Szekspir i Puzo w akcji

"Czarne Wdowy" – reż. Józef Opalski – Teatr Miejski w Gdyni

Wizja połączenia „Romea i Julii" z „Ojcem Chrzestnym" wydaje się pomysłem tak niedorzecznie i przyjemnie romantycznym, że aż grzech nie skorzystać. Tak samo zapewne myśleli twórcy „Czarnych Wdów" wystawianych przez Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Niestety, efekt nie rzucił na kolana.

Zakochani bez pamięci

Opis sztuki sugeruje jakoby głównym wątkiem były intrygi i nielegalne handlowanie bronią i narkotykami w wykonaniu tytułowych czarnych wdów – żon mafiozów, które bez skrupułów pozbyły się mężów, aby przejąć po nich schedę i kontrolę nad miastem.
Tymczasem na pierwszy plan wysuwa się wątek miłosny dwojga młodych ludzi – Maruzzeli Fabbri (Martyna Matoliniec) i Paolo Contiego (Maciej Wizner). Zakochani pochodzą oczywiście z dwóch nienawidzących się rodzin, a ich matki przedkładają swoje ciemne interesy i walkę o władzę ponad szczęście dzieci.

Romantyzmu dodaje także związek fryzjera Rocco (Dariusz Szymaniak) i Pietry (Monika Babicka), którzy wiedzą o miłości młodych, jednocześnie ukrywając przed światem swoją.

Postaci Maruzelli i Paola są zbudowane z dużą szczegółowością, a ich inność w świecie mafii odwzorowują nawet ubrania. Aktorzy wspaniale budują między sobą namiętność czułymi gestami i pocałunkami, sprawiając, że widz czuje się czasem jakby przeszkadzał zakochanej parze. Melodie piosenek, jakie opowiadają o ich miłości, są delikatne, zachęcające do zatonięcia w nastroju. Wplecione w wypowiedzi Maruzelli kwestie Julii Kapulet nie pozostawiają wątpliwości – oto kochankowie z Werony w zupełnie innej rzeczywistości.

Bohaterki którego planu?
Niestety, jak wspomniałam wyżej, opis sztuki wprowadza w błąd, co wywołało duże rozczarowanie. Tytułowe bohaterki nie są zbyt rozbudowanymi postaciami, może z wyjątkiem Bruny Fabbri (Elżbieta Mrozińska). O ile przy Brunie można wymienić kilka ciekawych cech - że jest wyrachowana, gardzi innymi, nawet własną córką, czasem zachowuje się jak obłąkana, a nawet targają nią wyrzuty sumienia - o tyle przy Ricie Conti (Dorota Lulka), głównej przeciwniczce Bruny, nie możemy powiedzieć absolutnie nic. Nienawiść obu pań reprezentują głównie przekleństwa, które padają gdy jedna mówi o drugiej.

Pozostałe wdowy stają się jedynie tłem, więc równie dobrze mogłyby być po prostu księgowymi i cyngielkami Bruny i Rity, bez konieczności wpisywania ich do klubu wdów po gangsterach. Wplecenie wątku planowanego spisku przeciwko Ricie oraz marzeniach Loli (Beata Biczek-Żarnecka) i Titty (Olga Barbara Długońska), aby uciec do Neapolu nie ratuje niestety sytuacji.

Niewykorzystana szansa
To, co może zachwycić widza w „Czarnych Wdowach" to wspomniana już gra głównych bohaterów oraz muzyka i choreografia. W spektaklu usłyszymy wiele popularnych włoskich pieśni (między innymi śpiewaczki Rosy Balistreri) przełożonych przez autorkę sztuki na język polski.

Pod względem fabularnym i postaci, sztuka miała ogromny potencjał, który nie został odpowiednio wykorzystany. Romantyczne uniesienia zostały wysunięte na pierwszy plan, podczas gdy motyw przewodni mafii stał się dla nich jedynie tłem.

A zdaje się, że miało być odwrotnie...

Paulina Cirocka
Dziennik Teatralny Trójmiasto
10 sierpnia 2020
Portrety
Józef Opalski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia