części budynku zajmowanej przez administrację teatru, do której droga prowadzi od ulicy Katowickiej. (...)

Trzy lata wcześniej oddano do użytku w budynku zaplecza teatralnego m.in. nowe garderoby dla aktorów występujących na Dużej Scenie, sale prób, także orkiestrowych, bufet pracowniczy, magazyny kostiumów etc. Artyści i pracownicy techniczni przed i po każdym spektaklu kierują się zupełnie niedostępnymi dla ludzi spoza teatru wewnętrznymi korytarzami, z budynku do budynku. Teoretycznie, tj. zakładając, że wszystkie drzwi zostałyby odryglowane, tymi "tajnymi ścieżkami" można by dostać się także na foyer i dalej - albo do wejścia głównego, albo do administracyjnej części teatru i głównego wejścia służbowego. Z pozoru wielki galimatias, a w rzeczywistości - nareszcie uporządkowana sieć komunikacji wewnętrznej i zewnętrznej.

Pozyskanie tych wszystkich nowych przestrzeni musi stanowić dla każdego, kto znał dotychczasowy rozkład dawnych pokoi tudzież dawnych pomieszczeń hotelowych czy teatralnych, wielką niespodziankę. (...)

Krzysztof Karwat

***

Promocja książki odbędzie się 28 listopada (poniedziałek) o godz. 19.00 na Dużej Scenie Teatru Rozrywki w Chorzowie.

Krzysztof Karwat
Dziennik Zachodni
21 listopada 2011

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia