Święci z mojego osiedla

"Wszyscy święci" - reż. Wojciech Faruga - Teatr Polski w Bydgoszczy

Z takim starym za życia mnie świętą ogłoszą! - wykrzykuje na klatce schodowej sąsiadka. Jej mąż - pijaczyna znów awanturował się, budząc mieszkańców bloku i przynosząc wstyd rodzinie. Błogosławieni byliby inni - matka samotnie wychowująca córkę z zespołem Downa albo rówieśnik, którego narzeczona puściła się na zagranicznej wycieczce z Kenijczykiem, a on małego mulata wychowuje jak swoje z nadzieją, że nikt się nie pozna. Peleton w wyścigu na ołtarze zamykałaby starsza pani biegająca to na nabożeństwo, to do spółdzielni - z anonimowymi donosami na sąsiadów.

Bydgoscy "Wszyscy święci" duetu Jarosław Jakubowski/Wojciech Faruga to właśnie wycinek jednego z takich jak moje osiedli, takiej klatki schodowej, piętra, mieszkania. Scenografia Agaty Skwarczyńskiej pozwala spojrzeć na trzy pomieszczenia - gabinet, pokój i kuchnię - niczym na trójnawowy kościół albo domek dla lalek - urządzony z dbałością o najmniejszy drobiazg (jest tu i słoik po Cremonie, ale i tradycyjne albumy na zdjęcia, zmarnowany kwiatek w plastikowej doniczce, wytarty stołek w gabinecie lekarskim czy obskurna meblościanka); pomieszczenia wypełniają ożywające postaci - pewnie bardziej za sprawą boskiego planu niż za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Bez Boga się tu bowiem nie może obejść. Pretekstem do opowieści o ludziach jest właśnie On.

Każdy przeżywa tu swoje dramaty - psychiatra (Roland Nowak) sam siebie uleczyć nie potrafi i choć dla swoich pacjentów jest ostoją spokoju, emocje pękają na widok księdza (Mateusz Łasowski - bardzo sugestywny szczególnie podczas kazania; przepełniony dawką ironii początkowy fragment świetnie oddaje umiejętność obserwacji świata - tak w wydaniu Łasowskiego jak i Jakubowskiego), któremu pod wpływem chwili postanawia się wyspowiadać. Jego żona (Małgorzata Trofimiuk - żywioł!) przepełniona żalem i samotnością po raz kolejny targa się na swoje życie. Ich córka (niezawodnie rewelacyjna Małgorzata Łaska w świetnie napisanej, błyskotliwej roli - szczególne brawa dla autorów) krąży między bydgoskimi kościołami, kolekcjonując hostie - dziewczyna przyjmuje je, ale nie połyka - to dopiero sztuka! Chwali się potem zdobyczami z kolejnych parafii przed internetową kamerką. Między recenzją lakieru do paznokci kupionego na promocji w drogerii i tego wypatrzonego w pobliskim kiosku pokazuje opłatek z Chrystusa Króla i od świętego Michała Kozala. Oglądalność skacze.

Syn (Jakub Ulewicz - nieprzeciętny!) trwa pomiędzy umierającą matką (wspaniała Alicja Mozga - to dopiero siła, zdecydowanie - głosu, charakteru i przekazu - żałować można jedynie, że rzadko pojawia się na naszej scenie w tak wyrazistych rolach), której na zawołanie zmienia pieluchy a marudnym ojcem (Jerzy Pożarowski), który potrafi prawić mu tylko o butach na pielgrzymkę. W Boga specjalnie nie wierzy. Wie, że większym problemem niż zło na świecie jest gówno. Ono więc zaprząta jego myśli.

Tylko Rekonstruktor (Marian Jaskulski - przerażająco przekonujący) sprawia wrażenie szalonego fascynata, który analizuje nie tylko Mękę Chrystusa ale i żywot świętych męczenników, krzyżując się na kuchennym stole i zwożąc do domu święte figury. Na koniec znów ksiądz, za którym parafianie specjalnie nie przepadają - ojciec nieznany, matka - kurwa, trener-pedofil, on sam - nawrócony w więziennej celi, ale ciągle poszukujący nie mniej niż jego owieczki.

Każdy z nich jest męczennikiem - tak prowadzi swoje życie, że składa się ono z mniejszego lub większego cierpienia. Ale czy któryś jest święty? Na pewno ma swoje atrybuty (świetna scena finałowa): lakierowana córa Internetu - suszarkę do grzybów, w której osusza hostie - wszak nie można cały dzień wytrzymać o suchym pysku. Święta Matka Polka - różaniec i książeczkę do nabożeństwa, które chciałaby mieć w trumnie i które całuje, mówiąc, że - a pewnie! - myślała, by syna z okna wyrzucić. Tacy święci naszych czasów - nijacy. Tacy święci, jaka nasza i ich wiara - nijaka.

"Wszyscy święci" to spektakl, który ma trzy mocne elementy: tekst, scenografię i aktorów, którzy pierwszym potrafią wypełnić to drugie. Drażni trochę łatwe przejście w komizm rodem z telewizyjnych kabaretonów - szczególnie w przypadku roli Trofimiuk i Mozgi. Scena łaszenia się do pacjenta i scena ustawiania do porządku męża oraz syna nie wnoszą nic nowego. Panie grają jednak tak doskonale, że sceny z ich udziałem są wartością samą w sobie. Świetne są wszystkie - momentami dramatyczne, chwilami zwyczajnie nijakie postaci, które po prostu są. Odgrywają przed nami współczesne misterium. O tym, jak prawdziwy jest to świat świadczą reakcje publiczności: święte oburzenie na widok hostii, śmiech z praktycznego podejścia do śmierci. Świetnie, że nie ma tu łatwych rozwiązań, mądrości, wybaczeń i ręki, która nagle ustawia postaci w nieco szczęśliwszych kombinacjach. Zostawiamy tych bohaterów w takim stanie, w jakim ich zastaliśmy - na dalekim etapie do świętości, ale też na dalekim etapie bolesnego człowieczeństwa. Jest dla nich jakiś ratunek? Zdrowaśka za nich wszystkich na pewno nie zaszkodzi.

Michalina Łubecka
Teatr dla Was
19 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...