Stygmat brzydoty

"Brzydal" - reż. Magdalena Paszkiewicz - Teatr Chorea w Łodzi i Teatr Tańca Pro

Czy brzydota jest wyłącznie przeciwieństwem piękna? W spektaklu „Brzydal" w reżyserii Magdaleny Paszkiewicz i Janusza Adama Biedrzyckiego (Teatr Tańca Pro i Teatr Chorea) brzydkim okazuje się wszystko, co nie mieści się w ramach konwencjonalnego pojmowania rzeczywistości: szaleństwo, choroba, inność, niepełnosprawność.

Przedstawienie, inspirowane między innymi „Historią brzydoty" Umberta Eco, wierszami Baudelaire'a i Grochowiaka, otwiera przejmująca scena, rodem ze średniowiecznych bestiariów. Młodzi aktorzy, którzy już w momencie zajmowania miejsc przez widzów, leżą skuleni w różnych punktach sceny, zaczynają pełzać, czołgać się, nieudolnie stawiać pojedyncze kroki, wykrzywiając swoje ciała, deformując je. W tle rozlega się głos, opowiadający o stworzeniu człowieka i rozmaitych monstrów o przerażającym wyglądzie. Już na wstępie zaznacza się zatem, że stygmat brzydoty dotyczy wszystkiego, co dziwne lub nieznane.

Tancerze płynnie przechodzą do układu, w którym w ciszy poruszają się jak jeden organizm: wyciągają przed siebie ręce, obsesyjnie głaszczą swoje ciało, wybuchają histerycznym śmiechem, a ich twarze przybierają różne grymasy. Kobiety stopniowo popadają w szaleństwo (wykonują konwulsyjne ruchy, wydają gwałtowne okrzyki) zaś mężczyźni wycofują się w kąt sceny. W tym momencie swoista archaiczność pierwszej sceny łączy się ze współczesnością: jaskrawe, dyskotekowe światło aktualizuje kontekst dzisiejszej pogoni za pięknem.

Obraz poszukiwania partnera na głośnej „imprezie" ma w sobie pewną gorycz. Ludzka fizyczność, przez Grochowiaka nazywana „mięsem" (tekst „Płonącej żyrafy" jest przywoływany zresztą w dalszej części spektaklu) znajduje smutne dopełnienie w modnym określeniu „ciacho". Układ taneczny, który obrazuje rozpaczliwą pogoń za bliskością (tancerze obejmują się nawzajem, by po chwili wymknąć się z uścisku i lekceważąco odepchnąć obejmującego) znakomicie wyraża współczesny rozdźwięk między kultem fizycznego piękna a wstydliwie skrywaną wrażliwością.

Zepchnięcie wszystkiego, co brzydkie, na margines życia, paradoksalnie ukazuje również scena tzw. freak-show, czyli widowiska, w którym ocenie publiczności poddaje się osoby chore, zdeformowane (jak człowiek-słoń, karlica czy olbrzymka). Kolejne postaci kreowane są na gwiazdy wieczoru, zaś część aktorów (wcielających się w rolę widzów show) entuzjastycznie je oklaskuje. Groteskowość tej sceny wyraźnie podkreśla bolesną przepaść między tym, co zrozumiałe i społecznie akceptowalne, a tym, co dziwne, więc podlegające stygmatyzacji.

Współczesną pogoń za pięknem i fizyczną doskonałością obrazuje również pojawiający się w finale spektaklu motyw operacyjnego poprawiania ciała. Siedząca na fotelu aktorka poddawana jest rozmaitym zabiegom upiększającym, które przekształcają ją w plastikowe monstrum ze sztucznym uśmiechem.

Przedstawienie wywołuje bardzo skrajne emocje. Mariaż technik teatru tańca i teatru dramatycznego umożliwia łączenie ikonicznych znaków z głębią symbolu. Kompozycja ruchu, muzyki i słowa pozwala na wywoływanie różnych nastrojów. Na scenie drapieżność łączy się zatem z łagodnością, a dosadność z liryzmem.

Spektakl nagrodzony na Łódzkim Przeglądzie Teatrów Amatorskich jest niezwykle spójny, bardzo dobrze skomponowany. Młodzi aktorzy świetnie sprawdzają się w grupowych układach tanecznych, panują nad całą przestrzenią sceny. Czytelność ich gestów sprawia, że niekiedy słowo staje się zbędnym komentarzem. Obraz działa tu bowiem na widza najsilniej: wstrząsając, zachwyca. A zachwycając – wstrząsa.

Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
29 października 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia