Szczyt ludzkich możliwości

Oczekujący na spektakl widzowie zostają powitani przez grajka - w teatralnym korytarzu słyszymy dźwięki liry, układające się w rzewną melodię, która obwieszcza początek spotkania z teatrem.

Grajek zapraszającym gestem wygrywa w foyer pierwsze dźwięki ballady o starej kobiecie, której przyszło pożegnać się z tym światem. Choć w ostatniej wędrówce towarzyszą jej dzieci, kobieta pozostaje samotna – jak każdy z nas w obliczu ostateczności. Na szczycie wysokiej góry dojdzie do spotkania, które było celem wyprawy – kobieta spotka śmierć.

Przestrzeń, w której rozgrywa się spektakl, jest niezwykła. Przede wszystkim dlatego, że są to ruiny (Ruiny Teatru Muzycznego w Gliwicach) zaadaptowane dla potrzeba teatru. Widzowie siedzą po jednej stronie półokrągłego pomieszczenia, mającego kształt areny. Scenę usytuowano na środku tego niezwykłego miejsca, jednak sceniczny świat zagarnia całe pomieszczenie – balkony, czyli znajdujące się nad sceną powierzchnie, przypominające dawne jaskółki, a także miejsca usytuowane z prawej i lewej strony widowni. Z lewej strony widzimy podświetlony obraz ośnieżonej góry, która będzie celem wędrówki, z prawej natomiast, na balkonie siedzi dziewczyna, czekająca aż widzowie zajmą miejsca. Jej noga zwisa swobodnie. Na scenie widzimy natomiast coś w rodzaju wielkiego namiotu, podobnego do indiańskiego tipi – po obu jego stronach opadają z sufitu kawałki białej materii.

Indiański namiot okazuję się być spódnicą matki, której tułów znajduję się kilka metrów nad sceną, na wysokości balkonu. Dwie białe materie zamieniają się w kokony, w których kotłuje się życie. Z bezkształtnych, białych kawałków materiału wyłaniają się dwie istoty – dziewczyna i chłopiec. Trzymają w rękach długie białe sznury, których końce ściska matka. Dzieci zaczynają zrywać pępowinę i po chwili są już samoistnymi bytami. Powoli rodzi się pomiędzy nimi więź – godziny spędzone na wspólnych zabawach łączą młode istoty na zawsze. Poczynania swych pociech bezustannie obserwuje z góry matka, która w pewnym momencie rozchyla swoją długą spódnicę. Naszym oczom ukazuje się ukryty dotąd świat lalek – oto historia przenosi się na inny plan, stanowiący komentarz do wydarzeń rozgrywających się na scenie.

Co rusz zwisające z góry materie – białe i czerwone, zamieniają się na naszych oczach w liny, po których wspinają się dzieci. Obserwujemy serie niezwykłych akrobacji – aktorzy dają popis ogromnej sprawności fizycznej oplatając się długimi kawałkami materiału, wisząc w najdziwniejszych pozach, spadając w dół i niemalże uderzając o ziemię. W tym niezwykle estetycznym wizualnie widowisku zawarta jest głęboka treść – dzieci przeżywają kolejne przygody, pokonują razem przeciwności losu, przezwyciężają piętrzące się przed nimi trudności, pozwalając jednocześnie swojej rodzicielce przyglądać się ich poczynaniom. Unoszący się kilka metrów nad ziemią aktorzy uczą swe postaci twardo stąpać po ziemi – chłopiec i dziewczyna uczą się, jak żyć. Nadchodzi jednak moment, w którym będą musieli także nauczyć się, jak należy umierać. Przejdą przez to razem, pomagając matce pożegnać się z życiem.

Spektakl został zainspirowany treścią japońskiej legendy “Obasute”. Opowiada ona o mieszkańcach wioski Obasute, którzy po ukończeniu 70. roku życia udają się na szczyt góry Narayama, by tam umrzeć. W podróży zwykle towarzyszą starcom najstarsi synowie, w przedstawieniu natomiast matkę odprowadza na szczyt góry dwoje dzieci. Historia nasycona trudnymi, skrajnymi emocjami, pełna miłości, smutku, goryczy, żalu za odchodzącym życiem, ale także nadziei na świadome wykorzystanie czasu, jaki jeszcze człowiekowi pozostał, przedstawiona została za pomocą niezwykle trudnej - choć robiącej ogromne wrażenie - techniki powietrznej akrobacji. Zatknięcie z działalnością czesko-francuskiej grupy teatralnej stanowi ciekawą odmianę dla widza, który przywykł do tradycyjnego teatru dramatycznego. Pozwala to zrozumieć, że teatr jest pojęciem dużo szerszym, niż mogłoby się nam wydawać - zawiera w sobie bowiem rozmaite techniki, z którymi na co dzień nie mamy do czynienia, a którymi posługują się często teatry alternatywne. Forma, za pomocą której przekazane zostają widzowi emocje, jest przecież w tym wypadku tak samo ważna, jak treść opowiadanej historii.

Choć śmierć jest jednym z motywów najczęściej wykorzystywanych w sztuce, to jednak pozostaje tematem nieodgadnionym, często niewygodnym. Teatr, w którym ciężar przekazywania tak trudnych treści zostaje przeniesiony ze słowa na gest, jest teatrem wymagającym dużego zaangażowania, zarówno od aktora, jak i od widza. Odbiór komplikuje także przemieszanie świata ludzi i lalek – pozornie tworzą one jedną rzeczywistość, lecz gdy przyjrzymy się bliżej jasne staje się dla nas, że jeden ze światów stanowi komentarz dla drugiego. Daje to niezwykłe efekty, pozwala ukazać głębokie i skomplikowane emocje, powstające pomiędzy członkami rodziny podczas wspólnej drogi przez życie. Drogi, która dla matki kończy się na szczycie góry. To przedstawienie uświadamia jednak, że choć każdy z nas będzie musiał zmierzyć się z własnym szczytem, to jednak nie jest bez znaczenia, jaką drogę obierzemy. Człowiek powinien podejmować wyzwania, które sprawdzają, jaka jest górna granica jego możliwości – wtedy naprawdę czuje, jaki smak ma życie. Wtedy patrząc w dół nie pomyśli z żalem, że mógł wybrać inaczej.

Décalages – Theatre in Movement, "The ballad of dead mother", reżyseria: Seiline Valée, Salvi Salvatore
Spektakl zaprezentowany na  XIX Gliwickich Spotkaniach Teatralnych, "Wizje - Kreacje - Inspiracje"

Olga Ptak
Dziennik Teatralny
8 maja 2008

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia