Świat po apokalipsie

"Stara kobieta wysiaduje" - reż. Marcin Liber - Teatr Stary w Krakowie

Scena TW obramowana wysoką, srebrną ścianą, zasypana sprasowaną i pociętą drobno gąbką; lewą stronę zajmuje fortepian, prawą stolik, przy którym siedzi Anna Dymna zakutana w jakąś płachtę; mniej więcej w połowie sceny rozpostarty jest podłużny wiszący ekran. Widzowie zajmujący miejsca na widowni są obserwowani przez bohaterkę spektaklu.

Scena TW obramowana wysoką, srebrną ścianą, zasypana sprasowaną i pociętą drobno gąbką; lewą stronę zajmuje fortepian, prawą stolik, przy którym siedzi Anna Dymna zakutana w jakąś płachtę; mniej więcej w połowie sceny rozpostarty jest podłużny wiszący ekran. Widzowie zajmujący miejsca na widowni są obserwowani przez bohaterkę spektaklu.

Nie mam złudzeń: oto świat po apokalipsie, przysypany zgliszczami, spod których nie widać nawet śmieci. To wrażenie za chwilę potwierdzą straszliwie hałasujące agregaty, które uniosą i zawirują płatami śniegu? odpadów nuklearnych? Ostatecznie zagrożenie dotyczy nas wszystkich, bo fruwające elementy dotrą nawet do V rzędu.

Wartość dzieła weryfikuje czas, a każda epoka ma prawo nadać mu własny kształt. Napisana w 1968 r. "Stara kobieta wysiaduje" w inscenizacji krakowskiego teatru wnosi do realizacji scenicznych utworu T. Różewicza ludzką, wciąż piękną twarz Anny Dymnej. W czarnej sukni, bez makijażu nie wydaje się stara. Buduje napięcia siłą głosu, wrażliwością matki, niepokojem kobiety, na której ciąży odpowiedzialność za wszystko i wszystkich. Jest oschła i niemiła, gdy strofuje kelnera, czuła i delikatna, gdy woła syna, patetyczna, a jednocześnie niewiarygodnie liryczna w monologu poświeconym kobiecemu brzuchowi. Dzięki zbliżeniom na ekranie twarzy aktorki mamy możliwość nie tylko obserwowania, ale także uczestniczenia w tych emocjach.

W przerażającej rzeczywistości zbudowanej na scenie, ludzie próbują nie tylko trwać, ale przetrwać i zachować człowieczeństwo (uśmiechy, przyjazne gesty, kolorowe kurtki i buty, muzyka wspólnie wykonywana, śpiew i taniec...). Błazenada nie przechodzi w wygłupy, tkliwość w sentymentalną ckliwość, a karykatura nie jest przerysowana. Aktorzy nie towarzyszą gwieździe, oni razem z nią uczestniczą w tym projekcie. Reżyser Marcin Liber wykreował, moim zdaniem, spektakl w stylu Różewicza, czyli i realistyczny, i poetycki. Zgromadził elementy obrazujące świat w rozsypce i destrukcji, ale nie zapomniał, że człowiek potrafi trzymać się życia mimo wszystko. Dzień powszedni jest piękny/ poczyna się w białym rozchyleniu.

Realizatorzy przedstawienia zaprosili widzów na wspólne rozczytywanie znaczeń*. Przyznaję, że ja znalazłam w tym prawdziwą przyjemność.

 

Elżbieta Wierszko
dla Dzienika Teatralnego
26 listopada 2014

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

Dziadek do orzechów (P...
Rudolf Nuriejew
Zobacz arcydzieło baletu z Paryskiej ...