Stop Klata

"Szajba" - reż. Jan Klata - Teatr Polski we Wrocławiu

Jan Klata, wziąwszy sobie do serca rolę teatralnego rewolucjonisty, postanowił zmierzyć się z legendami Teatru Polskiego we Wrocławiu: z farsami "Okno na parlament" i "Mayday". W "Szajbie" robi wszystko, żeby rozśmieszyć widzów. Tych bardziej poszukujących próbuje przekupić absurdem, najwyraźniej przypisując mu uniwersalną usprawiedliwiającą moc. Niesłusznie

Jego spektakl to pouczający przykład tego, jak wielu nadużyć można się dopuścić pod pretekstem nawiązania do humoru spod znaku Monty Pythona. Absurdem próbuje Klata zamaskować brak pomysłu na fabułę, która sprowadza się do prezentacji przerysowanych, w zamyśle zapewne także szokujących, postaci. Oglądamy więc, między innymi, kujawskich terrorystów, dożywotniego premiera Polski, jego żonę, Wiktorię i trójkę perwersyjnych osobników o nieokreślonej tożsamości seksualnej.

Cała ta maskarada ma chyba służyć przedstawieniu gorzkiej refleksji na temat współczesnej Polski, czego pozwala się domyślić pojawienie się w finale ojczyzny mówiącej głosem Dziwki. Uspokoiwszy w ten sposób sumienie krytyka, Klata czuje się uprawniony do wypełnienia pozostałej części spektaklu skatologiczno-erotycznymi gagami. W swojej przemyślności wprowadza na scenę narodowe stereotypy (nawiązanie do arabskich terrorystów, postać niemieckiego przywódcy, Hansa), co pozwala mu za jednym zamachem zadrwić z poprawności politycznej i wykorzystać komiczny potencjał przywołanych figur.

Komizmowi temu daleko jednak do humoru klasycznych fars, nieschodzących z afiszy Teatru Polskiego. Brak fabuły przekreśla szanse na dowcip sytuacyjny, dialogi są fatalne (co skłoniło Klatę do sięgnięcia po tak słaby tekst?!), a postacie tak karykaturalne, że aktorzy nie podjęli się wyzwania stworzenia kreacji z prawdziwego zdarzenia, poprzestając na poziomie przyzwoitej gry. O tym, iż popełniono „błąd w sztuce” najdobitniej świadczy zaś fakt, że Kinga Preis, która jako jedyna wydawała się mieć pomysł na swoją bohaterkę, poniosła porażkę. Jej Wiktoria to perwersyjny i jeszcze bardziej przerysowany odpowiednik serialowej Natalii.

Nawiązanie do telewizyjnych produkcji jest w przypadku „Szajby”, niestety, na miejscu. Klata proponuje teatralnej publiczności rozrywkę na poziomie sitcomu, a tym samym, oprócz hojności mecenasów, nadużywa symbolicznego znaczenia przestrzeni teatralnej. Widz ma prawo czuć się oszukany, kiedy wizyta w teatrze nie dostarcza mu wrażeń innych niż włączenie telewizora. Teatr Polski w tym wydaniu przestaje być „strefą wolności” od przeciętności.

Oglądałam „Szajbę” w ramach festiwalu, poświęconego Klacie, który inspiruje do rozważań na temat roli tego reżysera w Teatrze Polskim. Proponuję, aby dyrekcja, nauczona przykładem przygotowanego przez debiutantów spektaklu „Blanche i Marie”, odstąpiła większą część „strefy wolności” młodym twórcom. Być może, jeśli nie będzie zasypywany zleceniami, Klata przygotuje więcej spektakli takich jak „Utwór o matce i ojczyźnie” i „Sprawa Dantona”, rehabilitując się za pomyłki w stylu „Szajby” i „Ziemi Obiecanej”.

Urszula Lisowska
Dziennik Teatralny Wrocław
31 grudnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...