Szlochnica nieukojna
„Ostatni sen Eugenii/(Eugenias letzter Traum)" - reż. Dorota Abbe - Fundacja Gra/nice w ŁodziWyobraź sobie, że całe życie mieszkasz w mieście, w bloku, na osiedlu. I nagle, po latach, dowiadujesz się, że twój dom stoi nie tylko w miejscu dawnego getta (bo to może być powszechnie wiadome), ale że dodatkowo wewnątrz tego getta był obóz i to polskich, a nie żydowskich dzieci.
Z takim tematem mierzy się na scenie łódzka Fundacja Gra/nice. Ich spektakl „Ostatni sen Eugenii/ Eugenias letzter Traum" w reż. Doroty Abbe to prawdziwa historia, pokazana z perspektywy strażniczki obozowej Eugenii Pol vel Genowefy Pohl. Kobiety, która katowała dzieci, a potem wypierała zbrodnie i po wojnie nawet... pracowała w przedszkolu.
Tekst napisał Kuba Kapral, co nie było proste o tyle, że historia ta była przez twórców odtwarzana ze szczątków wspomnień, ponieważ ci, którzy ocaleli, byli dziećmi i ich pamięć zawiera sprzeczne czasami fragmenty obrazów tego, co działo się w obozie. Ale efekt jest absolutnie przejmujący. Czwórka aktorów: Łukasz Batko, Masza Lesiak-Batko, Żaneta Małkowska i Piotr Mokrzycki zanurza się w koszmarze, jaki miał miejsce w Łodzi podczas wojny. Oglądamy rozdwojenie: ci, którzy tam byli oraz ci, którzy znali Genowefę po wojnie mówią o dwóch różnych osobach. W obozie mamy zamęczane i mordowane dzieci, które starały się radzić sobie na wszelkie sposoby, a później jest opowieść o spokojnej, sumiennie wykonującej swoje obowiązki kobiecie. Czy na pewno da się tak żyć? Za wszelką cenę?
Zmultiplikowane, bliżej nieokreślone formy plastyczne (scenografia: Grupa Mixer), które pokrywają scenę, można interpretować na różne sposoby. Mają cielisty kolor, więc pierwsze skojarzenie jest oczywiste, ale z drugiej strony wyglądają jak miłe i miękkie zabawki z dziecięcego pokoju. Aktorzy też mają na sobie cieliste kostiumy i czarne buty. Brodzą w tych kształtach jak cienie: są jak dybuki tych, którzy już dziś nie mogą nic powiedzieć.
Ilość form plastycznych może też kojarzyć się z myślami, skrawkami wspomnień, które zostają w bohaterach. Szczególnie w tych ocalonych: „Wyszedłem z obozu, a ze mnie choroby wychodzą" – przeżycie zostało jak niezmywalna blizna. Szczególnego rodzaju psychofizyczna trauma, której nie można się pozbyć. Słowotwórcze nazwy chorób, jak „szlochnica nieukojona" próbują nazwać coś, czego właściwie tak do końca wyartykułować się nie da.
Dlatego mamy na scenie dodatkową perspektywę: Gruszy. Tej, która widziała. Czy drzewo może mówić? Może czasem powinno. Podobnie jak drzewa, które rosły na terenie niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Przyroda też była niemym świadkiem tego okrucieństwa. I gdzieś w swoich korzeniach przechowuje do dziś pamięć o tamtych dniach.
„Ostatni sen Eugenii/ Eugenias letzter Traum" w reż. Doroty Abbe porusza i przenika do głębi. Przywołuje niezwykle tragiczną historię, jednocześnie oddając hołd dzieciom, które zginęły w obozie. Przyjęta unikalna forma plastyczna sprawia, że w ogóle widz jest w stanie w jakiś sposób przyjąć do wiadomości fakty. Całości dopełnia przejmująca muzyka Grzegorza Mazonia. Można zadać pytanie, po co w ogóle dziś jeszcze o tym mówić? A czy zagłada się skończyła? Ludzie nadal giną na wojnach, na granicach. Jeśli zaprzepaścimy pamięć – wszystko może się powtórzyć. Bo przecież „Auschwitz nie spadło z nieba", jak powiedział pan Marian Turski, ocalały z obozu. Jeśli nie będziemy pamiętać, przyjdzie obojętność i absolutne wyparcie. II wojna światowa nie jest mglistym wspomnieniem szalonego człowieka, ale faktem. Tym bardziej, że do dziś jeszcze można odkryć okrucieństwa, o jakich do tej pory w kontekście tej wojny nie było mowy.
Spektakl zostawia widza z ciszą. Taką, która krzyczy, a ten krzyk można usłyszeć dopiero dziś.
Na otwarciu wystawy fotografa teatralnego Tobiasza Papuczysa, która odbyła się w ramach 16. Międzynarodowego Festiwalu Teatrów i Kultury Awangardowej Pestka 2025, autor powiedział zdanie, które może być idealnym podsumowaniem tego rzeszowskiego dnia festiwalowego: „Teatrem próbuję sobie świat układać".