Tadeuszowi Różewiczowi – w szóstą rocznicę śmierci
Tadeusz Różewicz (1921 - 2014)Mieliśmy się spotkać w Teatrze Polskim we Wrocławiu w związku z szóstą rocznicą śmierci Tadeusza Różewicza.
Gdyby nie było pandemii, byłby tam pokazany film w mojej reżyserii „Gliwickie lata Tadeusza Różewicza"... Jego twórczość towarzyszyła mi od czasów szkolnych, jednak wielkim szczęściem była możliwość bliskiego, osobistego poznania podziwianego poety i dramaturga w 2009 roku w domowych pantoflach, przy rodzinnym stole. Trzy lata wcześniej, na jego 85. urodziny przygotowałem kilka wydarzeń w ramach Dni Tadeusza Różewicza w Gliwicach. Jerzy Trela czytał wiersze poety, a Kwartet Śląski grał utwory kameralne Krzysztofa Pendereckiego i Grażyny Bacewicz. Wyreżyserowałem też widowisko Teatr Różewicza w magicznych Ruinach Teatru Miejskiego. Przygotowałem wtedy premiery dwóch krótkich dramatów: „Dzidzibobo" w wykonaniu Barbary Lubos i Artura Święsa oraz „Czego przybywa, czego ubywa" w interpretacji Wincentego Grabarczyka i Romana Michalskiego. Andrzej Dopierała zaprezentował wstrząsające fragmenty „Dziennika gliwickiego" o śmierci matki. Wystąpili też aktorzy Bogumiła Murzyńska i Andrzej Pieczyński, soliści Wioletta Białk i Jerzy Gościński oraz muzycy. Przyjechała z Wrocławia asystentka poety Maria Dębicz, z którą później zrealizowałem film dokumentalny „Gliwickie lata Tadeusza Różewicza". Była współautorką scenariusza i wspaniałym przewodnikiem po twórczości pisarza. Wędrowaliśmy z kamerą i Mieczysławem Chudzikiem po Europie. Odwiedziliśmy tłumaczy i przyjaciół poety w Pradze, Budapeszcie, Florencji i Berlinie.
Nagranie z Tadeuszem Różewiczem, jego żoną Wiesławą i synem Kamilem w ich domu we Wrocławiu w czerwcu 2009 roku stało się bazą całego filmu. Różewicz był uśmiechnięty i serdeczny, opowiadał z humorem o wydarzeniach ze swojego życia. Kiedy pół roku później przyjechałem do niego, usiadłem na wersalce i pokazałem mu film na DVD, wzruszał się bardzo, patrząc na osoby, z którymi wiązało go wiele miłych wspomnień. Vlasta Dvořáčková, u której spędzał święta po śmierci matki, zmarła w 2018 roku. Krisztina Bába, kanclerz Uniwersytetu Filmowego i Teatralnego w Budapeszcie, wspaniale dbała o rozwój kontaktów teatralnych między Polską i Węgrami, a jej ojciec był znakomitym tłumaczem Różewicza. Zmarła tragicznie w wypadku w 2011 roku. Andrzej Wajda, zmarły w 2016 mówi o niezrealizowanym pomyśle na filmową „Kartotekę" z Pałacem Kultury i Nauki w tle, nagrywaną między innymi w tramwaju. Kazimierz Kutz zmarły w 2018 roku, wspomina zaskakującą historię: Różewicz w Dąbrowie Górniczej przez tydzień mieszkał z robotnikami, by poznać ich pracę i był zafascynowany potężnym kominem Huty Katowice... Krzysztof Penderecki, zmarły 29 marca tego roku, powiedział, że Różewicz to wielki poeta jak Goethe. Wykorzystał wstrząsający wiersz „Warkoczyk" w swoim oratorium oświęcimskim „Dies irae". A w tym roku 21 kwietnia zmarł w Berlinie Olav Münzberg, profesor Universität der Künste Berlin i Hochschule der Künste, urodzony w Gliwicach, wspaniały pisarz i wielki humanista, mąż cenionej aktorki Janiny Szarek, dyrektorki Teatru Studio am Salzufer im. Tadeusza Różewicza w Berlinie. Powiedział: „Różewicz jest dla mnie jednym z najbardziej znaczących pisarzy świata. Przybliżył mi głębię historii cierpienia Polaków".
Tak historia zabiera nam osoby, dla których twórczość, sztuka i wartości humanizmu były na pierwszym miejscu. Pamiętam, że w mieszkaniu profesora Münzberga głównym elementem, który widziałem wszędzie, były setki książek. Prawdziwy humanista bez książek nie może egzystować. Są dla niego jak tlen. Różewicz był z profesorem na berlińskim cmentarzu przy grobach pisarza i reformatora teatru Bertolta Brechta, dramaturga Heinera Müllera i filozofa Georga Wilhelma Friedricha Hegla.
Jak opisać Tadeusza Różewicza – poetę, dramaturga, prozaika, reportażystę, scenarzystę filmowego i publicystę, w którego pamięci wojna pozostawiła niezatarte piętno? Doświadczenie upadku wartości i granic człowieczeństwa wiązało się z reinterpretacją idei Boga wszechmocnego. Różewicz – moralista, posądzany o katastrofizm, nihilizm i turpizm – próbował odnaleźć w sztuce i licznych zagranicznych podróżach swoją Arkadię.
Kiedy byłem u Tadeusza Różewicza w styczniu 2010 roku, poeta powiedział mi: Widziałem w Częstochowie, na ulicy w pobliżu Jasnej Góry, jadące niemieckie wozy pancerne, które na moich oczach rozjeżdżały uciekających ludzi. Widziałem, jak ich głowy roztrzaskiwały się o czołgi i wszędzie była krew. Po czymś takim nie można być już tym samym człowiekiem. Podobnych sytuacji na pewno przeżył wiele. Przed wojną Różewicz pisał wiersze religijne, był współpracownikiem miesięcznika Związku Sodalicji Mariańskich Uczniów Szkół Średnich Pod znakiem Marii, natomiast w Echach leśnych znalazł się jego wiersz Ciężar z 1940 roku, w którym odkrywa metafizyczną pustkę: Upadam pod pustym ciężarem / brzemię niebieskie mnie gniecie / nie ma nikogo w tym domu / kto cierpi ze mną pospołu.
W wierszu Lament można przeczytać tragiczne wyznanie: mam lat dwadzieścia / jestem mordercą (Tadeusz Różewicz, Poezja, t. I, 9-10). Partyzanci musieli czasem mordować, aby przeżyć. Poeta nie może się z tym pogodzić. Na tym polegał tragizm wyboru: jeśli w danej chwili nie będziesz katem, to staniesz się ofiarą. Jeśli nie zabijesz wroga, to możesz zostać posądzony o kolaborację, co grozi sądem i rozstrzelaniem. To świadczy o dehumanizacji, która jest efektem każdej wojny.
Pisał w sposób awangardowy, a jego twórczość została przetłumaczona na ponad 50 języków. Z jednej strony mógł być odbierany jako głos przedstawiciela pokolenia młodych, którzy przeżyli tragedię II wojny światowej, a z drugiej strony był twórcą osobnym, nie działał w żadnej grupie, uciekł z Krakowa do Gliwic, gdzie mieszkał przez 20 lat i mógł spokojnie pisać. O sprawy domowe dbały: jego żona Wiesława, jego matka i teściowa. W Gliwicach urodziło mu się dwóch synów. Gdy w mieszkaniu robiło się zbyt głośno – poeta wyjeżdżał za granicę, początkowo do Czech i na Węgry, a potem coraz dalej: do Francji, Włoch, Skandynawii czy Chin. Odtrutką dla poety skażonego wojną stało się zainteresowanie malarstwem, rzeźbą i architekturą.
Gliwicki okres (1949-1968) to czasy ogromnej działalności twórczej. Różewicz wydał wtedy kilkanaście tomów poezji, pisał poematy, stworzył wiele utworów prozatorskich i dramatów z Kartoteką na czele. Pisał z bratem Stanisławem scenariusze filmowe. Był też autorem reportaży prasowych, a zatem zaskakiwała jego wszechstronność i umiejętność posługiwania się rozmaitymi gatunkami literackimi. W 1968 roku przeniósł się do Wrocławia i tam mieszkał do końca.
W swoim testamencie poeta poprosił o chrześcijański pogrzeb... W 2003 roku zdeponował testament w sejfie w Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu. Po 11 latach został odczytany podczas nabożeństwa pogrzebowego: Moja ostatnia wola i prośba, jest moim pragnieniem, aby urna z moimi prochami została pogrzebana na cmentarzu ewangelicko-augsburskim przy kościele Wang w Karpaczu Górnym. Proszę też miejscowego pastora, aby wspólnie z księdzem kościoła rzymsko-katolickiego (którego jestem członkiem przez chrzest św. i bierzmowanie) odmówił odpowiednie modlitwy. Pragnę być pochowany w ziemi, która stała się bliska mojemu sercu, tak jak ziemia gdzie się urodziłem. Może przyczyni się to do dobrego współżycia tych dwóch – rozdzielonych wyznań i zbliży do siebie kultury i narody, które żyły i żyją na tych samych ziemiach. Może spełni się marzenie poety, który przepowiadał, że „Wszyscy ludzie będą braćmi". Amen.
Kiedy jechałem na pogrzeb, mijałem pola porośnięte kwitnącym na żółto rzepakiem, a przede mną jechał z Wrocławia karawan z trumną Różewicza. Malutka świątynia ewangelicko-augsburgska Wang w Karpaczu pochodzi z Norwegii. Byliśmy w tym kościółku świadkami wzruszającej skromnej uroczystości. Tak sobie życzył wielki poeta. Nie chciał żadnej państwowej pompy. Obok kościółka jest niewielki cmentarz, z którego rozciąga się piękna panorama z widokiem na Śnieżkę. Tam został pochowany Różewicz obok grobu przyjaciela, twórcy Wrocławskiego Teatru Pantomimy – Henryka Tomaszewskiego. Spełniło się życzenie poety. Nabożeństwo pogrzebowe zostało odprawione równocześnie przez ewangelickiego pastora i katolickiego księdza. I w pewnym momencie ksiądz poprosił w imieniu rodziny, aby ludzie spojrzeli na siebie i aby się do siebie uśmiechnęli. To było niesamowite uczucie. Poczuliśmy się na chwilę częścią ludzkiej wspólnoty bez podziałów politycznych, religijnych i społecznych.
Kazimierz Kutz – wnikliwy interpretator twórczości Różewicza, zwłaszcza jego dramatów Kartoteki, Na czworakach i Do piachu powiedział w jednym z wywiadów: Różewicz to poeta wielki, który patrzy na historię z punktu widzenia człowieka, który żyje w jakiejś konkretnej rzeczywistości, musi znosić swój los. A los to jest wszystko, co się przeżywa: okupacja, komunizm, kapitalizm, solidarność i to co będzie. To jest sztuka skupiona na człowieku. Różewicz to prawdziwy humanista, który patrzy na świat uniwersalnie. (Katarzyna Wereszczyńska, "Kartoteka" jest wielka, Życie Warszawy, 1999, nr 123)
Na szczęście po wybitnych poetach pozostaje wielka literatura, do której można sięgać przez wieki.