Szpital Polonia

"Położnice szpitala św. Zofii" - reż. Monika Strzępka - Teatr Rozrywki

Przełomowy model teatralny stworzony przez duet Strzępka-Demirski ma niesłychaną moc przetrwania: można pożenić go z jakąkolwiek konwencją, jaka tylko przyjdzie realizatorom do głowy. W Chorzowie padło na musical

"Położnice szpitala św. Zofii" to artystyczne wydarzenie na Górnym Śląsku, gdzie od dekady czeka się na drapieżny teatr. Strzępka i Demirski nie prowokują, nie obrażają strasznych śląskich mieszczan, tylko przerabiają własną rodzinną traumę związaną z narodzinami ich syna na show z przyśpiewkami. Publiczność najpierw siedzi zakłopotana: nie na takie śpiewy i tańce tu przyszła. Naprawdę można robić musicale o fizjologii rodzenia i polityce zdrowotnej państwa? Można. Akcja spektaklu dzieje się w szpitalu przed prywatyzacją, zajmującym wysokie miejsce w rankingach akcji "Rodzić po ludzku". Źle opłacane i przepracowane pielęgniarki chcą strajkować. Oddziałowy ksiądz-oszołom chrzci dzieci jeszcze w łonie matki. Pani ordynator (Elżbieta Okupska) chce ukryć skalę błędów lekarskich w swojej placówce (Okupska brawurowo śpiewa chorobliwie pulsującą pieśń "na neurologii nie ma żadnych dzieci"). Po korytarzach szaleje prywatyzatorka (Marta Tadla), młody lekarz, siostrzeniec ordynatorki (Wojciech Stolorz), nie jest dopuszczany do porodów, może co najwyżej wyrzucać łożyska, siostrzeniec prywatyzatorki (szarżujący jak pijana żyrafa Andrzej Kłak), kandydat na nowego ordynatora, kretyn psychopata, niczym Brubaker ze znanego filmu podszywa się pod rodzącą kobietę, żeby poznać, przez co przechodzą tu pacjentki. Śledzimy perypetie trzech par, lęki ojców, irytacje przyszłych matek, postawy seksistowskie i roszczeniowe.

Pierwszy akt przypomina groźne memento: W bólach będziesz rodziła, polska matko, pomiędzy idiotami i mordercami, w upadającym szpitalu, gdzie powikłania porodowe są czymś normalnym, a personel medyczny ma ważniejsze problemy niż zdrowie twego dziecka. Akt drugi jest wyjściem w przyszłość: Cóż z ciebie wyrośnie, o biedne dziecię, w kraju, gdzie panoszą się macho w marynarkach i pampersach, a ojcowie cię nienawidzą, bo nie spełniasz ich oczekiwań.

Demirski kapitalnie zestawia język miłosny z medycznym: Pragnę cię! Chcę się z tobą kochać - woła bohater i słyszy w odpowiedzi od lekarki: "A stolec był?". Strzępka zmaltretowała mnie jedną sceną, o dziwo, liryczną. Oto w pokoiku lekarskim blondynka w czerwieni próbuje gdzieś zadzwonić. I śpiewa słynny szlagier z filmu Saury "Porque tu vas". Ale to tylko ściszony podkład dla sytuacji z pierwszego planu, gdzie dziecko jednej z par marzy, by być jak Billy Eliot. Jego ojciec, lokalny generał Franco, drwi z jego gejostwa, z marzeń, braku szans. Wokal dziewczyny płynie jakby obok, słychać w nim gorycz, smutek, wahanie. I wreszcie dziewczyna mówi: "Billy, nie dostałeś się na Akademię".

Moje jedyne rozczarowanie: podejrzewałem, że to będzie spektakl bardziej drapieżny i bardziej przewrotny. O tym, że ze służbą zdrowia jest źle, wiemy wszyscy. Demirski i Strzępka są jednak od tego, żeby pokazać oswojony problem z nieoczekiwanej strony. Na przykład połączyć krach szpitalnictwa z czymś, co siedzi w naszej polskiej mentalności. Nie z ekonomią, Peerelem i polityką, bo to chyba zbyt łatwe. Są w chorzowskim fałszywym musicalu momenty, w których strzela się absurdem i trafia do celu. Jak w scenie z ciężarnymi mężczyznami, którym położne badają stopień przedporodowego rozwarcia. Albo kiedy gra się fabularnymi schematami telewizyjnej telenoweli dziejącej się w środowisku lekarskim.

Po przedstawieniu zostają w głowie szpitalno-rebelianckie songi - "Oxytocyna my love" czy "Skurwysynu" - wulgarna pieśń wyjących z bólu położnic. Żal tylko, że nie ma piosenki zawierającej tezy koniecznych reform służby zdrowia i porad, jak je przeprowadzić. Chorzowianie nuciliby ją, idąc na wybory...

Łukasz Drewniak
Przekrój
7 października 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia