Szpitalny burdel
"Położnice szpitala św. Zofii" - reż: Monika Strzępka - Teatr Rozrywki w Chorzowie"Położnice szpitala św. Zofii" w chorzowskim Teatrze Rozrywki to spektakl wyjątkowo przewrotny. Kontrowersyjny duet teatralny zrealizował przedstawienie muzyczne, łamiące wszelkie założenia "teatralnej rewii", mówiące w sposób bardzo dosłowny, wręcz publicystyczny, o problemie służby zdrowia
Zarys fabularny jest jedynie pretekstem do krytyki społecznej, tak w kontekście konkretnego wymiaru polityki czy problemu społecznego, jak w szerszym ujęciu – krytyki społeczeństwa w ogóle. Trudno streścić to, co dzieje się na scenie. Kobiety rodzą, ich mężowie nie radzą sobie z sytuacją, lekarz to niedoświadczony młokos, który wiecznie czeka na korytarzu, minister zdrowia chce prywatyzować szpital, a dzieci rodzą się niepełnosprawne. Żeby dodać pikanterii sytuacji – po szpitalu grasuje duch siostry zakonnej, ksiądz chce chrzcić dzieci jeszcze nienarodzone, mężczyźni zaczynają rodzić, a zakrwawione bobasy tańczą wspólnie na scenie. Chaos, zamieszanie, galopujące w zastraszającym tempie wydarzenia. Zamęt fabularny odzwierciedla jednak to, co wedle Demirskiego i Strzępki panuje w polskiej służby zdrowia. Burdel, po prostu.
Ekscentryczny duet teatralny, poza faktem, że pierwszy raz zrealizował spektakl w konwencji musicalowej, trzyma się swoich dotychczasowych środków teatralnej prezentacji. Ekspresyjna szarża aktorska, pastisz, humor, wulgarność, prowokacja. Szarganie wszystkich symboli polskości, krótko mówiąc – pokazanie środkowego palca wszystkim i wszystkiemu. „Położnice szpitala św. Zofii” powstały jako wyraz frustracji z osobistego doświadczenia narodzin syna w tytułowym szpitalu. Demirski i Strzępka są, jak zawsze, emocjonalni, prowokujący i dotykają tematu w sposób bezpośredni, lecz wpadli w pułapkę tego, co powinno znajdować się na marginesie spektaklu. Krytyka sytuacji polskiej służby zdrowia nie wybiega interpretacyjnie poza ten jednoznaczny temat. Jest wręcz publicystycznym komentarzem, nie sugeruje rozwiązań, lecz pokazuje dramatyczny obraz stanu tej polskiej sfery społecznej. Nie podważam konieczności takiej teatralnej perspektywy, jednak oczekiwałabym – po poprzednich fantastycznych przedstawieniach – więcej.
To, co szczególnie wydało mi się interesujące, to pojedyncze momenty znajdujące się właśnie pod tą wierzchnią warstwą krytyki. Spektakl oglądałam w czasie apogeum londyńskich zamieszek. Kilkukrotne przerywanie wydarzeń scenicznych przez wbiegające dzieciaki z bronią, które bez opamiętania strzelają do wszystkich, to rewelacyjny obraz społecznej frustracji. Dzieci nie chcą rodziców, których mają, rodzice nie chcą dzieci, społeczeństwo nie chce polityków, politycy nie chcą szpitala. Nie da się jednoznacznie zdiagnozować powodów niezadowolenia, jest ich wiele, lecz ważny i widoczny jest rezultat – rozgoryczenie, wybuch agresji. Tak jak socjologowie łamali sobie głowy nad przyczyną nagłej eksplozji społecznej ofensywy w Anglii, tak w spektaklu Demirskiego i Strzępki porusza się liczne tropy, z których każdy prowadzi na manowce.
Nie sposób jednak nie docenić odwagi poruszenia tego tematu i formy jego prezentacji. Musicalowa konwencja sprawdza się tu bowiem znakomicie. Podważone jest to, co z zasady ma być lekkie, miłe, przyjemne i moralizatorskie. Lekkość jest pozorna, diagnoza jest dramatyczna, temat niejednoznaczny. Orkiestrę umieszcza się na scenie, w prostych melodiach przemyca się muzyczne odwołania, które tworzą dodatkową interpretacyjną warstwę przedstawienia. Demirski i Strzępka po raz kolejny wbijają kij w mrowisko i pokazują, że mimo wszelkich nagród i próby ich zaklasyfikowania w mainstreamie, pozostają wierni sobie, niepokorni, kontrowersyjni. Oby tylko nie odbywało się to kosztem ich kolejnych przedstawień.