Światła miasta

"Wszyscy święci" - reż. Wojciech Faruga - Teatr Polski w Bydgoszczy

Gdy jakiś czas temu przechodziłem Krakowskim Przedmieściem, zauważyłem przed Pałacem Prezydenckim tłum ludzi. Nie było to kolejne zebranie ,,krzyżowców" połączone z odmawianiem różańca do drewnianego krucyfiksu. Pośrodku tłumu na zimnym betonie leżał mężczyzna, przyciskając tułów i twarz wprost do bruku. Ręce rozkładał w geście chrystusowym. To była późna jesienna pora, więc to zachowanie tym bardziej przykuwało uwagę przechodniów. Część odwracała wzrok z dezaprobatą lub kpiła głośno. Inni przystawali, wybici z rytmu.

Ten obraz stanął mi przed oczami podczas oglądania spektaklu Farugi. Choć Warszawę zastępuje w nim Bydgoszcz (wymieniona w tekście), sytuacja zasadniczo się nie zmienia. Pokazywanie w teatrze ,,maluczkich", jako świętych, przeżywa ostatnio swój renesans. Przykładem tego są choćby ,,Żywoty świętych osiedlowych" Kucińskiej.

Scenariusz przedstawienia, powstały na drodze wspólnej pracy - aktorzy-autor-reżyser, opisuje historie różnych ludzi, których wspólnym mianownikiem staje się niedola losu. Zapewne mieszkają i pracują w niewielkich pokojach Okola, Śródmieścia, Szwederowa. Agata Skwarczyńska stworzyła scenografię złożoną z trzech mniejszych przestrzeni. Istnieją one samodzielnie, ale dopiero jako całość niosą swoją prawdziwą treść. Kształty tych pomieszczeń są geometryczne - dwa kwadraty i jeden prostokąt między nimi. Taka konstrukcja przywodzi na myśl średniowieczne mansjony. Akcja rozwija się zresztą jak w misterium, skacząc co chwila z jednego miejsca na drugie. Prócz tego budowa ta przypomina szkielet kościoła - z dwoma bocznymi nawami i wysokim prezbiterium.

Poszczególne wątki fabuły splatają się, choć dramaturgicznie nie ma tu jednorodności fabularnej. Symultaniczność utrudnia wyróżnienie głównego wątku, co ma swoje wady i zalety. Jest tutaj pokój, w którym Ojciec (Jerzy Pożarowski), twardogłowy radiomaryjniak (pamięta ktoś ,,Turystów"?) opowiada swojemu synowi o butach. Tylko ,,mocne i wygodne" pozwalają iść na pielgrzymkę. Bierze bęben i próbuje grać do rytmu marsza. Ta ,,gra" ogranicza się do uderzania w instrument w węzłowych punktach utworu. Już nawet nie chodzi o to, że jest hipokrytą i - jak się później okaże - pantoflarzem. Hawajska koszula odbiera mu autorytet. Jego syn Areczek (Jakub Ulewicz) to cichy, neurotyczny mężczyzna, który wciąż mieszka z rodzicami. W swetrze i okularach przypomina wykolejonego inteligenta. Takiego jak Adaś z ,,Domu wariatów". To on, a nie rodzic, zajmuje się chorą Matką (Alicja Mozga), przytwierdzoną do łóżka. Zmienia jej pieluchy, w czasie gdy ojciec ogląda film o pszczołach. Gdy kobieta się obudzi, zachowuje się, jak gdyby nic się nie stało. Wykonuje kilka telefonów, sprząta łóżko, w którym przed chwilą leżała. W monologu narzekań skierowanym do syna upokarza go. Stara się mu udowodnić (pewnie nie pierwszy raz), że jest bezużyteczny i przegrany. Wyrzuca mu, że nadal musi go z mężem utrzymywać. Mówi mu, co ma założyć na jej pochówek. Matka ubiera szafirową sukienkę i buty na obcasach. Szykuje się do własnego pogrzebu. Może jej nieobecność na początku wynikała z autentycznej choroby, a może wiecznej hipochondrii? Areczek rzeczywiście jest z punktu widzenia społeczeństwa wyrzutkiem. Ofiara emocjonalnego egoizmu rodziców staje koło nich w jednym szeregu. Przy zdesperowanym Ojcu, chcącym podkreślić swoją nieistniejącą władzę w rodzinie. Obok Matki, despotycznego drapieżnika, przerażonego perspektywą (urojeniem?) zbliżającej się starości i śmierci. Konieczność utrzymywania dorosłego syna może też przywodzić na myśl przerażenie społeczeństwa wywołane reformą emerytalną.

Lewe pomieszczenie przedstawia gabinet lekarski, w którym pracuje Psychiatra (Roland Nowak). Jest on osobą skrajnie apatyczną, która dawno straciła zawodowe powołanie. Bardzo charakterystyczna jest scena, w której poddaje Areczka testowi na plamy. Pacjent ma opowiedzieć, z czym kojarzą mu się atramentowe kleksy. Każda odpowiedź brzmi ,,gówno". Beznadzieję życia podkreśla upadek sakralności w życiu codziennym. Co z tego, że nad łóżkiem Matki wisi święty obrazek, podobnie jak nad drzwiami gabinetu krzyżyk. ,,Gówno jest większym niż zło problemem teologicznym" - mówi Areczek. Zło należy do kategorii wieczności. Taka perspektywa dla szarych mieszkańców znaczy niewiele. Warto pamiętać, że Witkacy stwierdził, że epoką najbliższą metafizyce było średniowiecze. Wtedy właśnie ludzkość czuła bezpośrednią bliskość Boga. Współczesna pustka powoduje, że bardziej interesują nas kiszki Absolutu niż to, czy jaki on jest. Pielęgniarka jest żoną Psychiatry, kobietą niespełnioną i nieszczęśliwą. Podejmuje nieudane próby samobójcze. To chimeryczka, żąda od męża uwagi i zainteresowania. W jednej ze scen pręży się przed Areczkiem, ubrana w samą bieliznę. On siedzi bez ruchu i śladu podniecenia. Wygląda to jak zamierzona - lub nie - parodia słynnej sekwencji z ,,Oczyszczonych" Warlikowskiego. Tam Kobieta z peep-show (grana przez Stanisławę Celińską) rozbierała się i tańczyła przed wykończonym Tinkerem (Mariusz Bonaszewski). Obecna kultura zatopiona w cielesności w niej właśnie szuka sacrum. Tylko że wydumane, poetyzowane sceny z Kane i Warlika nie odnajdują się w ciasnych pokojach Jakubowskiego i Farugi. Psychiatra ma dość żony, pracy, pacjentów. Ten, który miał nieść spokój w ludzkie dusze, sam potrzebuje zbawienia.

Dziewczyna (Magda Łaska) jest ubrana w obcisły kombinezon i trapery. Krótko ścięte włosy okalają twarz zmęczoną, choć dumną. Córka Pielęgniarki zbiera opłatki podawane na mszach świętych w bydgoskich kościołach. Chwali się swoją kolekcją przed kamerką. Jej kolejnym powodem do dumy są lakiery do paznokci, w większości kupione w Rossmanie. Rekonstruktor (Marian Jaskulski) zna Biblię nie gorzej, niż absolwent seminarium. Jego fascynacja świętością wynika ze złego stanu fizycznego. Porusza się z wielkim trudem. Z trudem podnosi nogi, by wejść na stół w kuchni (pomieszczenie po prawej). Dźwiga ze sobą duży drewniany krzyż, by przeprowadzić analizę technik ukrzyżowania. Wnosi potem posąg św. Marii Magdaleny, której objawienie miało charakter erotyczny. Podkreśla to, rysując obraz krucyfiksu wciśniętego między piersi kobiety. Wreszcie biczuje się niczym flagelant. Stara się dociec, co doprowadzało kiedyś ludzi do świętości. Jest wyraźnie zawiedzony, że nie pomogły mu w tym długie samodzielne studia nad tym zjawiskiem. Ironicznie wymienia wartość pieniężną szaty św. Wojciecha, krzyża św. Ignacego Boboli, trzewików św. Stanisława ze Szczepanowa. Ale to dywan, po którym przez moment kroczył Jan Paweł II, okazał się bezcenny. Prawdziwą świętością jest ta, która ,,dzieje się" teraz. Autentyczne sacrum rodzi się spontanicznie.

Jest jeszcze Ksiądz (Mateusz Łasowski). Opowiada zgromadzonym w świątyni (czyli widowni) o swoim nieszczęśliwym dzieciństwie. O długotrwałej chorobie, alienacji społecznej, potem o konflikcie z prawem i nieudanych związkach. Powtarza się, przerywa kazanie, jąka. Choć nawrócił się i założył sutannę, nadal sobie nie radzi. Trafia na kozetkę do Psychiatry, a i tak to on w końcu musi udzielić spowiedzi znerwicowanemu lekarzowi, nie odwrotnie. W końcu przyznaje się przed widzami, że ma na sobie bombę i zapalnik. Odlicza do wybuchu, a pozostałe postacie kładą przed sobą swoje osobiste rzeczy. Kapłan rezygnuje z eksplozji, odcinając zapalnik. Mówi, że jest szansa, by coś naprawić. Za jego plecami pojawia się jasne światło, prześwitujące przez szpary mieszkania. To odblask z wybuchającego Tupolewa?

,,Wszyscy święci" odnoszą się do samego Smoleńska raczej luźno. Ludzie poszukujący świętości uzyskują ją przez cierpienie i wątpliwości dnia codziennego. Spektakl nie wytłumaczy, dlaczego te poszukiwania zaprowadziły ich właśnie przed pomnik Józefa Poniatowskiego. Wydaje się, że jest to raczej opowieść o małych-wielkich męczennikach. Oczywiście każdy z nich mógł wyjść z ciasnego domu z krzykiem na ustach, ale Faruga nieco generalizuje. Dobrze, że spektakl jest kameralny. Nie popełnia błędu ,,Nieskończonej historii" Cieplaka w Powszechnym, która była grana na za dużej scenie. Bydgoscy aktorzy grają zespołowo, choć nierówno. Wielki powrót Alicji Mozgi dorównuje kreacjom Małgorzaty Trofimiuk i Mariana Jaskulskiego. Roland Nowak pojął chyba apatię swojego bohatera tak serio, że uzupełnia ją chwilowym atakiem gniewu, co wypada bardzo sztucznie. Najciekawszy wydaje się Mateusz Łasowski, jako pozbawiony wiary, a zarazem szukający w niej ratunku Ksiądz. Komizm potyka się o grozę całkiem realnych sytuacji, a wszystko do nut ,,Marzeń moich nie zna nikt" Villas. Szczególne zaś jest to, że ,,oburzonymi" nie są tutaj młodzi ludzie, protestujący w maskach Fawkesa przeciwko ACTA. Potencjalni obrońcy krzyża to ,,wszyscy święci", którzy pytają nas o naszą godność i związaną z nią tożsamość.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
18 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia