Stypa wg Rafała Urbackiego i Witolda Mrozka

"Stypa " - reż. Rafał Urbacki - Teatr Ósmego Dnia

Intensywne próby nad spektaklem trwały od czwartku do soboty. Początkowo chaotyczny twór z każdą godziną nabierał konkretnego kształtu. " Próby są nudne i stresujące, będę przeklinał" - mówi Urbacki. Nic dziwnego, jest się czym denerwować. Sprzęt odmawiający posłuszeństwa, kłopoty z zapamiętaniem tekstu, problemy z nagraniem. Irytacja przemieszana z podekscytowaniem premierą. "Gdzie jest Kuba? Miał być. Bez Kuby tego nie zrobimy." Ciągłe problemy powodują zerwanie skupienia, ale jednocześnie motywują do kolejnej i kolejnej powtórki. Przeklinanie. Chwila przerwy. Żarty z Agatą. Wybieganie w przyszłość. "Znacie jakieś spoko puby dla gejów w Poznaniu?". Ktoś wychodzi, ktoś wchodzi. Powrót do ćwiczeń. Ulepszanie tekstu na bieżąco, drobne zmiany techniczne. Mija kolejne kilka godzin, kolejny dzień. Nowa energia, nowa motywacja. "Muszę najpierw się porozciągać." Seria ćwiczeń. "Jest okay, zaczynamy." Minuty mijają w tempie ekspresowym, czasu coraz mniej. Jeszcze raz i jeszcze raz. "Chłopaki, od początku!". Nadchodzi sobota, ostatnie szlifowanie, ostatnie poprawianie tekstu. Premiera za kilka godzin. Wszystko zaczyna się układać. Pierwszy publiczny pokaz to tak naprawdę zawsze "druga próba generalna". Ale jest publiczność, są oklaski. Energia oddana, energia pobrana. Narodził się spektakl.

Przedstawienie "Stypa" Rafała Urbackiego to "lecture performance", w którym opowieści autobiograficzne łączą się z innymi formami, np. śpiewem czy projekcjami wywiadów i reportaży. To swego rodzaju patchwork różnych scen, a nie wynikający z siebie linearny ciąg fabularny. Performer zachowuje się na scenie swobodnie i naturalnie, jak gdyby historia była tworzona przez niego na bieżąco. Ósemkowa "Stypa" to trzecia już produkcja poświęcona życiu artysty. Dwoma poprzednimi odcinkami tej "telenoweli" były solo projekt "Mt 9,7 [On wstał i poszedł do domu]" w Starym Browarze oraz spektakl "W Przechlapanem" w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego. Tancerz, performer, reżyser, choreograf, gej i kaleka - wszystkie te "role" łączy Urbacki w owej intymnej trylogii.

Wprowadzeniem do "Stypy" jest projekcja wideo, w której o artyście opowiadają jego trzej znajomi. Pierwszy wyznaje, że początkowo nie wierzył w chorobę Urbackiego, drugi oskarża go o nieoddanie pieniędzy, trzeci zaś dzieli się zabawnymi anegdotkami z życia codziennego. Niektóre ze sformułowań sugerują, że performer nie żyje, że słyszymy pośmiertne wspomnienia. Opowiadający snują impresje i refleksje na temat swojego przyjaciela, w pewien sposób podsumowują również własne z nim relacje. Do owej projekcji wideo podobna jest cała "Stypa", bowiem reasumuje dotychczasową pracę i dorobek artysty. W przedstawieniu przewijają się również fragmenty "W Przechlapanem" czy "Mt 9,7", osadzone w nowych kontekstach.

Gdy performer pojawia się na scenie, ma na sobie bluzę z nadrukiem obrazu "Sądu Ostatecznego" Hansa Memlinga oraz szare spodnie dresowe. Zaczyna wspominać czasy swojego dzieciństwa, życie na Śląsku. Obchodzi scenę i tworzy koło, w środku którego mieści się rodzinne miasto tancerza, a na obwodzie znajdują się mama, tata i brat. Sam Urbacki stoi w pewnej odległości, poza okręgiem. Ta niezwykle symboliczna scena pokazuje wykluczenie chłopca, jego samotność, ale też ograniczenia, których nie był w stanie pokonać będąc "małym, grubym i kalekim" dzieckiem. Zarówno bariery z lat młodości, jak i samotność zniknęły - wyraża to później scena łącząca taniec z wideo, w którym matka artysty opowiada o dumie z syna i miłości do niego. On sam czuje się pewnie dzięki wsparciu bliskich osób i odnalezieniu miejsca przychylnego dla jego projektów i samorealizacji. Z drugiej strony, po sukcesie spektaklu "W Przechlapanem" i dużym zainteresowaniu ze strony mediów Urbacki zaczął dostrzegać nową formę odrzucenia - cenzurę.

Po odzyskaniu poczucia własnej wartości utraconej w dzieciństwie przez nieporadność i chorobę, artysta ze swoich niegdysiejszych kompleksów uczynił elementy swoich dzieł i tematy dyskursu publicznego. Jednak to, co może swobodnie przedstawiać na scenie, nie do końca jest możliwe do omówienia w mediach. Jednostka, która łączy w sobie niepełnosprawność i homoseksualizm, czasem musi zrezygnować z "wyrażania siebie" na rzecz podporządkowania się koncepcji rozmówcy. Koncepcji, która zakłada wywołanie współczucia lub podziwu dla kaleki - ale już nie dla geja; otwarte mówienie o swojej orientacji nie jest bowiem korzystne dla poczytności niektórych gazet czy oglądalności telewizji. Jednym z problemów, które się z tym wiążą, jest autoryzacja tekstów: jeśli ktoś nie zgodzi się na wykreślenie "niewygodnych" treści, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że jego tekst (lub tekst o nim) się po prostu nie ukaże. Podobnie jest z telewizją: chętnie pokaże wzruszające historie o niepełnosprawnych, ale otwarta opowieść o niepełnosprawnym geju w telewizji śniadaniowej jest nadal niemożliwa. Artysta mówi o tym w tonie gorzkiej ironii: bujany przez Agatę Wąsik niczym małe dziecko, siedząc na własnym wózku inwalidzkim, przytacza słowa prawicowego polityka, w których ten "apeluje o niesprzyjanie niepełnosprawnym homoseksualistom, przynajmniej w dyskursie publicznym, ponieważ wykorzystują oni okazane im współczucie do autopromocji i pozyskiwania funduszy na własne projekty". Według Urbackiego krzywdzący jest także wizerunek społeczności gejowskiej konstruowany przez media poprzez obraz (wybranych) jednostek: przytacza tu występ posła Roberta Biedronia poniżającego się w rozrywkowym programie telewizyjnym, w którym zaśpiewał hit Britney Spears "Oops, I did it again" jednocześnie przechodząc bosymi stopami przez "tor przeszkód-niespodzianek" złożony z różnych obrzydliwości (resztek jedzenia z restauracji, kłębów mokrych włosów, brudnych pampersów). Paradoksalnie lepiej "sprzedaje się" takie wystąpienie niż szczera i poważna wypowiedź homoseksualisty, który wie, czego chce i ma określony pogląd na wiele spraw. Ten paradoks podkreśla również scena, w której wideo z nagraniem owego programu jest co chwilę kwitowane przez performera antygejowskimi przyśpiewkami kibicowskimi: skoro osoby publiczne często uważane są za reprezentantów całej społeczności, wówczas reakcje na środowiska gejowskie mogą być właśnie takie

Ze stereotypami i ograniczeniami Urbacki walczy od lat. Tę walkę przenosi także do "Stypy". Performer zawsze się odsłania, prezentuje samego siebie ze wszystkimi zaletami i odrzucanymi przed media "wadami". Walczy gorliwie z "tanim współczuciem", do którego skłaniają swoją postawą prasa i telewizja. Niepełnosprawność jest "chwytliwym" tematem, łatwo litować się nad ludźmi o "alternatywnej motoryce" i pokazywać, jak te ,,słabe i doświadczone przez życie istoty'' dzielnie walczą z przeciwnościami losu. Choć każdy wie, że ,,wszyscy ludzie są równi'' to jednak często współczuje się tym, którzy nie są "pełnosprawni jak my". A tymczasem na scenie prawie niesłysząca Agata Wąsik znakomicie śpiewa piosenkę "Winter" Tori Amos. Urbacki nie godzi się na współczucie, chce, żeby artysta był doceniany za swój talent, a nie stan zdrowia.

Performans Rafała Urbackiego jest ujęty w klamrę kompozycyjną - zaczyna się i kończy komentarzem na temat granic sztuki współczesnej. Rozpoczynając i zamykając swoje przedstawienie artysta cytuje opinie łódzkiej recenzentki na temat "Mt 9,7": "Przeniesienie na scenę elementów indywidualnego doświadczenia w nieprzekształconej twórczo formie, nawet przy wykorzystaniu gry światła, muzyki i pokazu slajdów nie podnosi występu do rangi sztuki". Spektakl kończy więc pytaniem performera do widza: czy jeśli ubrałby swoje wystąpienie w metaforę, to przedstawienie stałoby się bardziej wartościowe? Zastanawia się nad tym, czy istnieją granice sztuki współczesnej i czy to, co pozostaje blisko życia (jest życiem), może także być sztuką. Zakończenie jest refleksją dotyczącą zagadnienia "social art" i "community art", rozważaniem, czy ludzkie doświadczenie przeniesione na scenę niemalże "jeden do jednego" może mieć rangę twórczości artystycznej.

Pomimo tego, że spektakl Urbackiego porusza już wcześniej obecne w sztuce tematy, to obnaża fakt, iż pewnych mechanizmów wciąż nie udaje się zmienić. Ile prac, spektakli, piosenek i filmów by o nich powstało, w ilu programach i reportażach by się o nich mówiło, to i tak problem wykluczenia i walki z "formatami" mediów ciągle będzie istniał. Taneczne solo performera nie zmieniło świata (a do takiego marzenia artysta przyznaje się w "Stypie"), "Stypa" również tego nie zrobi, Urbacki wierzy jednak, że dzięki jego wystąpieniu część społeczeństwa dostrzeże medialne manipulacje, a w odczuciach ludzi miejsce litości zajmie empatia.

Po zakończeniu części performatywnej spektaklu rozpoczęła się otwarta dyskusja artysty z publicznością (będąca założoną częścią wieczoru). Rafał Urbacki zszedł ze sceny i poprosił widzów o zadanie mu pięciu pytań. Ostatecznie jednak schemat "pytanie-odpowiedź" ustąpił swobodnej rozmowie - choć zaczęło się rzeczywiście od pytania, będącego nawiązaniem do jednej z wypowiedzi ze spektaklu. Wspominając o pracy nad solo projektem w Starym Browarze, tancerz przyznał bowiem, że nienawidzi Poznania; poznańska publiczność chciała więc dowiedzieć się, z jakiego powodu miasto wzbudziło w nim taką niechęć. Urbacki wytłumaczył, że Poznań to miejsce, w którym najbardziej nie lubi ludzi. Mieszkańcy są ksenofobiczni, a ich status materialny przekłada się na ich wygląd. Mieszkając przez rok w Poznaniu kilkakrotnie znalazł się w bardzo nieprzyjemnych dla siebie sytuacjach. Dalsza rozmowa dotyczyła interpretacji i przesłania spektaklu; performer tłumaczył, że przede wszystkim chciałby, aby nie stosowano wobec reprezentanta żadnej orientacji seksualnej stereotypów i klisz, oraz by wystrzegano się dyskursu sztucznego miłosierdzia wobec osób niepełnosprawnych. Chciałby, aby dostrzegano i doceniano "czysty" talent osoby, bez względu na jej stan i status. Ubolewał nad tym, że w Polsce ludzie niepełnosprawni nie mogą osiągnąć sukcesu, na jaki zasługują, ponieważ bywają z góry naznaczeni: widzi się zawsze najpierw ich niepełnosprawność, a dopiero potem ich sztukę. Wyróżnił występującą w spektaklu Agatę Wąsik, która pomimo wady słuchu śpiewa wspaniale, bez jednej nuty fałszu. Urbacki żywił nadzieję, że wybrana przez niego formuła sceniczna typu "life art" mocniej przemówi do widza i uświadomi, w jakim otoczeniu żyją niepełnosprawni. Spektakl z fragmentami biograficznymi najlepiej bowiem oddaje emocje i rzeczywistość, w której się faktycznie, na co dzień egzystuje. Tancerz przyznał, że chociaż znalazł się w teatralnym "mainstreamie" i zaczął pracować w bardziej otwartym środowisku, to wciąż czuje się wykluczony. Powodem wyobcowania są ramy, w jakich musi się zmieścić, aby spełniać społeczne oczekiwania: Te ramy tworzą np. tytuły artykułów prasowych na jego temat, czy treści programów telewizyjnych. Widzowie ciekawi byli również tego, czy urodzony w Tarnowskich Górach artysta czuje się Ślązakiem (czemu Urbacki zaprzeczył). Zapytany o obraz "Sądu Ostatecznego" Hansa Memlinga nadrukowany na bluzie odpowiedział, iż spektakl inspirowany jest dziełem "Still/Here" amerykańskiego choreografa Billy'ego T. Jonesa. W jego projekcie wzięły udział osoby nieuleczalnie chore, co krytyczka Arlene Croce uznała za szantaż emocjonalny i uzasadniła swoją decyzję o nieobejrzeniu spektaklu słowami: "nie mogę oceniać obrazów pisanych krwią". Nie podjęła więc żadnej dyskusji z samym dziełem - a Rafał Urbacki skłonił swoich widzów do refleksji nad tym, jak oni sami odbierają "life art".

Alicja Szabelska , Natalia Safian
Teatr dla Was
14 marca 2013
Portrety
Rafał Urbacki

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...