Sztuka nieżycia

"Udręka życia" - reż. Jan Englert - Narodowy Instytut Audiowizualny

W jednym z wywiadów dla „Gazety Wyborczej" Krzysztof Warlikowski powiedział na temat tekstu „Kruma" coś, co można właściwie odnieść do całej twórczości Hanocha Levina. Jego słowa: "Ten tekst zaskakuje, bo nie jest ubrany w inteligencki kostium" idealnie opisują specyfikę dramatu „Udręka życia", który możemy obejrzeć na portalu ninateka.pl w reżyserii Jana Englerta.

Spektakl zaczyna się gorzką refleksją Jony Popocha (Janusz Gajos), który nie może zasnąć i do śpiącej żony wygłasza gorzki monolog. Jest rozczarowany swoim życiem, życiem z żoną, swoim stanem zdrowia oraz wyglądem obydwojga. Po tym, jak zauważa, że obydwoje posunęli się w latach, zaczyna obrażać żonę, którą w końcu zrzuca z łóżka. Ona (Lewiwa – Anna Seniuk) jest na początku zaspana i zszokowana. Potem zaczyna się między nimi nieprzyjemna nocna rozmowa i kłótnia, w której nic nie jest oczywiste.

„Udręka życia" to trzymająca w napięciu historia, w której oglądamy zmęczone sobą małżeństwo z długoletnim stażem. On chce odejść, miota się. Teraz nie ma już jednak czasu na zmiany, ponieważ za moment przyjdzie po nich śmierć. Jednak pierwszy odwiedza ich niespodziewanie Gunkel (Włodzimierz Press) – ich przyjaciel, który błąka się samotnie nocą po mieście. Sytuacja zamienia się w podwójny dramat, ponieważ oni zazdroszczą Gunkelowi jego samotności, a on ma im za złe to, że mają siebie. Rozmowa trójki bohaterów jest trudna w odbiorze, wulgarna i choć nie brak tu czarnego humoru, to cały czas przebija się przez nią tragizm postaci.

Scenografia jest tu dziwna, odrealniona. Postaci poruszają się w małej, umownej przestrzeni. Na scenie nie ma nic oprócz podestu, na którym stoi pościelone łóżko, dwóch krzeseł (poza podestem) i horyzontu, na którym widzimy zdjęcie wielkiego miasta nocą. W tysiącach miast na świecie mieszkają miliony istnień ludzkich i każde z nich przeżywa swój mniejszy lub większy dramat. Jesteśmy mgławicą dramatów. Oglądamy właśnie jeden z nich, genialnie zresztą zagrany. Widzimy wyraźnie, że nie da się zaleczyć ran, które jątrzyły się (nawet nieświadomie) przez czterdzieści lat.

Można odnieść wrażenie, że bohaterowie „Udręki życia" negują całe swoje dotychczasowe życie – jest im źle i nie szukają już żadnych pozytywów. Nie do końca wiadomo, czy już nie chcą, czy też po prostu nie mają siły cieszyć się życiem w jakikolwiek sposób. Ich działania są rozpaczliwe, ponieważ prześladuje ich świadomość nieuchronnego końca. Tkwią w matni, która kończy się śmiercią. Przed końcem dokonują analizy swojego życia i bilans wcale nie wypada pozytywnie.

Nie ma już na co czekać, nie ma sensu nic robić – Jan Englert sięga po tekst Lewina i świadomie nie pozostawia widzowi za wiele nadziei.

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
14 kwietnia 2020
Portrety
Jan Englert

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia