Stracony sezon

6. Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@port

R@Port wygrał spektakl "Generał" Teatru IMKA w Warszawie. Jury przedstawieniu ukazującemu gen. Wojciecha Jaruzelskiego w zaciszu domowego ogniska przyznało nagrodę główną w wysokości 50 tys. zł. Natomiast honorowo (bez nagrody finansowej) wyróżniono spektakl "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej". Kontrowersyjny werdykt konkursu wpisuje się w nie najlepszy obraz całego festiwalu

"Generała" nagrodzono za "ambitną, zarówno w wymiarze literackim, jak i teatralnym, próbę zmierzenia się z postacią, która wciąż wywołuje w Polsce kontrowersje", jak czytamy w werdykcie jury (Sławomir Mrożek, Jacek Sieradzki, Jacek Kopciński, Jacek Cieślak i Aneta Kyzioł). Przedstawienie wyreżyserowane przez występujących w nim aktorów Aleksandrę Popławską i Marka Kalitę jest wariacją na temat ostatniej nocy w domu Wojciecha Jaruzelskiego przed odczytaniem wyroku sądu, który miał skazać go i jego współpracowników za wprowadzenie i realizację stanu wojennego. Generał (nie jest wymieniony w tekście z nazwiska) spędza ten wieczór w otoczeniu swojej żony Barbary i najbliższych towarzyszy - Czesława (Kiszczaka) i Floriana (Siwickiego). Autor sztuki, Jarosław Jakubowski, skoncentrował się właśnie na "zapleczu" historii, łącząc fakty z fikcją. Dlatego żona generała jest sprowadzona do roli seksownej służącej, sam Jaruzelski jest impotentem, a jego córka okazuje się lesbijką.

Spektakl snuje się w żółwim tempie, oparty na dwóch świetnych kreacjach aktorskich - konsekwentnie budującego z każdego gestu i wypowiedzi postać Jaruzelskiego Marka Kality oraz wściekle nienawidzącego Polaków Kiszczaka (Janusz Chabior). Autor sztuki nie piętnuje Jaruzelskiego, nieco go wprawdzie ośmiesza, ale za to nadaje mu "ludzką" twarz, odbrązawiając mit anty-bohatera.

Reżyseria spektaklu jest przewidywalna, bardzo przeciętna i pełna niekonsekwencji, jak rzekoma uniwersalizacja dramatu dyktatora na przykładzie szczegółowo odmalowanego "historyzmu" generała. Kuriozalnym i zupełnie niepotrzebnym bohaterem jest szwendający się po domu Jaruzelskich asystent generała, na którego reżyserzy kompletnie nie mają pomysłu. Przedstawienie Teatru IMKA jest w gruncie rzeczy monodramem Jaruzelskiego, rozpisanym na sześć postaci, pojawiających się na scenie niczym bohaterowie "Kartoteki" Różewicza.

Nagrodzenie i wywyższenie niezłego, choć z pewnością nie najlepszego spektaklu R@Portu, przekonuje, że podjęcie bulwersującego tematu historycznego pozwala dziś w polskim teatrze uzyskać sukces na skróty - niezależnie od poziomu spektaklu i tekstu wygrywa temat (podobnie było na III R@Porcie, gdy triumfował "Żyd" Teatru Polskiego w Bielsku-Białej).

W werdykcie pominięto najlepszy spektakl R@Portu - kameralne "Żywoty Świętych Osiedlowych" [na zdjęciu] w reżyserii i wykonaniu Agaty Kucińskiej - aktorka odgrywa kilkoro bohaterów świetnego tekstu Lidii Amejko, ukazujących szare "osiedle z betonu" w sposób niezwykle błyskotliwy. Taki też jest spektakl Kucińskiej: dowcipny, pomysłowy, momentami wzruszający, gdy pewien osiedlowy "święty", Egon, postanawia zbawić grzechy "telewizyjne" szukając dla nich rozgrzeszenia, zaś momentami wzbudzający grozę, gdy inna osiedlowa "święta", Angelika, godzi się na poniewieranie czy gwałty i wyrzuca później z siebie gniew do zakręcanych słoików, który po jej śmierci trafią na pole minowe...

Aktorka sięga po najprzeróżniejsze formy lalkarskie - lalki żyworękie, jawajki, kukiełki, pacynkę. Opisywana betonowa dzielnica skupiająca szereg małych, dzielnicowych dramatów znajduje się wprawdzie na Śląsku, ale właściwie może być wszędzie, jak historie bohaterów, których z książki Lidii Amejko wybiera Agata Kucińska do swojej fascynującej, scenicznej opowieści.

Najbardziej radykalną propozycją R@Portu były "III Furie" w reż. Marcina Libera z Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy, który przypomina nam o narodowych traumach owładniętej mitem bohaterstwa, bogoojczyźnianej Polski. Dla płaszcza z listem Polka zabija Polkę podczas II wojny światowej, zdeformowane dziecko staje się przedmiotem kultu i tortury w kościele, do tego obraz Polski B, a nawet C. To spektakl, który ma działać jak drzazga pod paznokciem.

Niestety tegoroczny R@Port okazał się jedną z najsłabszych edycji festiwalu. Zawiódł już dobór repertuaru konkursowego, w którym zabrakło trzech premier ostatniego sezonu z Teatru Polskiego we Wrocławiu. Ich nieobecność dyrektor programowy festiwalu Bogdan Ciosek tłumaczył brakiem odpowiednich lokalizacji w Gdyni. Z pewnością w konkursie znaleźć by się mogły też m.in. "Utopia będzie zaraz" w reż. Michała Zadary z Narodowego Teatru Starego w Krakowie, "Olga Tokarczuk z Wałbrzycha" w reż. Bartosza Frąckowiaka i Łukasza Chotkowskiego z Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu (adaptacja prozy, podobnie jak "Żywoty Świętych Osiedlowych") albo spektakle Teatru Wybrzeże - "Sprawa operacyjnego rozpoznania" w reż. Zbigniewa Brzozy i "Charlie bokserem" w reż. Piotra Cieplaka.

Oglądaliśmy za to w konkursie najskromniejszą (osiem spektakli) reprezentację inscenizacji polskich sztuk współczesnych od początku istnienia tego festiwalu, a obecność przynajmniej dwóch konkursowych propozycji - "EU" i "Książę Niezłom" - trudno wytłumaczyć względami artystycznymi czy choćby frekwencyjnymi. Inaczej niż w ostatnich dwóch latach, zaproszono też spektakle sprzed kilku sezonów: "EU" Tomasza Mana z 2008 roku oraz "Czekając na Turka" z 2009 roku. Nie najwyższy poziom tekstów VI R@Portu odsłania z kolei kryzys polskiej twórczości dramatopisarskiej, trafiającej na scenę. Zdecydowanie najlepiej wypadła adaptacja opowiadań "Żywoty Świętych Osiedlowych" Lidii Amejko i sztuka Andrzeja Stasiuka "Czekając na Turka". Nieźle prezentuje się jeszcze "Generał" Jarosława Jakubowskiego. Teksty pozostałych konkursowych propozycji wyraźnie odstają jakościowo i kompozycyjnie.

Trudno pominąć spektakle pozakonkursowe, ukazujące teatr polonijny. Anachroniczne, staroświeckie inscenizacje nurtu "Bliska Zagranica", kompletnie nic nie wnoszą do dyskusji o współczesnym polskim teatrze, bo dzielą je od niego lata świetlne. Zespołom z Wilna, Lwowa czy Czeskiego Cieszyna należy się wielki szacunek za pracę, jaką wykonują dla naszych rodaków za granicą, ale nie uprawomocnia to ich obecności na R@Porcie. Przy widowni zapełnianej w jednej trzeciej udało się za to osiągnąć co innego - zachęcić starsze osoby do wizyty w Teatrze Miejskim. Oczywiście R@Port powinien działać propagandowo i pozyskiwać widzów nie tylko dla festiwalu, ale też dla teatru. Nie powinno się to jednak odbywać kosztem festiwalu, który stracił w ten sposób istotną płaszczyznę odniesienia do europejskich realizacji polskiej dramaturgii.

Używając nomenklatury sportowej, ten sezon dla R@Portu okazał się stracony. Szósta edycja nie tylko nie przybliża go do festiwalowej ekstraklasy, ale powoduje, że jednej z festiwalowych wizytówek Gdyni grozi degradacja. Najważniejszym trójmiejskim festiwalem poświęconym polskiemu teatrowi stało się w tym roku Wybrzeże Sztuki. Warto już teraz zastanowić się nad tym co zrobić, by R@Port wrócił na właściwe tory.

Łukasz Rudziński
Trojmiasto
29 listopada 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia