Świat jest teatrem!
"hamlet" - reż. Joanna Drozda - Teatr IMKA w WarszawiePrawie pusta scena, w głębi tylko jeden element dekoracji - drewniany sześcian, który w trakcie spektaklu będzie pełnił rolę sceny teatralnej. W najnowszej produkcji Teatru IMKA mamy bowiem do czynienia z teatrem w teatrze - widzowie zapraszani są na spektakl o Hamlecie i przedstawienie przez tegoż Hamleta wyreżyserowane.
Hamlet nie jest tu szalonym z bólu księciem, który nie potrafi sobie poradzić z tragicznym zwrotem wydarzeń, związanych ze śmiercią ukochanego ojca. Hamletem przez małe "h" targa niemoc wyartykułowania tego, co chciałby powiedzieć i poszukiwanie siebie w świecie, gdzie nic nie jest jednoznaczne.
Dramat Szekspira w reżyserii Joanny Drozdy odbiega od kanonu inscenizacyjnego, którego oczekiwałby widz znający "Hamleta". To raczej wariacja na temat. Aczkolwiek nie pozbawiona sensu i zgrabnie skomponowana. Zdarzają się dłużyzny, tak jak w przypadku sceny szaleństwa Ofelii, ale dominuje wrażenie skondensowanego, przemyślanego dzieła z dobrymi rolami.
Drozda w przedstawieniu postawiła na zderzenie dwóch światów: teatralno-medialnego i wewnętrznego świata głównego bohatera, który chciałby cokolwiek w tym świecie zmienić, ale brakuje mu sił. Postaci z dramatu Szekspira nie są bohaterami rodzinnej tragedii, ale sitcomu, serialu, którego poszczególne wątki wyświetlane są na telewizorach ustawionych na scenie. Na dodatek przerywane są reklamami golarek i balsamu do ciała. Ważnym wątkiem jest także walka artystów z władzą, której nieograniczona niczym siła pozwala w jednej chwili zamknąć teatr i pozbawiać artystów swobody wypowiedzi.
Dla Hamleta Piotra Polaka pytanie "być albo nie być" nie spędza bohaterowi snu z powiek i nie jest podszyte tragedią. Jest raczej punktem wyjścia do zastanowienia się, jak ułożony jest świat wokół i co ja w nim w robię. Hipstersko ubrany młody mężczyzna sprawia wrażenie rozespanego dziecka, które rano nie umie pozbierać myśli. W wyciągniętych spodniach od piżamy przypomina postać z bajki "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków". Sam jest aktorem, reżyseruje i bierze udział w przedstawieniu, w którym obnażone zostaną zbrodnie i zło, knowania i zdrady członków pewnej rodziny.
Klaudiusz, Gertruda, służalczy Poloniusz, porywczy Laertes przed kamerami telewizyjnymi uśmiechają się gładko, zmieniają kostiumy, bez zająknięcia wypowiadają wyuczone kwestie. Są sztuczni, wymuszenie bezpretensjonalni i swobodni. To oni są panami świata, do nich należy sukces. Miotający się wokół Hamlet próbuje zwrócić uwagę na swoją historię, ale na próżno. Jest tylko jednym z nieważnych elementów rzeczywistości.
Ofelia (Agnieszka Roszkowska) bierze udział w grze Hamleta, jest również aktorką, niezależną kobietą, która współtworzy spektakl ze swoim ukochanym. I tak jak on może wydawać się niespełna rozumu, człapiąc po scenie w płetwach. W tym szaleństwie jest jednak metoda. Obnażając swoją "nagość" dyskredytuje podejrzane zachowania i nieszczere emocje innych ludzi.
Ostatnia, finałowa scena, przenosi widzów w wirtualny świat gier komputerowych pełnych przemocy. Hamlet i Laertes nie giną od zatrutego ostrza szpady, trup, tak jak w dramacie Szekspira, ściele się jednak gęsto. Przedstawienie skończone? Nie, na scenę wkracza bowiem jedyny zwycięzca w tej bitwie - Fortynbras, jako zwiastun nowej władzy wprowadzającej swoje porządki.
To nowe odczytanie Hamleta może się podobać lub nie, jednak nie pozostawia widza obojętnym. Zwłaszcza, że Piotr Polak w tytułowej roli, Krzysztof Dracz jako Poloniusz czy Agnieszka Roszkowska jako Ofelia stworzyli ciekawe, krwiste i pełnowymiarowe role. Pomysł na finał jest także jednym z atutów tego przedsięwzięcia. Nie zdradzając szczegółów chciałoby się napisać za Szekspirem "reszta jest milczeniem" - w życiu, jak i w teatrze.