Suma wszystkich strachów i bólów – parę słów o "Zbliżeniach"
"Zbliżenia" aut. Zuzanna Marciniak - Wydawnictwo MamikoJednym z najmocniejszych motorów napędowych naszej egzystencji jest strach i ból. Nie jest to ani nowe, ani tym bardziej odkrywcze stwierdzenie. Tym bardziej że samo życie niejednokrotnie dostarcza dużo większej ilości wszelkich strachów niż to, co jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. To właśnie te motory mogą sprawić, że człowiek zostanie przygnieciony natłokiem sytuacji. Może też sprawić, że coś się ruszy, coś zmieni, przybliży. Na dobrą sprawę nigdy nie wiadomo, jaki będzie ostateczny rezultat.
Tom Zbliżenia Zuzanny Marciniak w pierwszym odbiorze wydaje się próbą osiągnięcia swoistego panaceum na strach i ból. Tym rozwiązaniem wydaje się być bliska druga osoba. Wydaje się, że jest tu wiele delikatności, ciszy, ukojenia. W ten sposób następują tytułowe zbliżenia.
Jednak im bardziej wgryzamy się w treść, tym więcej tutaj niepokoju, drapieżności i zaskakujących zwrotów. A nie brak przy tym wierszom Zuzanny Marciniak połączenia subtelności z niemal czystą fizycznością. To ciekawy zabieg. Tak jest chociażby w wierszu czekam, w którym autorka zwraca się do drugiej osoby „chciałabym żebyś mnie całował/ tak jak robak/ wgryzł się w moją pierś/ przebił przez żebra do mięśni/ do ziemi", kończąc zbijającym z tropu: „bo przyjemnie jest spać w śniegu/ kiedy mróz ma twoje niebieskie oczy/ i zabiera powietrze z płuc". Potrzeba opieki i wytchnienia, ukojenia jest tu wyraźnie zaznaczona.
Na szczęście Marciniak ubiera ją w bardzo subtelny i nieoczywisty sposób, tak jak w wierszu jak kot, gdzie „moje myśli nabierają/ niestosownej długości/ gdy wyciągam się jak kot/ w twoją stronę". Przy czym im dalej w las, tym można odkryć coraz więcej niepokoju. Tutaj pojawia się już nie tylko drugi człowiek, ale również odwołanie do najbardziej pierwotnego miejsca dla człowieka, czyli do natury. Autorka mocno jest z nią związana. Jest jej częścią i niejednokrotnie daje temu wyraz w swoich wierszach. Ale nie tylko. Nieodzownym elementem tego tomu są autorskie fotografie, które doskonale klimatem uzupełniają wiersze.
Nie brakuje tutaj również utworów, w których Marciniak ucieka do świata natury, który wydaje się antidotum na doświadczenie bólu. Tak jest chociażby w tytułowym wierszu zbliżenia, gdzie „skrzydełkami zdmuchuje półmroki/ z kącików ust/ wplata w zwiędłe włosy/ pyłki kwiatów".
Natura nieodzownie łączy się z naturą człowieka. Gdzieś podskórnie, w trudnych chwilach niejednokrotnie tli się ta chęć powrotu do podstaw. Nie do betonowego bloku, miasta utopii czy szklanych ekranów. Nie. Właśnie do natury. I co z tego, że czasem jest nieczuła, wręcz bezwzględna. Widocznie tak musi być. Niestety cykle w życiu bywają zakłócone tak samo, jak współcześnie pory roku. W takim właśnie klimacie jest Oczekiwanie w którym autorka wypatruje upragnionej wiosny. Jednak coś jest nie tak. Nie ma tego naturalnego rytmu, „ale wszystko jest nie tak/ jak być powinno/ zimno nie chce przeminąć/ i zakorzenia niepewność". I ta piękna i jakże prosta puenta, przy okazji tak wieloznaczna „natura nie podlega/ prawom nadziei/ a ja nie mam prawa/ prosić o nic więcej/ niż jest(eś) w stanie dać". Brutalne i prawdziwe.
Zresztą tej prawdy połączonej z odniesieniami do natury oraz lekkością języka jest w tomie Zbliżenia znacznie więcej. W zasadzie wszystkie lub prawie wszystkie wiersze są oparte na tej podstawie. To tylko dobrze świadczy o Marciniak. Tom czyta się lekko. Pomimo, że niemal cały czas tli się tutaj niepokój. Dlatego paradoksalnie chce się też do niego wracać. Do takich nieco przewrotnych utworów, jak chociażby nieobecność, gdzie niemal ze stoickim spokojem Marciniak buduje napięcie „trochę krzywiej/ spogląda kwiat/ siwy dywan/ z podkurczonym grzbietem/ zwija się w kącie/ zakurzona szafka/ na jednej nodze/ chybocze się jak zegar". Wszystko jest na swoim miejscu, a jednak coś się zmieniło, coś wydarzyło, coś uciekło.
Nawet, gdy już wydaje się, że wszystko idzie ku lepszemu, nie do końca tak jest. To, co było nie pozostaje bez znaczenia. Nawet jeżeli podejmuje się próby zapomnienia, ukojenia, wygładzenia. Tak jak w wierszu xxx (już się nie smucę...), w którym „czekam/ z filiżanką wypalonej kawy/ kubkiem zimnej herbaty/ kieliszkiem zwietrzałego wina/ pękniętym szkiełkiem/ w sercu". I gdy czyta się w tym fragmencie o wypalonej kawie – jeszcze nie do końca wiadomo, że coś się dzieje. Dopiero gdy mowa o zwietrzałym winie zapala się czerwona lampka. Świetny zabieg. Całości dopełnia zakończenie „już się nie boję/ tylko trochę/ drżą mi/ wspomnienia/ jak policzki na mrozie". I cały czas niepokój, pomimo próby ukojenia i spokoju. Pamięć nie pozwoli na pełne wytchnienie. Być może jednak pozwoli się do tego stanu zbliżyć.
I pomimo tego, że ostatni utwór każe patrzeć pozytywnie w przyszłość i w całości tomu jest wiele elementów wskazujących na próbę zapomnienia i szukania ukojenia w drugiej osobie, ten niepokój i ból cały czas tam jest. Tli się i nie pozwala o sobie zapomnieć. Tak to już jest z tymi motorami napędowymi.
Niewątpliwie tom Zbliżenia Zuzanny Marciniak jest wart przeczytania i rozszyfrowania. Wiele tu ciekawych zakamarków, gdzie pod kołdrą spokoju i pewnego rodzaju ucieczki – czy to do natury, czy to do drugiej osoby – można znaleźć jednak pokłady niepokoju. Subtelnego, a jednocześnie wiercącego i niedającego się pominąć.
Polecam.