Stworzyć nowe przestrzenie

rozmowa z Dorotą Pociask-Frącek

Warto się zastanowić nad zmianą formuły Festiwalu i jego rozszerzeniem o aspekt międzynarodowy. Trzeba również stworzyć nowe przestrzenie, jest pomysł na nurt offowy, czyli pokazanie działań teatralnych w szerszym znaczeniu - pokazanie tego co jest brutalne, nieładne, krytykowane

Rozmowa z Dorotą Pociask-Frącek, dyrektorem organizacyjnym XII Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje”.

Marta Odziomek: Jak Pani sądzi, co decyduje o powodzeniu i randze Festiwalu „Interpretacje”?

Dorota Pociask-Frącek: Dla mnie potencjałem są ludzie. Sukces jakiegokolwiek przedsięwzięcia to wyspecjalizowana w swoim zawodzie kadra. Jej zgranie i doświadczenie zapewniają sukces każdemu przedsięwzięciu. Przez dwanaście lat trwania Festiwalu nasza ekipa została świetnie pod tym kątem wyszkolona i wykształcona. Tak naprawdę jest to garstka ludzi. Proszę zauważyć, że ten festiwal nie posiada wolontariuszy. Wszystko wykonujemy własnym sumptem, ale jest to na tyle odpowiedzialne, że ja się nie martwię, że coś może pójść nie tak. Wiem, że te osoby zrobią wszystko profesjonalnie.

Jurorzy, bywający przecież na wielu festiwalach, mówiąc o przygotowaniu naszego festiwalu i o jego oprawie, mówią bardzo dobrze. Za to właśnie dziękuję mojej ekipie, konkretnym ludziom. Poświęcają oni wiele czasu. To nie jest tydzień czy miesiąc. Przygotowania do Festiwalu odbywają się na kilka miesięcy przed edycją. Dlatego też „Interpretacje” mają wysokie noty wśród odwiedzających go artystów. Jest to niewątpliwa zasługa pracowników Estrady Śląskiej, instytucji przygotowującej ten Festiwal, za co bardzo serdecznie w tym miejscu im dziękuję.

Ryszard Klimczak: Spróbuje Pani porównać ten Festiwal tegoroczny z poprzednimi edycjami?

Myślę, że ten Festiwal zmienił się od powrotu Jacka Sieradzkiego. Za dyrekcji Kazimierza Kutza, jeżeli chodzi o dobór repertuaru, reżyserów itp., miał zupełnie inny charakter. Można go zatem podzielić na dwa etapy.

M.O.: A kto był pierwszym dyrektorem?

Pierwszym Dyrektorem Artystycznym był właśnie Kazimierz Kutz, potem była przerwa – Festiwal z przyczyn finansowych się nie odbywał, następnie Dyrektorem został Jacek Sieradzki. Pamiętam pewien moment podczas jego dyrektorowania, którego nigdy nie zapomnę. W spektaklu „Oczyszczeni” Krzysztofa Warlikowskiego żyjący jeszcze wtedy  Jerzy Grzegorzewski, wybitny autorytet w dziedzinie reżyserii, juror, wyszedł z tego spektaklu trzaskając drzwiami. Wtedy było wiadomo – coś się zmieniło, coś uległo zmianie. Ze stagnacji, z klasycznej, tradycyjnej formy teatru weszło na scenę to, co w innych krajach było normą. Zostały poruszone tematy tabu. Spektakl ten był swoistym przekroczeniem granicy w polskim teatrze. I to właśnie stało się na Festiwalu „Interpretacje”. Potem znów nastąpił czas Kazimierza Kutza – jego kadencja zakończyła się edycją jubileuszową, gdzie ja, jako organizator, spotkałam się po raz pierwszy z tak wielką krytyką ze strony dziennikarzy, bywalców Festiwalu, widzów. Było mi oczywiście przykro z tego powodu, gdyż zawsze ściśle współpracujemy z dyrektorem artystycznym, nie mamy jednak oczywiście wpływu na jego wybory. Widać było, że po tej wysokiej poprzeczce, którą ustawił Jacek Sieradzki notowania tego Festiwalu za czasów drugiej dyrekcji Kazimierza Kutza nieco spadły w dół. Ta krytyka była już na tyle otwarta, że rzeczywiście, po zakończeniu jubileuszowej edycji zaczęto rozmawiać na temat jego przyszłości i kierunku, w jakim podąża. Decyzją organizatorów, czyli władz miasta Katowice, na stanowisko dyrektora artystycznego powrócił Jacek Sieradzki – i tak jest od dwóch lat.

R.K.: Co się od tej pory zmieniło w wizerunku Festiwalu?

Powiało świeżością, pojawiło się coś nowego, przyszli „młodzi gniewni”, wykluł się również pomysł na tzw. „dziką kartę”, czyli spektakl konkursowy pochodzący z województwa śląskiego. Czy jest to pomysł dobry? Uważam, że tak, aczkolwiek nie powinna owa szansa czy też nominacja być tak nazywana, gdyż reżyser spektaklu pochodzącego z regionu konkuruje na równi z pozostałą nominowaną piątką reżyserów. Określenie to jest zatem nieco krzywdzące. Jest to droga do promocji teatrów Górnego Śląska. Uważam, że nasz region powinien reklamować się, między innymi, właśnie poprzez Festiwal.

Dla mnie od dwóch lat jest to Festiwal nowych możliwości i nowych przestrzeni. Do tej pory praktycznie większość spektakli odbywała się na deskach Teatru Śląskiego, zaś od jakiegoś czasu Festiwal na stałe został wkomponowany w studio TVP Katowice, kiedyś również wykorzystaliśmy przestrzeń Szybu Wilson w Katowicach, podczas obecnej edycji – klub muzyczny Cogitatur. Odnaleźliśmy na nowo przestrzenie Katowic dla działań teatralnych. Podoba mi się fakt, że wychodzimy poza mury teatru. Dla nas jako organizatorów jest to również nauka – musimy się nauczyć zagospodarowywać nowe przestrzenie, ale – jak mówię – teraz sami już widzimy konieczność zmian, konieczność ciągłego rozwoju Festiwalu w nowych kierunkach.

R.K.: Co dalej, jakie plany na przyszłość?

Często rozmawiam z Jackiem Sieradzkim i zgadzamy się oboje, że ten „Interpretacje” muszą ewoluować. Nie mogą stać w miejscu. Marzy mi się, aby osiągnęły rangę międzynarodową i mogły w nim uczestniczyć także zespoły spoza Polski.

M.O.: A kto może o tym decydować?

Jest to Festiwal miasta Katowice i to właśnie miasto decyduje o wszystkim. Wiadomo, że zmiana formuły Festiwalu z ogólnopolskiego na międzynarodowy ponosi za sobą zmiany w budżecie, czyli jego powiększenie. Znaczące międzynarodowe festiwale posiadają kilkumilionowe budżety. Nasz posiada kilkusettysięczny, a ja i tak uważam, że jego ranga jest bardzo wysoka. Proszę zobaczyć, jakie teatry do nas przyjeżdżają. Przyjeżdżają, gdyż zależy im na uczestnictwie w tym wydarzeniu. Z tak niewielkim budżetem robimy Festiwal na tak wysokim poziomie.

R.K.: Zgadzam się – jest to festiwal na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym. Tak należy trzymać dalej. O artystyczny natomiast będziemy się spierać...

M.O.: Dlaczego na Festiwalu nie było pewnych zasłużonych nazwisk reżyserów... Zarówno wśród spektakli konkursowych (Agata Duda-Gracz, Grzegorz Wiśniewski), jak i mistrzowskich (Lupa, Jarzyna, Warlikowski)?

Jeśli chodzi o dobór spektakli – kompetencje w tej kwestii posiada dyrektor artystyczny Jacek Sieradzki oraz Łukasz Drewniak i to oni wybierają i tworzą repertuar. Jeżdżą na zgłoszone do konkursu spektakle i oglądają wszystkie konkursowe propozycje. Ja nie podważam ich wyborów, aczkolwiek biorę udział w dyskusji, kiedy wybierają spektakle. Następnie prowadzimy rozmowy z teatrami i ich przedstawiciele przyjeżdżają do Katowic. Robimy próby adaptacji sceny, czasami zdarza się, że jakiś spektakl wypadnie z ustalonego repertuaru, gdyż nie da się go po prostu przenieść na naszą scenę. Tak było w tym roku ze spektaklem Krystianem Lupy „Persona. Tryptyk. Marylin”, który chcieliśmy zaprezentować w ramach pokazu mistrzowskiego. Nie ukrywam, że walczyliśmy o jego obecność bardzo długo i bardzo mocno. Sprowadziliśmy do Katowic cała ekipę techniczną Lupy, żeby pokazać im miejsca i ich możliwości techniczne. Oni widzieli wszystko – teatry, studio TVP i inne. Jednak nie znaleźli miejsca, gdzie mogliby wystawić spektakl. Więc tak jak mówię – my odkrywamy w Katowicach nowe przestrzenie, ale jest to wciąż niewystarczające. Nam wciąż potrzeba jakiegoś nowego, bogato wyposażonego wnętrza. W trakcie wszystkich edycji Festiwalu zdarzały się takie sytuacje, że pewne spektakle wypadały, bo nie można ich było przenieść i straciłyby na wartości przekazu. Stąd też zawsze jest tzw. lista rezerwowa.

Sądzę, że ten Festiwal, który jest świetnym punktem promocji Katowic i w ogóle całego regionu, musi mieć w przyszłości świetne warunki, dobre zaplecze i porządną infrastrukturę, by mógł się dalej rozwijać. Możemy sobie zadać pytanie – czy to jest już XII edycja, czy dopiero XII edycja? Od nas tylko zależy, w którym kierunku Festiwal podąża i sądzę, że to jest właśnie ta pora, by zadać sobie to pytanie. Musimy szczerze sobie odpowiedzieć, czy chcemy, aby ten Festiwal się rozwijał, a jeżeli tak, to w jakim kierunku.

RK: Nie ma równych temu Festiwalowi pod względem promocji w regionie. Nie ma takich wydarzeń na Śląsku, które by go reklamowały tak jak Festiwal „Interpretacje”.

Ludzie nie zdają sobie sprawy, jaką kultura daje miastu promocję. Wiadomo, że na kulturze się nie zarobi, bo ona od tego nie jest. Ale to jest niesamowity element promocji miasta i całego regionu. Festiwal o wysokiej randze i zasięgu daje również możliwość na podniesienie infrastruktury tego miejsca.

M.O.: Taki Festiwal kształci również społeczeństwo i nakłania do uczestnictwa w kulturze.

Od ubiegłego roku spektakle konkursowe grywane są po dwa razy. Prawda jest taka, że z tą sprzedażą biletów jest różnie. Raz się sprzedają, a raz nie. Natomiast jak uważam, że my powinniśmy wykształcić sobie odbiorców. To jest cały proces edukacji, otwarcia się na teatr. Odkąd gramy spektakle dwukrotnie, posiadamy tzw. bilet edukacyjny. Studenci teatrologii, polonistyki oraz licealiści – zależy nam na ich udziale w Festiwalu, ale ochota ta musi być obustronna. Ja nie mogę zmusić młodzieży do przyjścia do teatru. Publiczność festiwalową kształci się przez wiele lat.

Świetnie by było, gdyby udało nam się zrobić z widownią „Interpretacji” to samo, co udało się uczynić z widownią innych imprez organizowanych przez Estradę Śląską. Mówię w tej chwili o Koncertach Promenadowych czy Katowickich Spotkaniach Opery, Baletu i Operetki, na które sprowadzamy duże widowiska operowe. Przychodzi na nie publiczność, którą sobie wykształciliśmy. Co tydzień przychodzi około 3 tysięcy ludzi. To jest bardzo dużo. Na początku, zaczynaliśmy, to widzów było 200-400. Wydaje mi się, że budować widza to jest nic innego jak w niego inwestować, a potem z niego czerpać. Na dzień dzisiejszy, jeśli chodzi o muzyczne imprezy, mamy grono wiernych fanów i marzy mi się, żeby tak było z widownią na „Interpretacjach”. Uważam, że temu Festiwalowi brakuje własnej publiczności.

R.K.: A jak widzi pani przyszłość tego Festiwalu?

Nie ukrywam i mam nadzieję, że uda się dyrektorowi artystycznemu, który odpowiada za formułę Festiwalu, przekonać pana prezydenta Katowic, Piotra Uszoka, który kulturze jest bardzo życzliwy, że warto się zastanowić nad zmianą formuły Festiwalu i jego rozszerzeniem o aspekt międzynarodowy. Trzeba również stworzyć nowe przestrzenie, jest pomysł na nurt offowy, czyli pokazanie działań teatralnych w szerszym znaczeniu – pokazanie tego co jest brutalne, nieładne, krytykowane. Żebyśmy wiedzieli co się dzieje, gdzie się dzieje i jak się dzieje. Osobiście życzę temu Festiwalowi jak najlepiej, bo on po prostu na to zasługuje.

R.K., M.O.: Dziękujemy za rozmowę.

Marta Odziomek, Ryszard Klimczak
Dziennik Teatralny
3 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia