Świat splugawiony

"Bella Figura" - reż. Grzegorz Wiśniewski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Reżyser spektaklu "Bella Figura" Grzegorz Wiśniewski zaprasza (dorosłych) widzów na 100-minutową sesję brutalnego, bezkompromisowego zderzenia ze sobą piątki desperatów, którzy kompulsywnie wręcz łakną bliskości, uwagi i miłości. Szkoda, że główną myśl - brak miłości to główna przyczyna otaczającego nas zła - wykłada w dość naiwny, pełen irytujących oczywistości sposób.

Całość zaczyna się dość niewinnie. Andrea wraz z Borisem udają się na randkę. Poznajemy ich w znajdującym się na proscenium (a częściowo też na widowni, z której wymontowano część foteli) samochodzie chłopaka, z wiele mówiącą o jego właścicielu tablicą rejestracyjną "PUSSY". Atmosfera szybko gęstnieje, gdy okazuje się, że Boris wybrał restaurację polecaną przez swoją żonę, Patricię... Reżyser Grzegorz Wiśniewski każe bohaterom trzykrotnie ogrywać ten sam, nieznacznie tylko modyfikowany tekst w szkolny, zadaniowy sposób (wypowiadany normalnie, z irytacją i w kłótni). Dowiadujemy się z niego, że żona Borisa oczywiście nie wie, że mąż zamierza skorzystać z jej rady, by spędzić miły wieczór ze swoją kochanką.

Skoro nastrój prysł, to i z romantycznej kolacji nici. I właśnie wtedy, gdy Boris i Andrea zamierzają odjechać, zawiązuje się akcja spektaklu. Splot wydarzeń sprawia, że spotykają przyjaciółkę żony Borisa, Françoise, która razem z narzeczonym i jego matką również wybrała się do tej restauracji świętować urodziny "mamusi". To spotkanie prowokuje bohaterów do podjęcia gry pozorów i konwenansów, od początku właściwie obnażonych przez kontekst spotkania. Nieuchronnie prowadzi to do konfrontacji postaw i samych bohaterów oraz uruchamia szereg skrywanych na co dzień pragnień.

Autorka sztuki, Yasmina Reza (autorka m.in. głośnego "Boga mordu", sfilmowanego przez Romana Polańskiego pod tytułem "Rzeź") jest mistrzynią ustawiania bohaterów swoich dramatów w sytuacjach niekomfortowych, kłopotliwych i konfliktogennych. Z łatwością szkicuje błahe zdarzenia, uwydatniające z pozoru niewielkie różnice światopoglądowe czy rysy na wizerunku postaci. Szybko jednak urastają one do miana bariery nie do pokonania i są powodem uruchomienia prawdziwego huraganu emocji, bezpowrotnie pochłaniającego spokój, wraz z misternie budowanym na pozorach, deklaracjach bez pokrycia i konwenansach ład i porządek, w którym funkcjonują bohaterowie jej sztuk. To - na poziomie emocjonalnym - odpalanie bomby z opóźnionym zapłonem.

W "Bella Figura" ten mechanizm widać jak na dłoni. Piątka bohaterów spotyka się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. Miejsce spotkania - restauracja, w której jednak nie uświadczymy nikogo z obsługi, bo przecież o samą sytuację tu chodzi i to, co z niej wyniknie, a nie o jej kontekst - wymusza określoną gamę zachowań. Te jednak szybko stają się karykaturą samych siebie. Duża w tym zasługa scenografii Mirka Kaczmarka - w prosty sposób kreśli on zaplanowaną w detalach przestrzeń restauracji, z dowcipnym pomysłem na nowobogacką toaletę, umieszczoną centralnie, z tyłu sceny. Z przodu jej ramy wyznacza kabriolet Borisa, synonim luksusu, ale też zniewolenia - chociaż bohaterowie wielokrotnie próbują nim odjechać, nie udaje im się to (sceny w kabriolecie, dzięki kamerze rejestrującej bohaterów wewnątrz auta, oglądać mogą również widzowie siedzący po drugiej stronie widowni). Bohaterowie tkwią w coraz bardziej spotworniałej sytuacji jak w sieci, z której nie potrafią się wydostać.

Specjalne zadanie ma Yvonne, matka Erica, celebrująca niefortunną kolacją swoje urodziny. Na swoją przyszłą synową działa jak płachta na byka, dla niego jest parawanem, za którym skryć może własne kompleksy i frustracje. Yvonne to jedyna bohaterka, która zrywa się ze smyczy poprawności i oczekiwań ogółu. Jest lekomanką miewającą zaniki pamięci, bohaterką zbudowaną ze strzępów wspomnień o samej sobie. Nie orientuje się w otaczających ją relacjach i intrygach, ani nie zaprząta sobie głowy tym, co powinna, a czego nie powinna.

Odruchowo wręcz Yvonne znajduje bratnią duszę w Andrei, swoim - jak możemy przypuszczać - sobowtórze z czasów młodości. Dziewczynie pogubionej życiowo, dokonującej "złych wyborów", nastygmatyzowanej mianem kochanki. Każdy przejaw niezależności i jej próba zerwania panujących w towarzystwie konwenansów jest ośmieszana. Upokorzenie zaś i desperacja czynią z niej żałosną karykaturę kobiety, jaką pragnie być - kochaną, docenioną, traktowaną jak ktoś wyjątkowy. Pozostaje jej cielesna, erotyczna energia, z której korzysta w przejawie buntu wobec nie przez nią ustalonych reguł, co prowadzi do całkowitego, również dosłownego obnażenia.

Zestaw postaci uzupełnia chodzący wyrzut sumienia i uosobienie frustracji w postaci Françoise, jej zakompleksiony, skrywający się za maską cynizmu partner Eric oraz zakleszczony w sytuacji bez wyjścia, wijący się niczym węgorz Boris.

Cała piątka aktorów, do czego Grzegorz Wiśniewski przyzwyczajał nas w poprzednich swoich spektaklach, ma bardzo wymagające zadania. Bezwzględnie najodważniejsza jest kreacja Andrei - grająca ją Agata Bykowska musi przetwarzać i reagować na otaczającą jej bohaterkę obłudę i fałsz, usiłując dopasować się do zastanej sytuacji. Bykowska gra zdesperowaną, rozbitą dziewczynę na skraju załamania nerwowego, która w krytycznym momencie sięga po jedyną broń, w której czuje się pewnie - swoje ciało. Całkowita nagość (wulgarna, zupełnie niepotrzebna i przesadzona w scenie toaletowej) to wyraz bezsilności i rozpaczy. Późniejsze manifestacyjne paradowanie po scenie (przez pół spektaklu) topless jest gestem dużo bardziej wiarygodnym jako rozpaczliwa odpowiedź Andrei na to, co dzieje się na scenie.

Do tego stanu doprowadza dziewczynę w pierwszej kolejności jej kochanek - Boris, biznesmen w tarapatach, w relacjach osobistych śliski, fałszywy i bezradny. Michał Jaros jednak w tej roli wydaje się pozbawiony mocy i bez sukcesu zmaga się ze swoim bohaterem, podobnie jak on wygląda w tych zmaganiach jak ryba złowiona w sieć. Nieco ciekawszą postać tworzy Katarzyna Dałek - jej Françoise początkowo cała zbudowana jest z zasad i reguł, później zaś ujawnia swoją prawdziwą naturę, dobrze wkomponowując się w sytuację. Wydaje mi się jednak, że Françoise to po prostu rola nie dla niej - Dałek, choć spisuje się bez zarzutu, brakuje tu siły wyrazu i wiarygodności, którymi imponowała choćby w "Kto się boi Virginii Woolf" tego reżysera.

Narzeczonego Françoise, Erica, z wyczuciem gra Jakub Nosiadek - w jego wykonaniu to zimny, wyrachowany cynik, bawiący się kosztem naiwności Andrei i czerpiący satysfakcję z psychicznych tortur, jakie zadaje Françoise swoją fałszywą serdecznością wobec matki.

Właśnie ona - matka Erica, Yvonne - jest najciekawszą bohaterką i zarazem najlepszą aktorską kreacją. Katarzyna Figura bardzo dobrze i konsekwentnie działa jak dystraktor, podważający sens całej sytuacji. Aktorka mając do dyspozycji postać, która nagle pojawia się w środku akcji i zaraz potem znika, zapadając gdzieś w sobie, świetnie niuansuje wątki komediowe i groteskowe z przesłaniem, jakim jest lęk przed starością i przemijaniem. Jest nie tak tragiczna jak Andrea, ale bardziej wiarygodna i skomplikowana.

Oczywiście obie - Andrea i Yvonne - są przez reżysera potraktowane szczególnie. Obie też wyróżniono piosenkami, choć upiorne "I Put a Spell On You Live" w wykonaniu Figury brzmi dużo lepiej niż "Spokój" Natalii Nykiel, który śpiewa Bykowska. Ta druga swoją rolą budzi litość i zażenowanie, ta pierwsza w niektórych momentach autentycznie porusza.

Grzegorz Wiśniewski wykazuje się jednak pewną niewiarą w widzów - wielokrotnie podkreśla rolę uczuć, o czym śpiewają, mówią bohaterowie, choć słowa te pozostają słowami, pustymi frazesami bez pokrycia. Rażą przesadne sceny nagości i bardzo dosłowna scena seksu (pomysłowo zakończona). Specjalną rolę ma tu też muzyka grającego "na żywo" i przetwarzającego dźwięki Filipa Kanieckiego - niekiedy to szepty, pojedyncze dźwięki, niekiedy ogłuszająca ściana hałasu.

Również dlatego świat wykreowany przez reżysera jest (i ma być) nieprzyjemny, brudny, plugawy i odpychający, w którym z każdego wcześniej czy później wychodzą ciemne instynkty. To dogodne warunki, by przyjrzeć się uwikłanym w szereg zależności, uwięzionym w mikroświecie restauracji bohaterom, gdzie agresja, złość i frustracja stają się językiem porozumienia. Z pewnością nie jest to wizja, która trafi do każdego. Także artystycznie spektakl nie zbliża się do precyzji "Kto się boi Virginii Woolf", choć również stanowi brutalną, boleśnie dotkliwą konfrontację z ludzką naturą.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
9 marca 2018

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia