Sztuka Tomczyka w Teatrze Telewizji

"Breakout" - reż. Ewa Pytka - Teatr Telewizji

Kolejna wystawiona w Teatrze Telewizji sztuka Wojciecha Tomczyka potwierdza niezwykłą umiejętność tego dramaturga do pisania o tym, co najważniejsze.

Od czasu debiutanckiego "Wampira" (2003), przez fenomenalną "Norymbergę" (2006), "Inkę" (2006), adaptację "Doliny nicości" (2011), po niedawne "Zaręczyny" (2015) Tomczyk zajęty jest obserwowaniem człowieka głęboko osadzonego w swoim miejscu i czasie. Idzie o człowieka - jak powiedziałby Arystoteles - "politycznego", ale nie w tym sensie, że zajmuje się polityką zawodowo, lecz w tym, że polityczność jest ważnym wymiarem jego natury -jego kondycją i losem - i że w jej obszarze odpowiedzieć musi na podstawowe pytania: o wierność zasadom, sprawiedliwość, odpowiedzialność.

I może właśnie dlatego, że nie są to sztuki "o sadzeniu grochu", to nawet pomysły tak nieprawdopodobne jak opowiedziana w "Norymberdze" historia ubeka, który domaga się osądzenia swoich łajdactw, bywają kwalifikowane jako literatura faktu (co na pierwszy rzut oka może się wydać zabawne, biorąc pod uwagę, że od 1989 r. nigdy i nigdzie żaden ubek z własnej woli nie przyznał się do niczego). Owszem, ma to niewątpliwie związek z warsztatem doskonałego scenarzysty, którego postaci, dialogi i sytuacje nie szeleszczą papierem. Upieram się jednak, że dla siły Tomczykowego realizmu tak samo ważna jest umiejętność precyzyjnego opisu wcześniej nienazwanych, problemów (daty premier mówią wiele). Czy "Breakout", historia niespełna dwu dni z życia pisarza, który podczas promocyjnego wyjazdu na prowincję spotka ludzi znających brzydki sekret jego najnowszej powieści, odpowiada temu opisowi? Czy bohater sztuki nie jest wzorcowym przykładem apolitycznego egoisty, żyjącego poza swoim czasem i wspólnotą? Gdzież tu polityka? Historia? Współczesny problem? Ano właśnie.

Podobnie jak w "Zaręczynach" wiele powiedzą nam podsunięte punkty odniesienia. W "Breakoucie" będzie nim przede wszystkim "Balladyna". Jest odległy od stolicy zakątek, mamy zabłąkanego tu jak Kirkor pisarza, są dwie siostry tęskniące za lepszym życiem, jest nawet Iskierka, który niechcący sprawia, że pisarz celebryta (współczesny książę z bajki) zadurza się w obu dziewczynach jednocześnie.

Na tym nie koniec podobieństw. Z dwóch sióstr to właśnie młodsza zdaje się mieć wszelkie predyspozycje na przyszłą Lady Makbet. Bezwzględna, cyniczna, gardząca pisanym jej losem prowincjuszki nie cofnie się przed niczym, by dostać się do wymarzonego grona "niezatapialnej, zblatowanej elitki", do kręgu ludzi, którzy "są, bo są" i nigdy (z wyjątkiem występu w telewizji śniadaniowej) nie muszą wstawać rano do pracy. Starsza, podobna nieco do Olgi z "Trzech sióstr", choć na pozór pogodzona już z życiem, przecież też czeka, też marzy, też chciałaby lepszego losu.

Ale podobieństwa to punkt wyjścia. Do sedna sprawy doprowadzą różnice. Owszem, role są rozdane, ale intryga nie może się zacząć, bo maski nie trzymają się twarzy. Nikt nie jest do końca sobą. Szybko się okazuje, że pisarz celebryta to nie tylko kabotyn, lecz i plagiator. Kłopot, prawda? Książę z bajki okazuje się lipnym arystokratą, złodziejem tytułu, oszustem. Fałszywy autor, fałszem podszyta sława, nawet bogactwo lipne (starczy go na samochód, ale już nie na pałac). Skoro fałszywy jest Kirkor, to nic nie może się zdarzyć. Pseudoksiążę nie może przecież wynieść dziewczyny z ludu. To niepodobieństwo.

Co gorsza, wątpliwości zaczyna budzić kwestia, kto mógłby tu kogo uszlachcić. Skoro tytułem do sławy jest książka, a naprawdę napisał ją ojciec sióstr, to czy księżniczkami krwi nie są córki rzeczywistego autora? Kim jest zatem Kirkor? Gdzie jest góra, a gdzie dół? Gdzie jest centrum, a gdzie są peryferie? W efekcie wszyscy tracą zapał. Role mają się nijak do rzeczywistości. Żeby zapłonąć żądzą Lady Makbet, potrzebne są niewątpliwe hierarchie, prawdziwe tytuły, realna władza. Moralitet potrzebuje prawdziwego blasku przemijających dóbr. A tu już blask okazuje się tandetą.

Tomczyk napisał sztukę o najważniejszym konflikcie rozdzierającym Polskę i kontynent - o konflikcie pseudoarystokracji (i jej dworu) z tzw. ludem. Konflikt jest rzeczywisty i nie da się go zagadać. Zbyt wiele zmieniło się od czasów, gdy rozdano role: dawne autorytety utraciły znaczenie, lud nie chce dłużej szanować ustaleń sprzed trzech pokoleń. Funkcjonalna arystokracja nie sprostała oczekiwaniom - brak jej zasad, pachnie oligarchią, nie wywiązała się ze zobowiązań. A lud? Dawno już nie mieszka na puszczy - upodmiotowił się i chciałby dużo więcej, niż mu niegdyś przyznano.

Czy strony znajdą nowe porozumienie? Odpowiedź Tomczyka nie wróży nic dobrego. Owszem, pisarz przejrzy się w śmierci i przynajmniej na chwilę odzyska przytomność, ale przecież na tym koniec. Jako zdemaskowany oszust nie może nikogo reprezentować. Czyjego przypadek jest pojedynczy? Czy pisarz celebryta jest fałszywym członkiem prawdziwych elit? Czy może raczej prawdziwym członkiem fałszywych elit?

A kim jest prawdziwy książę, ojciec sióstr, tajemniczy autor splagiatowanej książki? To przecież Szekspirowski Prospero - mędrzec, któremu skradziono księstwo Mediolanu. Czarami przywraca ład na wyspie i odzyskuje utraconą władzę. Ale jego celem nie jest ani powrót do Mediolanu, ani nawet ukaranie uzurpatora. Celem jest uświadomienie najbliższym, że Mediolan był i jest majakiem, a prawdziwe życie nie toczy się gdzie indziej, lecz tu. I tylko ono jest godne wyboru.

Dariusz Karłowicz
wSieci
29 września 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia