Świdnicka pokryta kirem

Jerzy Kalina i podwójnie symboliczny kir

Stumetrowej długości materia przykryła w sobotę ulicę Świdnicką od Rynku po przejście podziemne. Jerzy Kalina chciał upamiętnić w ten sposób ofiary mordu katyńskiego. Ale po informacjach, które napłynęły ze Smoleńska, kir na bruku stał się podwójnie symboliczny. - Teraz to znak podwójnej żałoby - mówił artysta

Po katastrofie samolotu prezydenckiego akcja Jerzego Kaliny miała być odwołana, jednak ze względu na jej martyrologiczny charakter zapadła decyzja, że jednak się odbędzie. Zaczęła się w południe i trwała do wieczora. - Po tym, co się stało pod Smoleńskiem, przedsięwzięcie artysty nabrało nowego, jeszcze bardziej dramatycznego wymiaru - tłumaczył Jerzy Pietraszek, wicedyrektor wydziału kultury UM. - Miało odnosić się do przeszłości, a stało się wyrazem bólu także po obecnej tragedii. Jerzy Kalina - rzeźbiarz, scenograf, performer, autor m.in. zespołu rzeźb "Przejście" na skrzyżowaniu ulic Piłsudskiego i Świdnickiej - chciał złożyć hołd ofiarom sprzed 70 lat. Temat zbrodni katyńskiej w jego twórczości pojawia się od lat - jest autorem pomnika pomordowanych polskich żołnierzy w Podkowie Leśnej, a przygotowany według jego koncepcji projekt Muzeum Katyńskiego wygrał w zeszłym tygodniu konkurs na zagospodarowanie Cytadeli Warszawskiej.

Wrocławska akcja "Strumień świadomości - epitafium katyńskie" opierała się na prostym zabiegu kompozycyjnym, który sprawdzony został już wcześniej w Radomiu. Tam także wielką, rozdartą czarną materię próbowały połączyć w jedną całość zwykłe kobiety zaproszone przez artystę.

We Wrocławiu ochotniczki, kobiety wyłonione z tłumu zwykłych przechodniów, po kolei siadały na samotne krzesło i z trudem zszywały igłą z nitką wielkie unoszące się na wietrze płachty czarnego materiału.

- To metafora naszej historii. Dzięki dziesiątkom dzielnych kobiet przez lata była przenoszona i przekazywana potomnym polska tradycja narodowa. To dzięki nim przetrwała wiedza i pamięć o zabitych mężach, synach, braciach i ojcach, o ofiarach, które przed laty zginęły na Wschodzie - tłumaczył swoje intencje autor. - Teraz ten całun w niezamierzony sposób stał się symbolem kolejnego dramatu polskiego narodu. Akcja Kaliny na kilka godzin odmieniła centrum miasta. Rozciągnięta na ulicy czarna materia była jak kir, który przykrył wrocławski deptak żałobną suknią. Przechodniów idących na Rynek zaskakiwał niezwykły widok. Falująca na wietrze płachta wyglądała jak rzeka czarnej lawy zalewającej świat. Na tym tle niewielka sylwetka samotnej kobiety zmagającej się ze złowieszczym żywiołem była jak stwierdzenie niemożności, pozornie beznadziejnego uporu, który pozwala jednak trwać.

Powstał obraz wizualnie niezwykły, prosty, głęboki, uniwersalny w swoim wyrazie.

Nikt po żałobnej materii nie deptał, choć zajmowała znaczną część ulicy. Wzbudzała zdumienie, nie pozwalając nikomu przejść obojętnie. Przechodnie przystawali i przyglądali się jej w zadumie. Niektórzy klękali, modlili się. Szybko pojawiły się przy niej kwiaty i znicze.

Akcja miała trwać tylko do godziny 15, ale została przedłużona aż do rozpoczęcia mszy w intencji ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, która zaczęła się o godzinie 18 w kościele św. Elżbiety. Wieczorem czarne płótno z ulicy Świdnickiej usunięto. Szkoda, bo był to widomy znak rozpaczy wielu osób.

Agata Saraczyńska
Gazeta Wyborcza Wrocław
13 kwietnia 2010
Portrety
Jerzy Kalina

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...