Sto lat po

"1914" - chor. zbiorowa - Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie

Jeden wieczór, trzy spektakle, trzy podejścia jednego tematu. Wrażliwość, bezwzględność, ironia. Nie bez przyczyny „taniec śmierci" królował podczas sobotniej premiery w Operze Narodowej. Setna rocznica wybuchu I wojny światowej zmusza do refleksji, a wieczór baletowy „1914" daje przekrojowy pogląd na wizję konfliktów oraz odmiennymi sposobami, wyciąga wspólne wnioski.

„Nevermore..." młodego, ale doświadczonego choreografa, Roberta Bondary rozpoczął wieczór od sielskiej sceny bawiących się młodych ludzi, beztroskich, radosnych, cieszących się swobodą i niezależnością. Ich rozpromienienie jednak szybko znika, czar pryska, a na scenie pojawia się plastikowa lalka. Nie mija dużo czasu, a sami tancerze stają się marionetkami w rękach Warlorda – okrutnego tyrana, pana życia i śmierci. Na wzór legendarnego, południowokoreańskiego generała Nguyen Ngoc Loan, który uwieczniony został przez Eddiego Adamsa, na głośnej fotografii z wojny wietnamskiej jest nieludzko bezlitosny. Co ciekawe, nawet w trakcie wojny pielęgnuje swoje pasje i upodobania. Jego miłość do muzyki klasycznej nie koliduje z bestialskim zachowaniem, ale kiedy więźniowie przeszkadzają w celebrowaniu piękna, pozbywa się ich w mgnieniu oka.

Początkowo postaci nie posiadają płci, odziani w monochromatyczne, jasne kostiumy przypominające bardziej piżamę niż strój codzienny, są całkowicie uzależnieni od swojego oprawcy. Wystarczy jeden gest, a światło życia gaśnie bezpowrotnie. Pojawia się jeszcze druga grupa osób – żołnierze. Kiedy na pustej scenie wyrasta betonowa ściana, można domyślić się, że nie wróży to nic dobrego, ale kiedy mur zamienia się w klatkę, więzienie, miejsce tortur, role już nie są tak jasno określone. Nie wiadomo kto jest katem, a kto ofiarą, ludzie zwracają się przeciwko sobie niezależnie od pozycji w hierarchii, czy przynależności społecznej.

Przedstawienie ludzkich instynktów i skłonności jest tak plastyczne i jasne, że prawie namacalne. Każdy pragnie ciepła i dotyku drugiej osoby, a sytuacje zagrożenia potęgują tylko buzujące wewnątrz namiętności. Pozbawiony wszystkiego człowiek staje się dzieckiem ozutym z przywar i zasad społecznych, desperacko poszukującym bliskości, instynktownie dążącym do poczucia bezpieczeństwa. „Nevermore..." ukazuje kilka obrazów ludzkich pragnień. Brutalny gwałt, nienasycenie, żarłoczne pożądanie, walkę o samca, czy liryczne, empatyczne uczucie kobiety do weterana z amputowaną nogą. Pomimo ewidentnego braku, mężczyzna zatańczył piękny, emocjonalny duet, a ciepło i miłość unosiły się w powietrzu. Nagle zrobiło się tak słodko, że nie wiadomo czy zabieg choreografa był tanim, emocjonalnym chwytem, czy życzliwym spojrzeniem w stronę osób okaleczonych wojną.

Ogromną rolę w spektaklu odegrała fantastycznie dobrana muzyka, która zmieniała nastrój poszczególnych części, potęgowała napięcie, czasem wprowadzała chaos, czasem nostalgię, ale zawsze perfekcyjnie korespondowała z ruchem i emocjami tancerzy. Połączenie surowego utworu Steve'a Reicha wyklaskiwanego na żywo ze specjalnie skomponowaną, elektroniczną kreacją Prasquala oraz nagraniem Pawła Szymańskiego, mimo odmienności, stworzyły spójną całość, prowadzącą widza przez brutalizm doświadczeń wojennych. Boris Kudlička i Maciej Igielski, na stałe współpracujący z Operą Narodową, prostą, acz oszołamiającą scenografią i efektowną grą świateł stworzyli niezwykłą plastyczność i ekspresyjność każdej ze scen, wydobywając kształty i charaktery postaci, sprężystość ludzkiego ciała, a przestrzeń sceny zdawała się być nieskończona.

Jiří Kylián podszedł do tematu w całkowicie odmienny sposób. Pierwsze, co uderza w „Mszy Polowej" to niebywała, przejmująca muzyka chóralna skomponowana przez Bohuslava Martinů w przededniu wybuchu II wojny światowej jako realny sprzeciw wobec terroru hitlerowskiego. Silny chór męski, baryton, instrumenty blaszane, fortepian i perkusja oraz przepiękne partie solowe wprowadzają widza na pole bitwy. Jest ono jednak usiane młodymi chłopcami, niedoświadczonymi, zapalonymi do boju, pełnymi wiary i nadziei, nieprzygotowanymi na brutalizm wojny. Tancerze – żołnierze są w doskonałej kondycji, silni, zwarci, uparci, zdyscyplinowani. Dziesięciu mężczyzn, jak w zegarku, tworzy idealne kształty, linie, wznosi dłonie ku niebu - gest religijny, rytualny, charakterystyczny dla Kyliána, znany chociażby z późniejszej, sławnej pracy „Falling Angels". Prośby, błagania, lament, ukorzenie przeplatają się z siłą płynącą z męskiego ciała, które walczy, a kiedy może - bawi się.

Nagle pojawia się wesoła, skoczna muzyka, w czasie której postaci cieszą się, korzystają z chwili wytchnienia. Tańczą w przeplatających się liniach, trzymając się za ręce, niczym na rodzinnej uroczystości. Tempo wzrasta, a zabawa zmienia się w niekończące się swawole do upadłego. Rozhulani żołnierze zamierają, kiedy rozbrzmiewa trąbka i bębny, wzywająca do boju. Zatykają uszy, nie chcą wracać do bezlitosnej rzeczywistości.

Wojna nie wybiera. Żołnierze muszą być zawsze gotowi do walki, jak tancerze do spektaklu. Dyscyplina i siła jest podstawą dla jednych i drugich. Fantastycznie wykreowane przez choreografa postaci oddają wojskowego ducha. Ale to nie tylko żołnierze, to też ludzie, ze swoimi przywarami, namiętnościami i chwilami słabości. Geometryczne, ostre, mechaniczne ruchy i układy w przestrzeni przeplatające się z delikatnymi, dramatycznymi partiami solowymi czy duetami ukazują, że człowiek nawet w ekstremalnej sytuacji nie może stracić swojej natury, stać się bezduszną maszyną do zabijania.

W tle zaś, przez cały spektakl żarzy się linia, niczym płonący horyzont, który od czasu do czasu blaknie, by za chwilę znów rozpalić się krwistą czerwienią. Tę minimalistyczną, a tak wymowną scenografię, jak i proste, zielone kostiumy stworzył sam Jiří Kilián, całość dopełniło oświetlenie Keesa Tjebbesa, projektanta świateł, inspektora technicznego choreografa.

Ostatni spektakl wieczoru wywołał niemałe zamieszanie. Co prawda, prapremiera światowa odbyła się w 1932 roku, ale do dziś reakcje widowni są niejednolite. „Zielony Stół" Kurta Joossa, legendarnego twórcy teatru tańca to słodko – gorzki, ironiczny obraz rozgrywek wojennych władzy i ich konsekwencji.

Kultowa, pierwsza scena, w której pojawia się tytułowy zielony stół jest genialnym obrazem władzy najwyższego szczebla. Dziesięć elegancko odzianych postaci debatuje w przejaskrawiony sposób nad podziałem świata? Podziałem sił? Kolejnymi strategiami? To nie jest ważne ani dla nich, ani dla widza. Składają sobie uprzejmości, wpadają na genialne pomysły, grzecznie słuchają kolejnych rozmówców, przyjemnie spędzają czas. Oprócz smokingów i białych rękawiczek mają również na sobie karykaturalne, olbrzymie maski o przerysowanych nosach, wielkich czołach i rozwichrzonych włosach. W rytmie pogodnej muzyki bawią się w najlepsze.

Niespodziewany hałas kończy tragikomiczną scenę, po której następuje siedem kolejnych, już nie tak frywolnych i przyjemnych, zwieńczonych ponownymi „obradami zielonego stołu". Główną postacią sześciu z nich jest zapierająca dech w piersiach Śmierć. Mężczyzna - połączenie rzymskiego wojownika z klasycznym obrazem śmierci, robi piorunujące wrażenie. Nadludzko silny, budzi grozę i fascynuje za jednym zamachem. On wybija rytm, on kieruje, on podejmuje decyzje. Jego ostre, surowe ruchy powodują dreszcze, ascetyczność i moc rozpływa się po całej scenie, siejąc spustoszenie. Na dodatek padają na niego zielone światła w kształcie krzyża. Więcej nie trzeba dodawać.

Pojawiają się postaci: chorąży, żołnierze, kobiety. Matka żegna syna, Młoda dziewczyna ukochanego. Kobiety płaczą, mężczyźni maszerują na wojnę. Kolejne sceny to zazwyczaj następujące po sobie etapy działań wojennych, w każdym z nich pojawia się również nieodłączna, bezwzględna Śmierć oraz Paskarz - obwoźny handlarz, przypominający bardziej ulicznego artystę. W czarnym kostiumie i kapeluszu za każdym razem tańczy i prosi, co łaska, podczas gdy kolejne osoby kończą swój tragiczny żywot.

Scena jest czarna i pusta, jedyny element dekoracji to stół. Spektakularny efekt robią znakomite światła i wielobarwne kostiumy, fenomenalnie dostosowane do charakteru postaci. Muzyka na dwa fortepiany, skomponowana przez Fritza A. Cohena, specjalnie na potrzeby spektaklu, w każdym momencie odzwierciedlona jest ruchem tancerzy. Całość tworzy nierozerwalną, magiczną, przerażającą, odzierającą ze złudzeń jedność, która odbija się echem jeszcze przez długi czas po zapadnięciu kurtyny.

„1914" pozwala przekrojowo spojrzeć na tragizm wojny. „Zielony Stół" powstał jeszcze przed II wojną światową, „Msza Polowa" w 1980, „Nevermore..." w 2014. Sto lat brutalnych doświadczeń, wojny nadal się toczą, głowy państw obradują, a obecne ofiary to nawet w 90% cywile. Rzeczywistość przytłacza, wizja wojny przeraża, ale nic to nie zmienia. Tacy artyści jak Jiří Kylián, czy Kurt Jooss zapisali się w historii jako twórcy wybitni, dlatego nie ma co się dziwić, że ich kreacje, choć tak odmienne, są bezbłędną, okrutnie piękną analizą barbarzyństwa wojny. Robert Bondara nie odstaje od wielkich mistrzów. Buduje dramatyczno - liryczny, współczesny obraz przesycony skrajnymi emocjami. Niestety, nie wszystkie spektakle zostały odebrane pozytywnie przez publiczność. Słychać było zarzuty braku estetyki i piękna, a czasem nawet oburzenie. Choć teatr tańca istnieje już prawie sto lat, polska widownia nadal nie może do końca zaakceptować fizyczności i naturalności, żywych, pierwotnych emocji przekazanych wprost, bez ogródek, pozbawionych bajecznych kostiumów i romantycznej muzyki. Czy już nie czas, by otworzyć się na taniec, który nie jest wyłącznie przyjemnym doświadczeniem estetycznym?

Teatr Wielki - Opera Narodowa, Polski Balet Narodowy
Premiera 15.11.2014
„Nevermore..." - Prapremiera
K
oncepcja i choreografia: Robert Bondara
Muzyka: Steve Reich, Prasqual, Paweł Szymański

„Msza Polowa" - Prapremiera Polska
Koncepcja, choreografia, scenografia i kostiumy: Jiří Kylián
Muzyka: Bohuslav Martinů
Dyrygent: Marcin Nałęcz – Niesiołowski
Prapremiera światowa: 1980 Nederlands Dans Theater

„Zielony Stół" - Premiera warszawska
Taniec śmierci w ośmiu scenach
Libretto i choreografia: Kurt Jooss
Muzyka: Fritz A. Cohen
Prapremiera światowa: 3.07.1932 Théâtre Champs – Élysées w Paryżu

 

Agata Wiedro
Dziennik Teatralny Warszawa
26 listopada 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia