Starcie pokoleń

„Brancz" – reż. Juliusz Machulski – Teatr Telewizji Polskiej

„Brancz" to sztuka napisana przez Juliusza Machulskiego dla Teatru Powszechnego w Łodzi, która początkowo była tam wystawiana jako spektakl czytany, a premiera pełnej inscenizacji miała miejsce dopiero w 2015 roku. Zanim to nastąpiło, w 2014 roku, „Brancz" został zrealizowany w ramach Teatru Telewizji. To właśnie tę wersję miałam okazję obejrzeć i uważam, że warto ją poznać choćby dlatego, że jej reżyserem jest autor sztuki – Juliusz Machulski.

Fabuła spektaklu skupia się na tytułowym branczu, czyli połączeniu śniadania i lunchu, do którego zasiadają trzy pokolenia pewnej rodziny, by „odbębnić" śniadanie wielkanocne na dwa tygodnie przed świętami. Spotkanie organizują Marta i Szymon (Gabriela Muskała i Andrzej Zieliński) dla swoich matek – Kazi (Stanisława Celińska) i Ali (Anna Seniuk), a także dla Neli (Alicja Juszkiewicz), córki Marty z pierwszego małżeństwa, i jej narzeczonego Olafa (Dawid Ogrodnik). Niespodziewanie zjawia się tam również biologiczny ojciec Neli - Zdzisław (Cezary Pazura), a wszystkich wyżej wymienionych obsługuje kelnerka, borykająca się z własnymi problemami (Olga Bołądź). Spotkanie ujawnia nie tylko różnice w podejściu do życia pomiędzy danymi pokoleniami, ale także głęboko skrywane żale, jakie odczuwają względem siebie poszczególni członkowie rodziny.

Dzieło Juliusza Machulskiego z założenia jest komedią. Z założenia, ponieważ w żadnym momencie nie wywołało u mnie śmiechu. Jedynie Cezary Pazura w swojej kreacji był w stanie wywołać uśmiech na mojej twarzy poprzez kompletne oderwanie swojej postaci od realnego świata. Mimo to całość ogląda się nad wyraz przyjemnie – to lekki, ale niepozbawiony głębi spektakl, w którym wszyscy aktorzy radzą sobie znakomicie i żadnemu nie można nic zarzucić.

Scenografia Wojciecha Żogały idealnie pasuje do spektaklu. Nie jest ani zbyt minimalistyczna, ani zbyt okazała, dzięki czemu ukazuje elegancję hotelu, w którym brancz się odbywa, a jednocześnie nie odwraca uwagi widza od tego, co w sztuce najważniejsze – od relacji między członkami rodziny. To samo można powiedzieć o kostiumach Ewy Machulskiej – nie są one zbyt widowiskowe, nie przytłaczają, przy czym są estetyczne i nienachalnie podkreślają cechy poszczególnych bohaterów. Dla przykładu - twardo stąpający po ziemi Szymon ma na sobie prosty garnitur, jego oderwana od rzeczywistości matka – strój wielokolorowy, a ekstrawertyczny Zdzisław – koszulę z postawionym kołnierzem.

Jeśli chodzi o wydźwięk sztuki to, według mnie, trzeba zwrócić uwagę przynajmniej na dwie kwestie. Pierwszą są trudne do przeskoczenia różnice pokoleniowe i wzajemne urazy, a drugą fakt, że mimo nich członkowie rodziny się kochają. Marta i Szymon to przedstawiciele nowoczesnej inteligencji – lubią szeroko pojętą ekskluzywność, dobre jedzenie, egzotyczne podróże, nie przywiązują natomiast wagi do tradycji i są przeciwnikami religii. Ich matki wyznają zupełnie inne zasady – Kazia jest tradycjonalistką z głęboko wpojonymi normami religijnymi, a Ala jest skromna i stroni od przepychu. Nela jest z kolei typową dziewczyną XX wieku – zajmuje ją telefon, a trudy życia zna jedynie z opowieści rodzinnych. Ludzi zebranych na branczu upodabnia do siebie właściwie tylko jedno – głęboko odczuwany żal w stosunku do rodziców. Żal o porzucenie rodziny, żal o zbyt duże zaangażowanie w pracę, żal o nieobecność i zaniedbanie – problemy typowe dla naszych czasów.

Spektakl Juliusza Machulskiego daje też jednak nadzieję – ukazuje to, że taki żal jest niczym w porównaniu z miłością, która spaja rodzinę, a szczerość i skrucha czasem mogą uratować to, co wydaje się zaprzepaszczone.

 

 

Paulina Kabzińska
Dziennik Teatralny Łódź
15 października 2020

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia