Star Wars Movies - Stare vs. Nowe cz. 4
III Zemsta SithówI tak dochodzimy tu do ostatniej już części prequeli, czyli do „III Zemsty Sithów". Na tle wcześniej powstałych dwóch niezbyt udanych filmów, „III Zemsta Sithów", wydaje się być najlepszą ze wszystkich, jaką do tej pory udało się nakręcić Lucasowi.
Część III została wypuszczona do kin 12 maja 2005 roku i dopiero wtedy większość ludzi została w miarę udobruchana. Epizod III do dnia dzisiejszego jest lubiany (mniej, lub bardziej) przez fanów ST.
Fabuła filmu: Po trzech latach nieustannych walk między Republiką, a Separatystami, nadchodzi koniec tzw. „Wojen Klonów". Rada Jedi wysyła Obi-Wan Kenobiego (Ewan McGregor), aby doprowadził przed wymiar sprawiedliwości Generała Grievousa, przywódcę armii Separatystów. Tymczasem na Coruscant kanclerz Palpatine (Ian McDiarmid) rośnie w siłę. Jego daleko idące polityczne zmiany przekształcają pogrążoną w wojnie Republikę w Galaktyczne Imperium, zaś on sam ogłasza się Imperatorem.
Okazuje się, że ma wielką moc. Wyznaje swojemu najbliższemu sprzymierzeńcowi, Anakinowi Skywalkerowi (Hayden Christensen), prawdziwe źródło jej pochodzenia.
Skuszony potężną mocą Skywalker przechodzi na Ciemną Stronę i staje się złowrogim Darthem Vaderem.
I tak właśnie kończy się historia Starej Republiki, a na jej gruzach powstaje znane i uwielbianie Galaktyczne Imperium. Epizod 3, jest moim zdaniem najlepszą częścią Nowej Sagi, która ukazuje narodziny Dartha Vadera. To właśnie tutaj po raz pierwszy mogę z ręką na sercu przyznać, że Hayden Christensen daje z siebie wszystko, jeśli chodzi o jego umiejętności aktorskie. W filmie postać Anakina stała się o wiele bardziej przejrzysta, a reżyser postarał się całkiem logicznie ukazać widzom rozterki młodego Rycerza Jedi, który musi jakoś pogodzić życie obrońcy galaktyki z pełnoetatowym mężem oraz ojcem.
Pod koniec Epizodu 2, dowiadujemy się, że Anaknin w końcu poślubia miłość swojego życia, czyli Padme Amidale i razem muszą ukrywać swój związek przed światem.
Jednak z każdym kolejnym dniem, Anakinowi trudniej jest ukrywać swoje życie przed innymi, zwłaszcza przed swoim mistrzem i jednym przyjacielem, Obi-Wan Kenobim. Z każdą minutą filmu, jego gniew narasta, szczególnie, gdy okazuje się, że Rada Jedi nadal mu nie ufa i nie pozwala w pełni rozwinąć swoich skrzydeł. Lecz życie młodego Skylwakera wywraca się do góry nogami, kiedy dowiaduje się, że Padme jest w ciąży. Sytuacja zaognia się jeszcze bardziej, kiedy podczas snu doznaje on wizji, w których jego żona umiera w trakcie porodu. Na cierpienie młodego Jedi zwraca uwagę Kanclerz Palpatine, który przekonuje go, że jedynym ratunkiem dla Padme i jej dzieci jest przejście na Ciemną Stronę Mocy.
Można porównać „Zemstę Sithów" do „Imperium Kontratakuje", jeśli chodzi o mrocznym klimat oraz dramatyzm obydwu produkcji. Mamy tu zdradę, manipulację, ból, walkę dobra ze złem, no i totalną masakrę w przypadku Zakonu Jedi. Plotki głoszą, że większość scen, które miały pojawić się w filmie, zostały usunięte przez Lucasa, gdyż ten obawiał się, że mogą one być za bardzo brutalne i nieprzyjazne dla młodszej widowni.
Trochę szkoda. W planach była m.in. scena ukazująca jak Anakin, już będący Mrocznym Lordem Sithów, morduje najmłodszych uczniów Zakonu. Zamiast tego, ukazano nam tylko ułamek sceny, gdzie kilkunastoletni uczniowie proszą Skywalkera o pomoc w walce z klonami, które zaatakowały Świątynię Jedi. Ten w odpowiedzi zapala swój miecz świetlny.
Dalej już wiemy, co się wydarzy.
Trzeba przyznać, że w „Zemście Sithów" również pojawiają się błędy, pewne niedociągnięcia, głupie sceny czy niedomknięte wątki, lecz mimo to, film ogląda się całkiem przyjemnie. Epizod III dorównuje (lub stara się dorównać) epickością Starej Sadze.
Jest to jeden z niewielu filmowych prequeli, który uwielbiam oglądać zawsze i wszędzie.
Podsumowanie
Przełożenie Gwiezdnych Wojen na kulturę masową było na tyle silne, że do popularnej Sagi nieraz nawiązywali zarówno dziennikarze, jak i politycy. Na przykład, gdy w 1984 roku 40. Prezydent USA. Ronald Reagan ogłosił ambitny projekt obrony przeciwrakietowej, niemal wszyscy przedstawiciele głównych mediów w kraju – FOX NEWS, CNN, czy NBS NEWS - przyczepiły mu etykietkę propagatora „Gwiezdnych Wojen". Dziennikarze, podliczając wydatki Pentagonu na Inicjatywę Obrony Strategicznej (SDI), żartowali sobie, że zbudowanie Gwiazdy Śmierci byłoby tańsze. Filmy Lucasa, w pewnym sensie, wpłynęły również na rozwój technologiczny pod koniec XX oraz na początku XXI wieku. Chociaż, jeśli chodzi o innowację, to George Lucas uznawany jest raczej za popularyzatora, niż za głównego twórcę koncepcji nowinek technologicznych. W „Nowej Nadziei", pojawiło się sporo wynalazków z literatury science fiction lat 50-tych i 60-tych, takie jak broń laserowa, statki kosmiczne, czy myślące roboty. Lucasowi udało się połączyć wszystkie brakujące elementy układanki w jedną całość i skutecznie sprzedać swój pomysł reszcie świata. Gdyby nie „Gwiezdne Wojny", żaden z inżynierów nie pomyślałby o stworzeniu prototypów prawdziwych mieczy świetlnych oraz o projekcji hologramu.
Prawdziwą ciekawostką jest fakt, że ideę ultra przenośnego projektora dość szybko podchwyciła branża elektroniczna. Chociaż holografia wciąż wydaje się być w powijakach, to jednak projektory kieszonkowe wykorzystujące diody LED można dziś kupić w sklepach z elektroniką. Oferują one rozdzielczość HD i przekątną większą niż 100 cali. Dzięki postępowi w technologii wyświetlania obrazu na takim projektorze nie tylko obejrzymy w komfortowy warunkach wszystkie części sagi, ale zagramy również w gry z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Wystarczy tylko wolny kawałek ściany lub sufitu.
Zatem, która Saga jest moim zdaniem lepsza? Filmowe Epizody 4, 5, 6 powstałe pod koniec XX wieku, które pomimo wielu wad, zarówno od strony aktorskiej, czy od strony wizjonerskiej, przez wielu miłośników Gwiezdnych Wojen są uznawane za klasyki, prawdziwe perełki kina fantastycznego/science fiction? Czy może nowe, nieco inne, różniące się od tego, co dostaliśmy wcześniej Epizody 1, 2 i 3, które, mimo, iż posiadają całkiem sporo zalet i nie raz mogą one zrobić na widzu pozytywne wrażenie (może poza naprawdę nudnym „Atakiem Klonów", przy którym można uciąć sobie przysłowiowego komara), wciąż budzą wiele kontrowersji?
Oczywiście, nie da się obiektywnie tego stwierdzić, ponieważ każdy z nas na pewno wymieni po kilka, jeśli nie po kilkanaście, albo nawet i kilkaset argumentów przemawiających za tym, że Stare jest lepsze od nowego, ewentualnie odwrotnie. Uważam, że Saga stworzona na przełomie lat 1977-1983, jest zdecydowanie lepiej skonstruowana i przemyślana, w porównaniu do swojego następcy z lat 1999-2005. Ale nie oznacza to, że będę wychwalał pod niebiosa każdą minutę czy sekundę „Imperium Kontratakuje" i przeklinał dzień, w którym ukazał się „Atak Klonów". Jedni będą z nostalgią patrzeć na dzieła Lucasa z dawnych lat, kiedy sam był młodym i niepewnym swojej przyszłości w branży filmowej twórcą, pragnącym tworzyć własne autorskie produkcje, a drudzy spojrzą w przyszłość i docenią starania już znacznie dojrzałego artysty, który chciał zrealizować własny projekt od początku do końca.
Każdy z tych filmów ma swoje wady i zalety i na pewno każdy z nas odnajdzie w nich coś, co go zainteresuje.