Stracone złudzenia

"Pod presją" - reż. Maja Kleczewska - Teatr Śląski w Katowicach

"Pod presją" Mai Kleczewskiej otworzyło bydgoski festiwal Nie/Podległej w Teatrze Polskim. I tak, jak sama deklaracja, że festiwal poświęcony będzie szeroko pojętej niepodległości oraz uzyskaniu przez kobiety praw wyborczych w Polsce póki co była tylko hasłem, jak ich wiele w mijającym roku, tak Mabel Longhetti dobitnie pokazała, że przez następnych kilka dni będzie naprawdę poważnie.

Trudno mówi się o Mabel, a już tym bardziej recenzuje, gdy jest się zupełnie inną kobietą. Z drugiej strony znam niewiele kobiet nie/uwikłanych w kierat domowego ogniska, które czują się wolne i szczęśliwe. Większość z nich tkwi w ułudzie sielanki, a przyświeca im jedynie zasada "królestwo za spokój". W takich domach prędzej, czy później faktycznie dochodzi do tragedii. Mąż widząc żonę ciągle w dresie, bez makijażu, niewydepilowaną i zmęczoną, dla której najukochańsze dzieci są największą radością, znajduje kochankę, która oczywiście widzi w nim Boga, a on na nowo ma szansę poczuć się prawdziwym mężczyzną. Innym razem, to kobieta, mając dość bycia jedynie kurą domową, odkrywa, że pragnie garnituru i korporacji, albo przynajmniej wychodzenia rano do pracy. Jeszcze innym razem, gdy te "najukochańsze" opuszczają domowe pielesze, okazuje się, że kochające się kiedyś małżeństwo, nie ma sobie już nic więcej do powiedzenia. I tak jak już wcześniej zaczęli niszczyć się po cichu, ale "dla dobra dzieci" zastygli w obrazku szczęścia na pokaz, tak wreszcie się od niego uwalniają. Tak i w tym małżeństwie Mabel tkwi z najukochańszymi, w zapatrzeniu na męża, któremu oczywiście wybacza, gdy ten pierwszy raz ją uderza...

Uderza ją, bo ta nie potrafi się dostosować, a co gorsze jej stan się pogarsza, jej normalność degeneruje. Mabel (lustrzana rola Genie Rowlands w filmie Johna Cassavetesa "A woman under the influence"), zaczyna odstawać od norm i standardów narzuconych przez współczesne społeczeństwo, a jej neurotyzm jest tylko pretekstem do otwarcia dyskusji nad postrzeganiem kobiety w dzisiejszym społeczeństwie. I trzeba przyznać, że spektakl byłby trudny do obronienia, gdyby Mabel nie zagrała Sandra Korzeniak, bo aby wyeksponować dwuznaczność jej postaci, enigmatyczność, insynuacyjność niektórych relacji (jak choćby "dziwne" relacje z ojcem - Antoni Gryzik) trzeba było zagrać fantastycznie i ona to zrobiła. Momentami miałam wrażenie, że nie przebywam w kuchni mieszkania Longhettich, a na oddziale psychiatrycznym, patrząc na atak schizofrenii pacjenta tegoż szpitala. W takich chwilach używa się zazwyczaj dość wyświechtanego, "ona nie gra, ona jest nienormalna".

Jestem daleka od opowiadania fabuły, bo w tym celu polecam wybrać się na spektakl. Na uwagę zasługuje za to na pewno konstrukcja, bo to po części spektakl (ta część dzieje się na scenie - w mieszkaniu Mabel i Nicka), po części film (wyświetlany powyżej scenografii w połowie wysokości kotar). I jeszcze nigdy, choć to zabieg już dość często stosowany w teatrach, aż do refluksu czasami, kamery w ogóle nie przeszkadzają w odbiorze całości. Kamil Małecki i Andrzej Sepioł poruszają się absolutnie bezgłośnie wkomponowując się i pomagając dostrzec najmniejsze zakamarki scenografii (Marcel Sławiński, Katarzyna Sobańska, MIKSS) oraz wnikając do wnętrza duszy Mabel w zbliżeniach. Obrazy dzielą się na takie, które pokazują obraz na żywo, w slow motion dla podkreślenia obłędu kobiety oraz fragmenty uzupełniające fabułę, na przykład wyjście Mabel do pubu skąd przyprowadza na noc do domu kochanka (dzieci są z babcią, a mąż musi na noc z powodu awarii zostać w pracy), czy gdy biega po ulicy zaczepiając przechodniów. Konstrukcyjny majstersztyk.

I muzyka. Wprowadzenie retrospekcji z wątkiem gry na wiolonczeli, gdy Mabel była jeszcze małą dziewczynką - musiała być kiedyś artystką, która porzuciła karierę dla rodziny. Artyści w ogóle zazwyczaj są bardziej wyczuleni na otaczający ich świat, analizują go przez pryzmat emocji i czytają między wierszami, ale przez to na pewno są za to bardziej narażeni na krzywdy, które ten im wyrządza. Dramatyczne arie z "La Wally" Catalaniego, "Lucii di Lammermoor" Donizettiego, czy fragment z filmu "Black Swan" Darrena Aronofsky'ego podkreślają rosnący obłęd naszej bohaterki, nierówną walkę z szeroko pojętą "normalnością", która toczy się na naszych oczach. W końcu kulminacyjną scenę "Siadaj ty ch..u", wypowiadane do rodzica dzieci, które właśnie przyszły na bal przepełniają czarę goryczy. Mabel omdlewa po wyczerpującym monologu, manifeście o rzeczach dla niej ważnych, których przecież przestrzega, wzorowo wypełniając swoją rolę - więc dlaczego wszyscy mają ją za wariatkę. Bo nie chce "usiąść na dupie?

Patriarchat to przekleństwo. Dużo mówi się o tym, że dzisiaj rodzice posyłając dzieci do szkoły, uważają, że to szkoła ma je wychować, a oni są już zupełnie z tej roli zwolnieni. Tymczasem nie zdają sobie nawet sprawy, jak wielki wpływ stosunek ojca do matki - matki do ojca, ma na postrzeganie przez syna relacji z koleżanką, a córki z kolegą. Jak bardzo to jakie relacje ma córka z ojcem, przełoży się później na jej wzorzec poszukiwania męża, a syna na traktowanie kobiet. Jak bardzo pejoratywnie brzmi wciąż słowo konkubent, jeśli kobieta nie chce ślubu, bo wystarczy jej miłość partnera. Jak traktuje ją ginekolog, gdy ten jest praktykującym katolikiem, a ona prosi o pigułki antykoncepcyjne. Jak długo ładna kobieta musi udowadniać, że jest też inteligentna, a gdy już bozia tak hojnie ją obdarowała, to jak długo musi czekać na mężczyznę, który się tego nie przestraszy i będzie ją za to szanował. Nie wiem, czy dokładnie o to chodziło Mabel, we mnie ta sztuka przywołała takie obrazy. Skoro świata nie da się tak łatwo zmienić - trzeba znaleźć na nie lekarstwo - otoczyć się ludźmi, którzy myślą podobnie i się nie przejmować. Wiem, to trudne. Aż bolesne czasami...

Wiktoria Raczyńska
bydgoszczinaczej.pl
10 października 2018
Portrety
Maja Kleczewska

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...