Stan wojenny w Teatrze Lalek

Niezwykła wystawa we Wrocławiu

We Wrocławskim Teatrze Lalek można "przeżyć" kilka dni ze stanu wojennego

Jak wyglądał pokój opozycjonisty w latach 80. zeszłego wieku? Jak robiło się ulotki na powielaczu? Jak można było zdobyć nieosiągalne dla zwykłych ludzi dolary? Odpowiedzi na te pytania szukajcie na wystawie we Wrocławskim Teatrze Lalek, przygotowanej przez Ośrodek Pamięć i Przyszłość i podczas gry organizowanej po spektaklu "Wroniec".

Na wystawie pokój opozycjonisty jest dość ponurym miejscem. Oparta o meblościankę "na wysoki połysk" stoi gitara - nieodłączny atrybut młodych bardów opozycyjnych, telewizor śnieży (bo przecież stan wojenny pozbawił Polaków rozrywek), a na małym stoliku ławie stoją butelki po oranżadzie. Nie brakuje książek.

Kiedy w zeszłym tygodniu wystawę otwierał wiceprezydent Wrocławia Jarosław Obremski, wspomniał, że obcy, czyli wrogowie, do pokoju opozycjonisty wchodzili zwykle nie przecinając wstęgi i nie w środku dnia, ale o szóstej rano, żeby zaskoczyć śpiącego mieszkańca. W pobliżu pokoju opozycjonisty postawiono powielacz, na którym można stworzyć ulotkę z napisem: "Precz z komuną. Solidarność".

Doświadczenia z powielaczem są bliższe starszym Polakom; młodzi nie radzą sobie z jego obsługą. W dniu otwarcia wystawy ulotki nie wychodziły, bo rozmywała się farba. - Czy ktoś paniom z obsługi powiedział, że sito trzeba wymyć rozpuszczalnikiem? - pytał twórczynie ulotek Wojciech Kucharski, historyk z Ośrodka Pamięć i Przyszłość.

O wiele szybciej młodzi widzowie opanowują za to reguły zabawy, do której zapraszani są po spektaklu "Wroniec". Dzięki grze można "przeżyć" kilka dni ze stanu wojennego. W grze milipanci (tak mały Adaś w spektaklu mówi na milicjantów) aresztują ludzi, trzeba stać w kolejkach po żywność i nie wychodzić z domów po godzinie 22, bo obowiązuje godzina milicyjna.

Grający odwiedzają gabinet członka partii, w którym mogą przekonać władzę, by awansowała obywatela na komendanta milicji. W 1981 roku trzeba było mieć kartki żywnościowe, żeby kupować jedzenie, a marzeniem wielu był wyjazd za granicę, ale żeby wyjechać, trzeba było mieć obcą walutę - najlepiej dolary. A dolary zdobywało się od cinkciarzy. Gra uczy młodych historii. Starsi też mogą się świetnie bawić, bo dziś na szczęście to wszystko dzieje się tylko na niby.

Małgorzata Matuszewska
Gazeta Wrocławska
7 maja 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia