Świętych wy-obcowanie
"Świętych obcowanie" - reż. Maria Kwiecień - Scena Robocza w PoznaniuMaria Kwiecień w Scenie Roboczej bierze na spytki świętych i schizmatyków, szukając odpowiedzi na pytania o istotę miłosierdzia i katolicyzmu.
Duszno, tłoczno, a drzwi wyjściowe zastawione przez umajoną kapliczkę czy ołtarz - oto obraz polskiego katolicyzmu według Marii Kwiecień. Na zamkniętą na cztery spusty Scenę Roboczą laureatka konkursu rezydencyjnego Nowa Generacja rzuca ostre światło reflektorów i zaprasza do rozmowy o religijności oraz związanych z nią specyficznie polskich zjawiskach.
Katolicyzm jawi się w tym świetle jako religia utożsamiana przede wszystkim z dzieciństwem, naiwnością i zaślepieniem, a także silnym kultem matki - Matki Polki, Matki Boskiej Królowej Polski czy mariawickiej "Mateczki" Marii Franciszki Kozłowskiej. Do tego oczywiście cała galeria świętych, a między nimi Jerzy Popiełuszko czy Faustyna Kowalska. Bawiąc się dźwiękami, reflektorami, kamerą i publicznością, aktorzy próbują rozbić idealne święte obrazki, ukazując momenty pęknięcia i rozdarcia.
Jerzego Popiełuszkę zatem odwiedza matka, która nie rozumie jego misji i próbuje nakłonić do powrotu do domu. Adam Mickiewicz namawia Gerszona Rama na chrzest, a zagubieni dziewiętnastowieczni malarze pragną ukojenia w śmierci, podczas gdy na Feliksę Kozłowską papież nakłada ekskomunikę. Gdzieś między nimi krąży szalona dziewczynka poszukująca swojego "Misia" i ufnie rzuca się w ramiona każdego napotkanego mężczyzny. Ta galeria niespokojnych dusz to właśnie obcowanie ze świętymi, pustymi ikonami, w których nie pozostało już wiele z żywego człowieka. Próba rozbicia tych pomników prowadzi jednak do banałów: "Czy jesz kaszę?" - pyta matka Popiełuszki. "Śmietana się wylała", "Wszystko się wali, wszystko, pęka", "Krowa się ocielila", "Ojciec chory, spać nie może" - święte cudowności nie przystają do prozy życia, grożą pustosłowiem. W tle wybrzmiewają nagrania kazań sejmowych Piotra Skargi oraz słowa Jana Pawła II - wszystkie tak samo martwe poza kontekstem jak matczyna kasza i śmietana.
Wyczerpanych tą dekonstrukcją i rosnącą temperaturą widzów aktorzy zapraszają na zupę ku pokrzepieniu ciała i ducha. Po przerwie trzeba się będzie wreszcie zastanowić nad słowami. "Czym jest dla pana miłosierdzie?" - wypytuje trzech schizmatyków-mariawitów dziennikarka w świetle reflektorów. Żaden z nich nie wie. Już nie wie, dawniej wiedział i tęskni teraz za młodością, która pozwalała mu ślepo wierzyć. Kluczem do obcowania ze świętymi jest bowiem brak zrozumienia.
Reżyserskim zamysłem Marii Kwiecień było zaproszenie do rozmowy, jednak publiczność nie włączała się chyba w spektakl tak chętnie, jak chcieliby tego twórcy. Rozmowa sprowadziła się do wywiadu, a więc rozmowy kontrolowanej, przeprowadzonej przez samą reżyserkę. W tym impulsie do dyskusji zabrakło nieco swobody - kiedy w rozmówcę wyceluje się światła reflektorów trudno spodziewać się innej odpowiedzi, niż pusta paplanina, którą karmi się zarówno publicystyka, jak i prosta wiara. Głównymi rozmówcami pozostaje więc galeria niespokojnych dusz, a ze świętymi naprawdę trudno się porozumieć.