Tak mało a tak wiele

"Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie" - reż. Piotr Cieplak - Teatr Narodowy w Warszawie - 2021-12-04

Przedstawienie "Wieczór Trzech Króli albo Co Chcecie" wystawione w Teatrze Narodowym zaskakuje już od pierwszych chwil. Piotr Cieplak - reżyser spektaklu - podjął decyzję o sięgnięciu po tekst Shakespeare'a i stworzeniu z niego spektaklu muzycznego. Dzięki temu przedstawienie mijało zaskakująco szybko i przyjemnie.

Chociaż sama rzadko kiedy decyduję się na pójście na przedstawienie muzyczne to Wieczór Trzech Króli niezwykle przypadł mi do gustu. Nie tylko ze względu na walor rozrywkowy, ale też ze względu na prostą, ale przemyślaną scenografię i kostiumy autorstwa Andrzeja Witkowskiego.

Przedstawienie rozpoczyna się niepozornie, stopniowo przenosimy się z sali teatralnej, w której rozbrzmiewają dźwięki strojonych instrumentów, w rajski ogród księcia Orsino, w którego wcielił się Oskar Hamerski. To on, ubrany w luźne ogrodniczki, zachęca zespół muzyczny do grania i daje znak do podniesienia kurtyny. Za nią znajduje się pałacowy ogród przedstawiony poprzez umieszczenie w przestrzeni sześciu mobilnych ścian imitujących żywopłot oraz ekran, na którym wyświetlane jest niebo i schematycznie przedstawione słońce. Te dwa elementy będą towarzyszyły aktorom przez cały spektakl.

W pierwszej chwili nie byłam pewna, czy tak prosta scenografia będzie w stanie pokazać widzom zmiany miejsca akcji i czy sposób, w jaki będzie wykorzystywana nie stanie się powtarzalny i nużący. Na szczęście moje lęki były bezpodstawne. Aranżacja przestrzeni była na tyle dopracowana, że z każdą sceną wzrastała tylko moja ciekawość, co stanie się z nią za chwilę. Czystą przyjemnością było obserwować, w jaki sposób te sześć żywopłotowych ścian pozwalało nie tylko na pokazanie konkretnych miejsc czy wędrówek bohaterów, ale też odzwierciedlały ich wewnętrzne przeżycia. Jako przykładem posłużę się sceną, w której Sir Tobiasz i Sir Andrzej, grani przez Bartłomieja Bobrowskiego i Mariusza Benoita, wracają pijani przez ogród. Publiczność widzi nie tylko ich niepewne i chwiejące się ruchy, ale także rytmicznie przesuwające się ściany bluszczu. To podkreślenie stanu bohaterów poprzez ruch scenografii było niezwykle przyciągającym zabiegiem. Co wrażliwszy widz, niestety zaliczałam się do tego grona, mógł poczuć zawroty głowy towarzyszące dwójce bohaterów.

Wraz z przebiegiem akcji przybywało elementów scenografii. Najpierw pojawiła się sofa i fotel, na której zwykle wjeżdżali niezdolni do samodzielnego chodzenia Sir Tobiasz i Sir Andrzej. Później w scenie intrygi przeciwko Malvoliowi (Jerzy Radziwiłowicz) wymyślonej przez wyżej wymienionych panów oraz służącą Marii (Joanna Kwiatkowska-Zduń), nasi spiskowcy chowali się w obracających się bluszczowych stożkach. Owe stożki pojawiły się potem w scenie wybijającej się z wcześniej przyjętej konwencji, a mianowicie scenie triumfu Malvolia przekonanego o miłości ze strony hrabianki Oliwii (Wiktoria Gorodeckaja). Malvolio w uniesieniu tańczył i śpiewał w towarzystwie kręcących się stożków żywopłotu i chóru Lowelasów, odgrywanego przez Jakuba Gawlika, Pawła Paprockiego i Huberta Paszkiewicza, który znajdował się na podwyższeniu z tyłu sceny. Ekran został podniesiony i zastąpiony przez srebrną, odbijającą światło kurtynę. Oświetlenie zmieniło barwę na różową - symbolizując miłość i radość Malvolia (podobny zabieg jest wykorzystany w każdej scenie miłosnej). Scenografia w tej scenie w przeciwieństwie do reszty spektaklu była najbardziej złożona i najbardziej zbliżona do realnego miejsca (w tym przypadku klubu). Ta inność pokazywała, że jest to miejsce istniejące wyłącznie w wyobrażeniu bohatera, jest przestrzennym odzwierciedleniem jego emocji.

Kostiumy były równie proste jak scenografia i tak samo trafnie obrazowały charaktery bohaterów i ich rolę w przedstawieniu. Całość kostiumów była niejednorodna, część z nich nawiązywała do współczesnego sposobu ubierania się, na przykład Błazen, grany przez Cezarego Kosińskiego ubrany był w ciemną bluzę, czapkę i czerwone trampki, strój daleki od utartego wizerunku, co już pokazuje widzowi, że cel tej postaci również odbiega od typowego wyobrażenia błazna. Jednak strój Oliwii, Marii czy Antonia były przerysowane, jakby wyciągnięte z wyobrażeń dziecka o piracie czy księżniczce.

Cieplak mimo stworzenia fantastycznego, nierealnego świata, nie chce tracić kontaktu ze współczesnością. W scenie przybycia do Ilirii Sebastiana i Antonia, w tych rolach Henryk Simon i Monika Dryl, na ekranie wyświetlony zostaje zarys Warszawy. Który później w scenie aresztowania Antonia zmienia barwę tła z jasnopomarańczowej (przypominającej wschód słońca) na biały, a sam kontur ma kolor czerwony, kolor krwi. Rozumiem, czemu reżyser zdecydował się na ten krok. Relacja Antonia i Sebastian jest na tyle bliska, że może być traktowana jako relacja romantyczna i w tym przypadku scena aresztowania odnosiłaby się do dyskryminacji i aktów przemocy, jakie spotykają osoby nieheteronormatywne w Polsce oraz do bezpodstawnych aresztowań mających miejsce czasie protestu w obronie aktywistki „Stop Bzdurom" Małgorzaty Szutowicz, który odbył się 7 sierpnia 2020 roku.

Uważam jednak, że zamiast pobudzenia widzów do refleksji, całość jawiła się komicznie i nie na miejscu. To nawiązanie wyglądało jak element dodany w ostatniej chwili, wyłącznie w celu nadania mu aktualności. Czułam się ogromnie niekomfortowo w czasie oglądania tej sceny i odnosiłam wrażenie, że nie wnosi ono niczego do całości przedstawienia. Uważam, że jeśli reżyserowi zależało na poruszeniu tego tematu to powinien poświęcić mu zdecydowanie więcej uwagi.

Dziwi mnie, że z dramatu, w którym główna intryga opiera się na chwilowej zmianie płci przez główną bohaterkę, nieheteronormatywność jest tematem przedstawionym w taki właśnie sposób.

Lidia Kępczyńska
Dziennik Teatralny Warszawa
25 lipca 2023
Portrety
Piotr Cieplak

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia