Szewcy XXI wieku

„Cnoty niewieście albo dziwki w majonezie wg Szewców Witkacego" – reż. Krzysztof Jasiński – Teatr STU w Krakowie

Witkacy tworząc dramat „Szewcy" poruszył w nim tematy polityczno-społeczne, które leżały mu na sercu i im się sprzeciwiał. Dramatem wyśmiał postępowanie władzy, a innych chciał uświadomić. Po ponad 60 latach od wydania witkacowskiego dzieła – historia zatacza koło – i ponownie w Krakowie, tym razem ze sceny Teatru STU, problemy polityczno-społeczne wołają do widzów ku przestrodze.

Krzysztof Jasiński jako reżyser „Cnót niewieścich" uwspółcześnił „Szewców". Historia niby ta sama, wszystkim znana, ale inna. Skupiająca się na problemach polityczno-społecznych ostatnich lat. Pokazująca siłę kobiet i słabości rządzących. Interpretacja feministyczna, ale ciekawa i warta obejrzenia, a także zatrzymania się na chwilę i przemyślenia tego, czego doświadczamy w kraju.

Nowa interpretacja dramatu przejawia się w kostiumach Anny Franczyk-Witkowskiej, które są po prostu...współczesne. Uroku i komizmu dodają rysunki Katarzyny Babis, ponieważ są z naszego XXI wieku. W erze social mediów niektóre grafiki wciąż krążą po internecie i są wszystkim dobrze znane, a jak okazuje się można je wykorzystać w teatrze i to się sprawdza. Jak na „Szewców" przystało – musi być trochę śpiewania i tańca – muzyczna gama jest bardzo różnorodna, nawet zahacza o disco-polo. Jest to, moim zdaniem, świetny pomysł, bo rozładowuje napięcie w kluczowych momentach.

Mnie najbardziej urzekli aktorzy. Ich kreacje były niesamowite, pełne ekspresji i koloru, mimo czerni na scenie. Widać było, że dobrze czuli się grając. Czeledniczki, czyli Anka Graczyk oraz Daria Polasik-Bułka były między sobą kontrastowe, przez to lekko zabawne, ale zdecydowane i wiedziały o co, tak naprawdę chcą walczyć. Najbardziej wyrazista była jednak Beata Rybotycka jako Sajetana. Jej ton głosu, mimika, gestykulacja i ekspresja przyciągały wzrok i nie dało się nie poczuć sympatii, do kreowanej przez aktorkę bohaterki. Postacią zupełnie inną do walczącej o wolność Sajetany był Prokurator Scurvy – w tej roli Łukasz Rybarski. Świetna kreacja, tragiczno-komiczna, lubiana przez widzów, mimo bycia czarnym charakterem. Rybarski, moim zdaniem, bawił się swoją postacią i dlatego wyszło to tak naturalnie.

W pierwszym akcie scenę skradł Marcin Zacharzewski jako Księżna. Strój, makijaż, sposób gry był najbardziej barwny, ze wszystkich postaci. Nie można nie wspomnieć o świetnym poczuciu rytmu i tańcu aktora... i to na obcasach. Kolejnym cichym bohaterem, był w akcie trzecim, Karol Bernacki, który jak tylko się pojawił to skradł scenę dla siebie i do końca jej nie oddał. Szkoda, że Witkacy umieścił Hiperrbociarza tylko na końcu, ale dzięki kreacji Bernackiego – warto było czekać.

W przedstawieniu najważniejsze są kobiety, ich walka o „brzuchy", równość i możliwość bycia niezależnymi. Sprzeciwianie się kontroli przez władzę, w której często zasiadają mężczyźni. Z tego powodu mamy więcej bohaterek, niż bohaterów, mimo że Witkacy miał inny zamysł. Taka zmiana, dokonana przez reżysera Jasińskiego, jest dobra i potrzebna, gdyż ukazuje problem naszej teraźniejszości.

Urokiem „Cnót niewieścich albo dziwek w majonezie" jest interakcja aktorów z widzami. Widownia jest zaangażowana w wydarzenia. Siedząc poza sceną ma się wrażenie, że bohaterowie mówią do ludzi, a nie w jakąś otchłań. Dziękuję, jako widz, że o nas – drogi Zespole Teatru STU – pamiętaliście.

Zuzanna Styczeń
Dziennik Teatralny Warszawa
25 lutego 2022

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...