Stefania Grodzieńska nigdy nie zawodzi
"Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej" - Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie„Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej” to owoc kilkuletniej pracy aktorki i reżyserki teatralnej, Grażyny Barszczewskiej, która na deski teatru Ateneum przeniosła urzekający skrawek świata nieco lirycznego, zabawnego, pełnego humoru, ale i pięknie wzruszającego.
W opisie spektaklu można przeczytać, że za sprawą pani Stefanii widz uśmieje się do łez, ale i wzruszy do łez. I rzeczywiście tak jest – niezwykła osobowość, ponadczasowy humor, groteska i nieco abstrakcyjny żart tej polskiej pisarki, aktorki estradowej i teatralnej sprawiają, że publiczność przeżywa różne stany emocjonalne – od gromkiego śmiechu do prawdziwego wzruszenia – a wszystkie one są szczere i prawdziwe. Jednak w niemałym stopniu jest to zasługa nie tylko samej Stefanii Grodzieńskiej, ale także Grażyny Barszczewskiej i Grzegorza Damięckiego, którzy udowadniają, że dobra sztuka nie powstaje dzięki wymyślnej scenografii i tłumowi aktorów na scenie, by sztuka była naprawdę bardzo dobra. Gdy mamy do czynienia tekstami Grodzieńskiej i grą Barszczewskiej oraz Damięckiego, nic więcej nie potrzeba.
Sama sztuka to fragmenty twórczości Grodzieńskiej, które celnie ukazują to, co najistotniejsze i najpiękniejsze – w jej życiu i w życiu w ogóle. Grażyna Barszczewska sumiennie przygotowała się do swojej roli – w każdym jej geście, słowie, ale też w wyborze tekstów widzimy jak ważną postacią dla aktorki była pisarka i jak poprawnie (bez fałszu i naciągania) zrozumiała i potrafiła wydobyć z twórczości Grodzieńskiej to, co najpiękniejsze i to, co na scenie sprawdzi się zawsze. Sama gra Barszczewskiej jest taka jak dorobek pisarki – z klasą, humorem, finezją i niemal dziewczęcą lekkością. Nie zawodzi także Grzegorz Damięcki, świetnie spisujący się w każdej wyznaczonej przez kobietę roli. Dopełnieniem całości są piosenki, w których aktorzy po raz kolejny udowadniają, że czują nie tylko to, co chciała przekazać Grodzieńska, ale też to, o czym pisał jej mąż – Jerzy Jurandot. Bo to właśnie znakomita twórczość tego małżeństwa jest klamrą spinającą cały spektakl w całość.
„Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej" są lirycznym wehikułem czasu, który przenosi nas w świat, jaki dostrzec można, gdy człowiek wreszcie się zatrzyma i spojrzy na życie z odpowiednim dystansem. Są jak nocny spacer po opustoszałym mieście, kiedy to wszystko widać bardziej, mocniej i wyraźniej.