SzekspirOFFska przystawka
Całościowe podsumowanie offu na 19. Festiwalu SzekspirowskimNurt offowy 19. Festiwalu Szekspirowskiego obfitował w propozycje, które ożywiały festiwal, miasto i gmach Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Szekspirowski off można potraktować jako szansę zaprezentowania skromniejszych, kameralnych realizacji. W tym roku widzowie zobaczyli wyłącznie polskie spektakle. Dla widzów ta część festiwalu jest szansą na spotkanie z artystami, którzy próbują odczytywać utwory Szekspira na nowo, po swojemu. Zapewne właśnie poszukiwanie świeżości, ciekawość świata i otwartość przyciągała na kolejne festiwalowe odsłony wierną publiczność.
Widzowie, którzy decydują się na udział w całości festiwalu, czyli i w spektaklach głównego nurtu, i offu, zyskują podwójnie, a nawet potrójnie. Po pierwsze – mają najszerszy ogląd tego, co Szekspirowskie. Po drugie – muszą być stale skupieni. Po trzecie – biorą udział we wspólnej zabawie, w święcie, którym przecież jest festiwal.
Na miękko
Z lekkością do poważnych, Szekspirowskich konkretów podeszli artyści Teatru Strefa Otwarta z Wrocławia. „H(2)O", czyli Hamlet do Ofelii, widzowie obejrzeli w pięknym, drewnianym foyer Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, w którym pozwolili się zamknąć, jak w drewnianej skrzynce. Anna Rakowska i Piotr Misztela pod opieką Mirosława Kocura stworzyli, jako reżyserzy i aktorzy, spektakl sprawny, poprowadzony w dobrym tempie, wymagający od publiczności aktywności i opowiedzenia się po którejś ze stron. Ofelia i Hamlet angażują wszystkich do damsko-męskich podchodów i porachunków. Ich bezpośredni, bezpretensjonalny sposób gry sprawia, że nie sposób nie polubić ich bohaterów, czy odmówić im zrobienia czegoś, o co proszą. Gra rozpoczyna się już przed wejściem na salę. Sam Hamlet zaprasza wszystkich do środka, tłumacząc się z niedociągnięć w swoim wyglądzie i... zrzucając winę na Ofelię. W tej lekkości ukazania tematu jest jednak mały haczyk, na który łatwo dać się złapać. Gdy Hamlet gorączkowo poszukuje prezentu dla Ofelii, publiczność chętnie pomaga, a gdy prosi, by nad Ofelią wypowiedzieć delikatnie „plum, plum, plum" publiczność czyni to równie chętnie. Ofelia plus H2O i tragedia gotowa, a my, zaaferowani, dajemy się podprowadzić bardzo blisko.
Podobnie ogląda się spektakl „MacDeath" tych samych twórców. To taki Makbet light – trochę zgrywy, z dużą swobodą grania. Czyny Makbeta i jego żony pokazane są tak, że łatwo zrozumieć dramat. Któż nie dąży do realizacji swoich marzeń? Więc ze sceny pada: „Spełniajcie swoje marzenia... Za wszelką cenę!" Wszelką?... Na tle innych przedstawień, ten wyróżnił się pomysłowym kostiumem Lady Makbet– wielofunkcyjnym i symbolicznym, prostym, dodającym postaci dynamiki i dobrze komponującym się z oszczędną scenografią.
„Lady McBeth", wystawiony przez TeART – Teatr Akademii Sztuk Pięknych a Gdańsku, na dziedzińcu, tarasie i w korytarzach GTSu również posługiwał się pozornie lekką, dowcipną stylistyką. Na prawie godzinę poważny, teatralny gmach zmienił się w „hamburgerownię", gdzie można było zamówić hamburgera, a nawet otrzymać gratisowy keczup. W tej sytuacji musiał odnależć się "angielski" aktor (Przemek Jurewicz), którego rolą było odszyfrowywanie kontekstów i podtekstów. Jurewicz pozostał do końca spektaklu skupiony na wyrażaniu głębokich emocji, co kontrastowało z dość szaloną otoczeniem scenicznym. Reżyserski pomysł maŻki Wojciechowskiej i Jurewicza na wykorzystanie tak rozległej przestrzeni dawał rzeczywiście spore możliwości. Publiczność chodziła za aktorami, zaproszona na wizytę u króla, mogąc podpatrywać, co dzieje się w zamkowych komnatach. To przemieszczanie się spowodowało nieco zamieszania, przez co część idących widzów nie widziała lub nie słyszała całości, a część opuściła spektakl przed jego zakończeniem, nie spodziewając się dalszego ciągu. Układ choreograficzny był starannie przygotowany, ruchy aktorów dobrze zsynchronizowane, czytelnie wyrażające siłę, gwałtowność, gniew. Scena tańca-walki na tarasie z widokiem, z użyciem plastikowego miecza, przy wtórze bębnów i żeńskich głosów Chóru ASP, zapadła mi w pamięć najbardziej. Natomiast celowo niesmaczna scena finałowa znów pokazała, że jako ludzie jesteśmy stale na krawędzi zachowań krańcowych. Zalejesz kogoś keczupem tylko dlatego, że mówią ci, że to hamburger, albo że to sztuka?
Podobne pomieszanie stylów zastosował Krzysztof Grabowski, reżyser teatralizowanego koncertu „Kopara opada – czyli 25 lat budowy GTS". Zbiór kabaretowych skeczy rozbawił publiczność, wykończoną już narzekaniem na rozwiązania architektoniczne. Scenariusz Marty Nowickiej, prosty, mało aluzyjny, ale obfitujący w pomysły, otrzymał szlachetną oprawę. Wizualnie dobrze zadziałało umieszczenie aktorów i muzyków na różnych poziomach budynku, w ciemności antracytowa cegła była dobrym tłem zarówno dla filmowych wstawek, jak i dla barwnych kostiumów muzyków, utrzymanych w stylu etno oraz postapokaliptycznym, z charakterystycznymi maskami. Całość zdynamizowała i scaliła muzyka bębniarzy z One World drummers, grających na bębnach afrykańskich oraz muzyków z Draki na Baniakach, grających na instrumentach wykonanych metodą recyklingu.
Na twardo
„Migotliwa przestrzeń" Joanny Grabowieckiej (scenariusz i reżyseria) mierzy się z szekspirowskimi motywami, łącząc je z poezją Tadeusza Różewicza. Trzy młode aktorki: Magdalena Maścianica, Natalia Matuszek i Izabela Zerwiłebska wcieliły się aż w pięć postaci: Desdemonę, Otella, Romea, Julię i Hermię. Z zaangażowaniem przedstawiły relacje łączące bohaterów, jednak w tym przedstawieniu zabrakło typowo męskiej, wewnętrznej siły, co obniżyło wiarygodność, a więc i emocjonalne oddziaływanie poszczególnych scen na widza. Wizualnie spektakl był dobrze skomponowany, szczególnie malowniczo wyglądała scena rozsypywania magicznego pyłu. W tym offowym głosie ważne wydaje się zaznaczenie aspektu popularności wątków sadomasochistycznych, publicznie upokarzających kobiety, także we współczesnej popkulturze. Równie ważnym był narcyzm. Nie był on ani promowany, ani krytykowany, choć poddany do indywidualnego przemyślenia.
„Wyrocznie niewinności" i „Romeo. Punctum" to spektakle absolwentów i studentów Akademii Teatralnej w Warszawie. Oba dotyczą zagadnienia młodzieńczej miłości w trudnych czasach, a te dla młodzieńczej miłości zawsze wydają się wyjątkowe. „Wyrocznie niewinności" w reżyserii Ewy Małeckiej to historia Troilusa i Kresydy, których rodząca się miłość została poddana próbie w czasach wojny. Kameralne, estetycznie oświetlone sceny z życia bohaterów, mimo całego dramatyzmu, pozostawiały niedosyt. Może to współczesne kostiumy i „zwyczajny" sposób mówienia odzierały dramat z czegoś ważnego, z jakiegoś wyobrażenia wielkości i doniosłości zdarzeń, które automatycznie uruchamiają się przy śledzeniu dramatów z akcją rozgrywającą się w zamierzchłych czasach. To, co odjęto Szekspirowi, dodano w formie pouczeń Sun Tzu zawartych w „Sztuce wojny" i, paradoksalnie, te pouczenia wygłaszane z offu, brzmiały najmocniej, odbierając Szekspirowi show.
Akcja „Romeo. Punctum" na podstawie „Romea i Julii" została przeniesiona w XX wiek, w scenerię ciemni fotograficznej. W ciasnej przestrzeni Teatru w Oknie ten pomysł sprawdził się dobrze. W przedstawieniu w reżyserii Michała Zdunika silniej niż wypowiadane kwestie oddziaływał gest. Zbliżające się do siebie dłonie milczących Romea i Julii były najczytelniejszym, najwięcej przekazującym znakiem. Spektakle przedstawione w ramach festiwalowego dnia szkół aktorskich stały się materiałem do dyskusji na temat kształcenia szekspirowskiego w uczelniach artystycznych w Polsce. Dyskusja odbyła się tego samego dnia, po spektaklach.
Zupełnie odmienne podejście do historycznego dramatu zaprezentował Piotr Mateusz Wach, absolwent PWST w Krakowie, Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu. Jego autorski performans taneczny „Ryszard. Ciało z gniewu", który miał swoją premierę na gdańskim festiwalu, jest próbą głębokiej analizy postaci Ryszarda III. Spektakl zbudowany został na oryginalnym tekście Williama Szekspira oraz na współczesnym utworze „Rok Ryszarda", hiszpańskiej dramatopisarki Angeliki Lidell. Archetypiczne przedstawienie zła wymyka się tu kategoriom historycznym. Widz „dostaje po oczach" obrazem człowieka, którego ciało nieustannie się porusza, męczy, zużywając niewiarygodnie dużo siły. Gniew i szaleństwo to nie jednorazowy wybuch. Największym utrapieniem okazuje się powtarzalność zapisanych w ciele schematów zachowania. Zło okazuje się odruchem, wewnętrznym przymusem. Spektakl oparty jest na powtarzanych wielokrotnie rytmicznych ruchach aż do całkowitego zmęczenia Ryszarda i widzów. Ci ostatni męczą się koncepcją: nastawieniem wyłącznie na cielesność, zmęczenie własnymi reakcjami: obrzydzeniem i zafascynowaniem. Ciężki i duszny klimat sprawia, że nie chcemy już patrzeć, a jednak patrzymy, bo w tej powtarzalności jednak pojawia się co jakiś czas coś nowego. Czyżby zło tak fascynowało, że nie chcemy przegapić ani sekundy? Ten wyrazisty performans nie każdemu przypadnie do gustu, jednak zdecydowanie wybijał się wśród propozycji dnia szkół aktorskich.
„Ofelia_remix" to offowy performans Amareya Theatre & Guests, przedstawiony w wyjątkowo sprzyjających warunkach tarasu Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Pomysłodawczyniami są artystki z Trójmiasta: Katarzyna Pastuszak, Anna Kalwajtys i Dorota Androsz (na co dzień Teatr Wybrzeże), które rozwijają ten projekt od 2012 roku. Kolejne wersje tanecznego, mrocznego ujęcia obrazu kobiety we współczesnym społeczeństwie zostały zremiksowane i przedstawione festiwalowej publiczności w rytm nowoczesnej, inspirującej muzyki Joanny Dudy. Performerki oparły swą artystyczną wypowiedź na tekstach Szekspira i Heinera Müllera, próbując wyodrębnić z nich postaci kobiece i odnaleźć uniwersalizm tej tematyki. Spektakl jest trudny w obiorze, nie tylko z powodu podjętych wątków, ale przede wszystkim przez konieczność śledzenia równocześnie wielu postaci. Widzowi, jak w prawdziwym życiu, nie dano komfortu skupienia się na akcji rozgrywającej się w jednym, łatwym do objęcia spojrzeniem, miejscu. Takie rozwiązanie stawia widza w sytuacji kobiet, o których mówi spektakl, w pozycji szalonych lub o krok od szaleństwa, lub w pozycji tych, o których mówi się, że są szalone. Każda z performerek mogłaby swoją rolę potraktować jako osobną etiudę. A etiudy, obejrzane jedna po drugiej, w skupieniu, wywarłyby większe wrażenie. Forma, którą wybrały tancerki niebezpiecznie zbliża tę sztukę do życia. Odgrywane role są wieloznaczne: panna młoda w sportowych butach, kobieta bez twarzy, kobieta tańcząca wśród szklanek (Aleksandra Śliwińska), nieustannie biegająca lub skacząca postać z czerwoną farbą na ciele, ubrana w kuszący gorset, odsłaniający raczej niż zakrywający. Jest kobieta w kostiumie z balonów (Agnieszka Kamińska), nadmuchanych jak puste słowa. Jest kobieta (Monika Wińczyk), która własną krwią plami biały materiał, by po chwili mieć w dłoniach biało-czerwoną flagę, nie symbolicznie, ale prawdziwie czerwoną od krwi. Ta ostatnia kobieta, w szpitalnej koszuli, wykleja na murze kształt głowy kozła lub macicy i jajników. A może to nie szpitalna koszula, lecz szata kapłanki? Ukojenie w tym chaosie przynosi lejąca się, oczyszczająca woda, a przede wszystkim bliskość drugiego człowieka. Niewiele jest tu tańca w duecie, jednak dopiero on pozwala widzowi złapać się jakiegoś znajomego wzoru. Może artystki odeszły daleko od Szekspira, lub były blisko niego w nieoczywisty sposób. Były jednak w dobrym miejscu, prezentując się w nurcie offowym, może aż tak offowym, że wyzwolonym od lęku przed oceną.
Pięknie
Teatr Sztuk NAWA św. Jerzego w Oleśnicy zaprezentował czteroodcinkowe „Sekrety Szekspira. Fotoplastikon 004". Był to wysmakowany estetycznie występ dwojga aktorów: Eweliny Ciszewskiej i Krzysztofa Roszko, w reżyserii Eweliny Ciszewskiej, zrealizowany według pomysłu Roberta Balińskiego. Twórcy, zainspirowani scenami ze „Snu nocy letniej" Szekspira przedstawili festiwalowej publiczności ruchome obrazy. Pantomimę zamknięto w białym prostopadłościanie, wokół którego siedzieli i stali widzowie. Do środka można było zaglądać przez poziome prześwity. Widzowie podglądali aktorów, widzieli również twarze widzów siedzących naprzeciw. Forma „serialu" została do tego spektaklu celnie dobrana. Aktorom udało się rozłożyć ładunek emocjonalny swego przekazu, a ograniczenie i jasne oświetlenie przestrzeni ułatwiało widzom skupienie się na najdrobniejszych gestach. „Fotoplastikon 004" wydaje się dopracowaną, skończoną wypowiedzią artystyczną, czym wyróżniał się na tle innych offowych propozycji. Możliwość patrzenia aktorom w oczy, a były to oczy wyrażające wyjątkowo dużo, przełamywała typowy teatralny dystans. Trzy pierwsze odcinki zaprezentowano na dziedzińcu Teatru Szekspirowskiego, gdzie każdy widz miał zapewniony ten bliski kontakt z aktorem. Ostatnia, czwarta część, została pokazana na ulicy Długiej, przed Teatrem w Oknie, w miejscu głośnym, pełnym spacerujących turystów. Ta część przyciągnęła tłumy i była piękną kulminacją. Już nie sama miłość – treścią stałą się również walka, rozumiana jako wzajemne przyciąganie się i odpychanie. Umalowane twarze artystów, gustowne, flirtujące z epoką elżbietańską kostiumy, elementy wideo, a przede wszystkim żywa, idealnie dopasowana do klimatu całości muzyka Marcina Krzyżanowskiego, którą wykonywał na elektrycznej wiolonczeli, sprawiły, że widzowie czuli się, jakby otrzymali z okazji festiwalu przepiękny prezent. Był to najchętniej komentowany spektakl w prywatnych rozmowach bywalców SzekspirOFF.
W ramach Szekspiroffa widzowie obejrzeli również tryptyk filmowy „JULIA, KAŚKA, MIRANDA czyli Szekspir na Placu Zbawiciela". Dla młodej scenarzystki i reżyserki, Agnieszki Maskovic, było to szczególnie wzruszające wydarzenie, gdyż mogła zaprezentować swoje, pokazywane i nagradzane w Polsce i na świecie filmy, po raz pierwszy w Gdańsku, swoim rodzinnym mieście. Widzowie również mieli powody do wzruszeń. Same filmy celnie trafiają w sedno wielkich, szekspirowskich emocji, a dziedziniec Teatru Szekspirowskiego okazał się dobrym miejscem na oglądanie takich dzieł pod gołym niebem w letnią noc.
Na wesoło
Szekspir OFF dobrze wpisał się w festiwalowy, miejski klimat. Cały gmach teatru został „naznaczony": grą aktorską, muzyką, światłem i obecnością widzów. Offowe, happeningowe dodatki zwracały uwagę gdańszczan i przyjezdnych na całość festiwalu; były pomysłowym, żywym zaproszeniem. Korespondent SzekspirOFF, Kazio Sponge, to animowana kukiełka, która na bieżąco komentowała festiwalowe wydarzenia. Przed rozpoczęciem festiwalu i w jego trakcie szekspirowskie "zadymy" (według konceptu Krzysztofa Grabowskiego) zapewniał Teatr Korkoro, który "panował" na Głównym Mieście, oczekiwał przylotu Szekspira i wesołych kumoszek na lotnisku, wrzucił szekspirowskie postaci w tłumy współczesnych spacerowiczów. Teatr Sztuk we współpracy z Wydziałem Lalkarskim PWST w Krakowie Filii we Wrocławiu w bitboksowym rytmie na ulicach „Polował na... czułość", a Anna Ludwicka-Mania, aktorka jeleniogórskiego Teatru im. C.K. Norwida, nie zmieściwszy się, z powodu rozmiarów swego elżbietańskiego kostiumu, w drzwi żadnego z teatrów, prezentowała fragmenty utworów Szekspira, przechadzając się po gdańskim, zabytkowym bruku.
Zaprezentowany w Gdańsku off mimo iż był różnorodny, należałoby rozumieć jako prezentację po prostu - osób i grup, które aspirowały do nurtu. Szkoda, że zabrakło zespołów zagraniczncyh, szkoda, że w produkcjach offowych tak mało zobaczyliśmy zawodowych aktorów. Na tle tegorocznego SzekspirOfu wyróżnia się Teatr Amareya, rozpoznawalny jako teatr poszukujący, odważny, łamiący przywyczajenia widzów, mocujący się ze skostniałą tradycją. Teatr Sztuk i jego fotoplastikon również zasługuje na miano udanej prowokacji. No bo przecież off ma byc niewygodny, brudny, kapryśy, chwilowy, ale jednocześnie inspirujący. I przy okazji, jak na każdym festiwalu, ważne, że offowy przegląd dla twórców był okazją do spotkania z publicznością, i w swoim gronie, że koresponduje z edukacyjną misją Festiwalu Szekspirowskiego. Mimo wszystko z niedosytem, czekam na przyszłoroczną, rozszalałą, Szekspirowską burzę offowych pomysłów.
19. Festiwal Szekspirowski: SzekspirOFF, 31.07-9.08.2015, Gdański Teatr Szekspirowski, Teatr w Oknie, przestrzeń Gdańska.