Tajemniczy i zły
"Noc wielkiego sezonu" - reż. Krzysztof Babicki - Teatr im. J. Osterwy w LublinieTeatr im. J. Osterwy w sobotę wystawił po raz pierwszy spektakl "Noc wielkiego sezonu" w reżyserii Krzysztofa Babickiego na podstawie prozy Brunona Schulza. Opinię na temat premiery prezentują Sylwia Hejno i Andrzej Z. Kowalczyk. Chcieliśmy zestawić dwa różne spojrzenia na tę samą sztukę, sprawdzić, czy Schulz w Osterwie ma szansę trafić do widzów z zupełnie innych pokoleń (recenzenci znacznie różnią się wiekiem). Następny pokaz "Nocy wielkiego sezonu" odbędzie się we wtorek o godzinie 18. Bilety: 15-30 zł. PAF
Literatura nie lubi się przebierać w sceniczny kostium. To, co najbardziej wymowne w "Nocy wielkiego sezonu" w reżyserii Krzysztofa Babickiego dzieje się obok słowa.
"Sklepy cynamonowe" i "Sanatorium pod Klepsydrą", pisane prozą poetycką, to materia trudna do przełożenia na język teatru. Schulzowskie metafory nie mieszczą się w narracji podpartej ilustracyjną grą aktorów. Znajdują sobie wygodniejsze miejsce w refrenie i rytmie, który nadaje złowrogi chór szturmujący sklep w noc wielkiego sezonu. Rozgorączkowany, niezdrowo podniecony tłum ulega tak głębokiej hipnozie zakupów, że przypomina pochód duchów. Mamrotliwa pieśń, dobywająca się z głębi "zapasów szaf", napawa lękiem i przeczuciem czegoś niedobrego. Natrętne i monotonne domagania się o handel zwiastują nadchodzącą tragedię. To właśnie ten dziwny czas, w którym panoszy się mrok, a półki "wymiotują" towarem, zarażone zapalczywością klienteli.
Z regularnością nocnej zmory powraca oficer, który aresztuje Józefa za sny. Powtarzająca się końcówka "Wiosny" powoduje czasowe zapętlenie, bardzo dobry odpowiednik schulzowskiego trzynastego miesiąca. Również tym sposobem alter ego pisarza ląduje w świecie podobnym do tego, jaki osaczał innego bohatera, Józefa K. Do wyobraźni Józefa, raz chłopca, raz mężczyzny, wprasza się melodia wyśpiewywana przez bardzo osobliwy duet. Klimat sennej deformacji współtworzy potworkowaty i gombrowiczowski Dodo (Henryk Sobiechart).
Atmosfery niepokoju i często przypisywanego Schulzowi przeczucia zagłady dopełnia wyzwolony z poetyckich niedopowiedzeń groźny erotyzm.
Kobiety z otoczenia Józefa, często obdarzone nie ciałem a "mięsem", sprawiają, że męski świat na scenie boleśnie się kurczy (m.in. kosztem postaci ojca) i poddaje ich władzy. W epicentrum erotycznej burzy znajduje się służąca Adela (Hanka Brulińska). Kobiety są gładkie i chłodne na wzór manekinów, ale i nieokiełznane w seksualności . Adela, na przemian w fartuszku i gorsecie, uzbrojona w ścierkę, jest niewątpliwą królową domowego ogniska, a czerwonym bucikiem zgniata nie tylko Józefa i jego krewnych, ale i subiektów. Jej nieobecność ma w sobie coś złowrogiego. Znaczy teren elementami garderoby, pozostawionymi niby przypadkiem, jak fetysze. Mężczyźni są bezbronni i nieustannie narażeni na jej prowokacje.
Kobiecą dominację obrazuje kilka scenicznych orgazmów. M.in. ten z udziałem krzaku bzu. Ciemna, brudna i pierwotna w opowiadaniu Tłuja (Agata Moszumańska) buduje przekonujący obraz nieznającej tabu kretynki nietypowo delikatnie.
Symbol bardziej sprzyja Schulzowi niż ilustracja. Adela odziana w czarne skrzydła jest powierniczką tajemnicy, której jest pozbawiona Adela, wykonawczyni wypowiadanego tekstu.
Subtelnym i sugestywnym obrazem apokalipsy jest scena, w której cały świat Drohobycza pakuje się i chowa do szaf. Milczące i przygarbione postaciecienie suną lunatycznym krokiem z walizkami i przepadają w czarnych zakamarkach. Ściskając w dłoni manatki jak pozostali, odchodzi w zapomnienie i Mędrzec (a może Demiurg?). Dalej, po spotkaniu z głupią Maryśką - zgodnie z zagadkowym zaleceniem Adeli - kto woli uniknąć bardziej dosłownej egzekucji, powinien zamknąć oczy.