Stanisław Mikulski (1929 - 2014)

Superman socjalizmu

Dzięki jednej roli Stanisław Mikulski zdobył taką popularność, o jakiej nawet lepsi od niego aktorzy mogli w PRL-u tylko marzyć. Zresztą kochała go jako Hansa Klossa w serialu "Stawka większa niż życie" widownia nie tylko w PRL-u, ale i pozostałych krajach socjalistycznych. Później wiodło mu się gorzej, czuł się odstawiony na boczny tor, zaszufladkowany.

- Stanisław Mikulski przyszedł na świat 1 maja 1929 roku w Łodzi
- Zdobył wielką popularność w Polsce i innych krajach socjalistycznych rolą Hansa Klossa w kultowym serialu "Stawka większa niż życie"
- Mikulski zagrał wiele innych ról, był też bardzo zapracowanym aktorem teatralnym, widownia zapamiętała go jednak przede wszystkim jako Klossa, przez co czuł się zaszufladkowany
- Jego karierze z pewnością zaszkodził fakt, że podczas stanu wojennego nie dołączył, w przeciwieństwie do większości aktorów, do bojkotu telewizji
- Miał trzy żony i dwóch synów, z których jeden zmarł kilka godzin po porodzie

Wielu było w Polsce popularnych aktorów, nie brakowało też naprawdę wybitnych, którzy ze swojego zawodu uczynili emanację sztuki w najbardziej szlachetnym z możliwych wydaniu, w pewnym momencie żaden jednak nie mógł się równać popularnością ze Stanisławem Mikulskim - odtwórcą roli Hansa Klossa w "Stawce większej niż życie" (1967–1968) w reżyserii Andrzeja Konica i Janusza Morgensterna.

Popkultura i propaganda PRL-u nigdy wcześniej ani później nie doczekały się podobnego bohatera. Mikulski, który zanim stał się agentem J-23 był przez kilkanaście lat skromnym aktorem Teatru im. Osterwy w Lublinie, nie tylko podbił serca widzów polskich, ale na początku lat 70. zyskał szaloną popularność we wszystkich krajach demoludów - znali i uwielbiali go widzowie w ZSRR, NRD, Bułgarii, Czechosłowacji czy na Węgrzech. "To był Superman socjalizmu - takie opinie czytałem o mojej postaci" – mówił po latach Mikulski.

Ba, sława Klossa dotarła nawet do... Szwecji, gdzie "Stawkę" okrzyknięto w 1970 r. "najlepszym programem", a tamtejsze media porównywały J-23 do Simona Templara, czyli "Świętego" granego przez Rogera Moore'a. Mikulski wspominał w jednym z wywiadów, że tylko w jeden wieczór rozdał tam... dwa i pół tysiąca autografów.

Co zaważyło na Klossie
Rolę agenta J-23 zaproponowano Mikulskiemu krótko po tym, jak przeniósł się z Lublina do Warszawy, w roku 1964. Miał już wtedy na koncie sporo "mundurowych" występów w takich filmach fabularnych, jak "Ewa chce spać", "Skąpani w ogniu", "Dwaj panowie N", "Kanał", "Barwy walki" czy "Pierwszy start". Zaczęło się od sensacyjnych "Godzin nadziei" Jana Rybkowskiego, w których po raz pierwszy wcielił się w żołnierza SS. Był rok 1955.

W otrzymaniu roli Klossa pomogło mu to, że był aktorem jeszcze nieopatrzonym, co prawda znanym z wielu filmów, ale raczej ról drugoplanowych. "Myślę, że miało to swoje znaczenie – przyznawał, sugerując, że zaważyła znajomość z Januszem Morgensternem, którego znał z czasów kręcenia »Kanału« Andrzeja Wajdy. - I to chyba zdecydowało o obsadzeniu mnie w roli Klossa".

Za mundurem sukcesy sznurem
Dziś nie każdy pamięta, że zanim Mikulski zagrał Hansa Klossa w osiemnastoodcinkowym serialu telewizyjnym, wcielił się w tę postać w czternastu emitowanych na żywo spektaklach telewizyjnego Teatru Sensacji (1965-1967).

"Mniej więcej od trzeciego odcinka pierwszej serii teatralnej »Stawki« stałem się telewizyjną gwiazdą na miarę tamtych czasów – wspominał Mikulski w wydanej w 2012 roku autobiografii »Niechętnie o sobie«. - To też było nieoczekiwane przez twórców Teatru Sensacji - scenarzystów, reżysera. Tytuł widowiska sugerował najpierw sensacyjną treść. A tu na pierwszy plan wybiła się moja postać".

Jak uratować Klossa
Początkowo odsłon spektaklu zaplanowano mniej, bo zaledwie sześć, a Kloss miał zginąć. O tym, że stało się inaczej, zdecydowały... protesty górników i hutników. Masy robotnicze wpłynęły na gazety, by napisały wezwanie do scenarzystów, poruszyły także ten temat w rozmowie z Włodzimierzem Sokorskim, przewodniczącym Komitetu ds. Radia i Telewizji. Do akcji włączyli się studenci Politechniki Gdańskiej, grożący w liście do telewizji, że zablokują jej siedzibę. Kloss został uratowany.

Kloss, czyli tak naprawdę Stanisław Kolicki. Bohater jest Polakiem, który podczas II wojny światowej, od 1941 r., podszywa się pod oficera niemieckiego Hansa Klossa, zdobywając dla wywiadu radzieckiego różne cenne informacje i generalnie podcinając skrzydła nazistom.

Wymiar propagandowy produkcji był oczywisty, ale mimo to serial bronił się jako trzymająca w napięciu opowieść wojenno-szpiegowska, z wyrazistymi bohaterami, także drugiego, a nawet trzeciego planu. I broni się do dziś.

Komu przeszkadzał Kloss
Niestety, jak to bywa w przypadku tak gigantycznych sukcesów, aktor zapłacił za niego frycowe. Jak mówił, olbrzymie. Potwierdza to jego filmografia. "Później przez wiele lat byłem niewykorzystywany przez film polski – żalił się w rozmowie z »Gazetą Wyborczą«. - Grałem za granicą, a u nas nie. Reżyserom przeszkadzał Kloss".

"To jest bzdura, bo aktor jest od tego, żeby grać wszystko. Tak jest na Zachodzie. Mogę dać przykłady tych, którzy grali w serialach, a później byli znakomici w innych filmach. Spójrzmy na Rogera Moore'a czy Seana Connery'ego. Ten pierwszy zagrał »Świętego«, tamten drugi charakterystycznego Bonda, i nie przeszkadzało to w tym, by grali w kolejnych filmach".

Jak stwierdził, gdyby serial pojawił się w dzisiejszych czasach, on jako aktor miałby mnóstwo propozycji do filmu, bo w filmie rządzi komercja. "Angażuje się aktorów takich, którzy przynoszą konkretne zyski, których widzowie chcą oglądać". A jego w czasach Klossa rzeczywiście chcieli. Pytanie, w jakich rolach.

W teatrze tysiące, w filmie miliony
Mikulskiemu rzeczywiście żal było, że chociaż miał na koncie cenione role dramatyczne i komediowe w warszawskich teatrach – w Powszechnym, Ludowym, Polskim i Narodowym – i wcielał się m.in. w Cyrano de Bergeraca, Makbeta, Jagona czy bohaterów Gogola i Fredry, kojarzono go głównie z jednego typu postaciami.

"W jakimś sensie zaszufladkowano mnie w owych pozytywnych i mundurowych rolach – mówił w rozmowie »Trybuną«. - Tymczasem, jak każdego aktora, ciągnęło i ciągnie mnie do charakterystyczności. Są to najciekawsze role".

"Kilku reżyserów, z którymi pracowałem w filmie, uważało, że mam ogromne możliwości charakterystyczne, ale żaden z nich nie ośmielił się mnie w takiej roli obsadzić. Tłumaczono mi, co uważałem za bzdurę, że widz przyzwyczaił się do mnie w owych rolach zacnych cywili i mundurowych. Tak więc, może trochę wbrew warunkom zewnętrznym, czuję się aktorem charakterystycznym. Tylko ilu widzów to widziało? W teatrze widziały mnie tysiące, a w filmie miliony".

Pierwszy start
Stanisław Mikulski urodził się 1 maja 1929 roku w Łodzi - w robotniczej, niezbyt zamożnej rodzinie. Ojciec był włókniarzem, a mama szwaczką. Wczesne dzieciństwo spędził w kamienicy w dzielnicy Bałuty, przy ul. Lutomierskiej – a konkretnie w jednoizbowym mieszkaniu z kuchnią. Było biednie.

Kiedy w 1939 roku wybuchła II wojna światowa, dziesięcioletni Stanisław miał skończone trzy klasy szkoły powszechnej. Rodzinę zmuszono do wyprowadzki, gdyż jej mieszkanie znajdowało się na terenie getta. Naukę kontynuował w ramach tajnego nauczania podczas okupacji.

Po zakończeniu wojny nastolatek rozpoczął naukę w VIII LO. To tam podczas jednej ze szkolnych akademii został zaproszony przez kogoś ze szkoły filmowej na casting do roli młodego lotnika w "Pierwszym starcie" Leonarda Buczkowskiego. Rolę dostał i natychmiast połknął aktorskiego bakcyla – ku średniemu zadowoleniu rodziców, którzy liczyli, że syn zostanie inżynierem.

Stalin skropiony łzami
W 1951 r. Mikulskiego powołano do wojska. Ulokowano go w artylerii przeciwlotniczej w Skierniewicach, a później przeniesiono do Lublina, gdzie wstąpił do Zespołu Pieśni i Tańca Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Sprawdzał się w roli prezentera i konferansjera.

To w wojsku Mikulski odebrał legitymację partyjną. Kiedy zmarł towarzysz Stalin, napisał do ojca list, w którym nie ukrywał swojej rozpaczy po śmierci przywódcy bratniego narodu radzieckiego.

"Napisałem do taty w liczbie mnogiej. Jak bardzo żałujemy, że odszedł nasz ukochany Józef Wissarionowicz i tak dalej. Sam z siebie napisałem – wspominał w »Niechętnie o sobie"«. - List był szczery i współczujący, omalże skropiony łzami. Bo ja wierzyłem w nich, w naszą władzę".

Trochę w kinie, trochę w Lublinie
W 1953 roku Mikulski zdał aktorski egzamin eksternistyczny w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie i na stałe przeniósł się do Lublina, gdzie dołączył do zespołu Teatru im. Osterwy. Spędził tam 12 lat. "Już w Lublinie stałem się rozpoznawalnym aktorem – wspominał w rozmowie z »Gazetą Wyborczą«. - Pomógł mi w tym trochę film. To był okres, kiedy właściwie dzieliłem pracę w teatrze z filmem. Praktycznie w czasie tych 12 lat wystąpiłem w około 20 filmach, ale i gatunek ról, które zagrałem tutaj w teatrze, ma swój ciężar: Makbet, Montserrat, Sułkowski..."

"Wspominam Lublin z sentymentem przede wszystkim jednak dlatego, że był to chyba mój najlepszy okres, jeśli chodzi o pracę teatralną – mówił dziennikarzowi »Trybuny«. - Grałem dużo i do tego wiele świetnych ról, m.in. tytułowego Sułkowskiego w dramacie Żeromskiego, Mackie Majchra w »Operze za 3 grosze« Brechta, Makbeta, Rowena w »Wygnańcach« Joyce'a, Isojerdo w »Monserracie« Roblesa, Barykę w »Przedwiośniu«".

Z pierwszej ligi do drugiej
W 1964 roku Mikulski przeniósł się do stolicy i dostał pracę w Teatrze Powszechnym, u dyrektora Adama Hanuszkiewicza. "Na scenie lubelskiej należałem do ścisłej czołówki aktorskiej. Moim teatralnym kolegą był Jan Machulski. Czasem mówiono o nas »dwaj panowie M«., w nawiązaniu do filmu »Dwaj panowie N.«, w którym grałem. W teatrze Hanuszkiewicza byłem już w drugiej lidze aktorów".

Może i w teatrze był w lidzie drugiej, ale filmowo Kloss przeniósł aktora do ekstraklasy. Po zakończeniu emisji serialu długo jeszcze musiał swoją postać grać – na setkach spotkań z wielbicielami w szkołach, w fabrykach, podczas wyjazdów zagranicznych. Występował niewiele, a najbardziej znane role Mikulskiego z lat 70. to tytułowy bohater serialowej adaptacji książki Zbigniewa Nienackiego "Samochodzik i Templariusze" (1971) Huberta Drapella; Karol w "Opętaniu" (1972) Stanisława Lenartowicza i kapitan Rogalski w serialu "Polskie drogi" (1976) Janusza Morgensterna. Zagrał też zabawny epizod Wujka Dobra Rada w "Misiu" (1980) Stanisława Barei. Za to w samego siebie, aktora wychodzącego z pociągu, wcielił się w jednym z odcinków "07 zgłoś się" (1978).

Z duszą na ramieniu
W stanie wojennym, kiedy prawie wszyscy aktorzy przyłączyli się do bojkotu reżimowej Telewizji Polskiej – innymi słowy, nie występowali w żadnych jej produkcjach – Stanisław Mikulski pozostał w mniejszości. W efekcie należał do tych aktorów, którzy byli w teatrze "wyklaskiwani" lub "wykasływani" ze sceny.

"Pod koniec lutego 1982 r. zagrałem majora ułanów w sztuce Jerzego Żurka »Sto rąk, sto sztyletów« w reżyserii Jerzego Krasowskiego – pisał w autobiografii »Niechętnie o sobie«. - Wychodzę na scenę i po pierwszych słowach zaczyna się. Kaszel, ciągły głośny kaszel".

"Starałem się znosić to wszystko – pisał dalej. - Proszę bardzo, niech mnie koledzy nie zauważają, niech publiczność wykasłuje. Ale przyznam, że później do »Stu rąk, stu sztyletów« wychodziłem z duszą na ramieniu - jak się zachowają dzisiaj?".

Wierny sobie
Dlaczego nie poparł bojkotu? Ci, którzy Mikulskiego znali, mówili potem, że naiwnie, absolutnie nie cynicznie wierzył we władzę ludową. Konkretnym powodem takiej decyzji miał być zorganizowany w lutym 1982 roku w Teatrze Polskim rokroczny koncert dla Armii Czerwonej. "Ja co roku tam występowałem. I nie widziałem powodu, dla którego miałbym odmówić, jak to zrobili inni, wymawiając się jakimiś zajęciami" - pisał w książce.

"Ja przede wszystkim byłem wierny sobie. I dziś uważam, że postąpiłem uczciwie. Brałem pieniądze, moim obowiązkiem było grać, a nie bawić się w politykę. I ja na przykład, chociaż byłem w partii, nigdy w tym okresie nie próbowałem, że tak powiem, propagować albo być przeciwko stanowi wojennemu".

Niezgoda na zgodę
W latach osiemdziesiątych powoli wycofywał się z zawodu. Zagrał tylko kilka dziś już zapomnianych ról. W 1988 roku objął funkcję dyrektora Ośrodka Informacji i Kultury Polskiej w Moskwie. Dwa lata później przeszedł na emeryturę. Po przełomie ustrojowym nie potrafił znaleźć sobie miejsca ani w filmie, ani w teatrze – a może po prostu tego miejsca dla niego ze względu na przeszłość nie było. Grał drobne rólki w serialach, a w połowie lat 90. został na trzy lata prowadzącym teleturniej "Koło Fortuny".

"Zrezygnowano ze mnie – żalił się w rozmowie z »Newsweekiem« w 2012 roku. - Dziś czeka się, aż aktor skończy 65 lat, daje mu się laurkę i wysyła na emeryturę. Tak się złożyło, że później nie było dla mnie roli. Duże role można grać, kiedy ma się lat -dzieści, a nie -dziesiąt. A do tego jeszcze te polityczne historie. Czy mnie ktoś pytał o moje poglądy? Byłem w PRL jedynym aktorem? Niełatwo się z tym wszystkim pogodzić".

Superman w ogrodzie
Stanisław Mikulski był trzykrotnie żonaty – z lublinianka Wandą (1954-1966), która urodziła syna aktora Piotra. "Zacząłem rzadko bywać w domu, a nieobecność męża źle wpływa na małżeństwo" – wspominał w swojej książce. Drugą żoną była poznana na planie "Stawki większej niż życie" kostiumolog Jadwiga Rutkiewicz, która zmarła w 1985 roku. Jedyny syn pary żył zaledwie kilka godzin. Trzecią żoną aktora była poznana w Moskwie w 1988 roku muzykolog Małgorzata Błoch-Wiśniewska. Razem wychowywali jej córkę z poprzedniego małżeństwa. Para była ze sobą do końca życia Stanisława Mikulskiego, czyli do roku 2014.

Wolne chwile na emeryturze aktor najbardziej lubił spędzać na swojej działce na Mazurach, gdzie z pasją uprawiał ogród. Ciągle jednak tęsknił za aktorstwem.

Stawka mniejsza niż większa
W 2012 r. Stanisław Mikulski po raz ostatni wrócił na wielki ekran w filmie Patryka Vegi "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć", podobnie jak Emil Karewicz jako Sturmbannführer Hermann Brunner. Ich bohaterowie byli o trzydzieści lat starsi, ale akcja nie działa się tylko w latach 70. – w Klossa i Brunnera z czasów wojny wcielili się Tomasz Kot i Piotr Adamczyk. Film nie odniósł sukcesu, został też zmiażdżony przez krytykę.

Stanisław Mikulski zmarł 27 listopada 2014 r. nad ranem w Warszawie w wyniku choroby nowotworowej. Miał 85 lat. Tydzień wcześniej trafił do szpitala. Piątego grudnia pochowano go na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Pogrzeb miał charakter świecki.

Numery, których nie było
Przy okazji wspomnienia o aktorze warto nawiązać do dwóch kultowych cytatów ze "Stawki większej niż życie", których... nigdy na małym ekranie nie usłyszeliśmy – przynajmniej nie w formie, w jakiej przedostały się do języka codziennego. Co zresztą dziwi, biorąc pod uwagę liczbę powtórek serialu na przestrzeni lat.

Po pierwsze, Stanisław Mikulski wcale nie powiedział do Emila Karewicza, odtwórcy roli Sturmbannführera Hermanna Brunnera, "Brunner, ty świnio". Tak naprawdę słowa brzmiały "Wyjątkowa z ciebie kanalia, Brunner".

Nigdy też nie usłyszeliśmy w serialu tekstu "Nie ze mną te numery, Brunner" - zamiast tego agent J23 wypowiedział stanowcze: "Te sztuczki to nie ze mną, Brunner".

Paweł Piotrowicz
Onet.Kultura
2 maja 2023

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...