Takie "Tango"
"Tango" - aut. Sławomir Mrożek - reż. Piotr Cyrwus - Nowohuckie Centrum Kultury w KrakowieKiedy za reżyserię klasyki zabiera się aktor – podkreślmy fakt, że dobry aktor, ale z niewielkim doświadczeniem w adaptacji sztuk teatralnych – to w pierwszej kolejności odczuwam dysonans; dystans, a wręcz podejrzliwość.
Zupełnie inaczej jest w przypadku, gdy ów aktor zabiera się za realizację sztuki wedle własnego scenariusza. Wtedy odbieram to jako ciekawy eksperyment sceniczny i nie oceniam przez pryzmat monumentalnej, posągowej dostojności i „nietykalności" tekstu. Zatem czy reżyserowi udało się wspiąć na ten pomnik czy podczas wspinaczki „odpadł od ściany"?
Otóż spektakl Tango Sławomira Mrożka w reżyserii Piotra Cyrwusa okazał się sztuką... poprawną, całkiem przywoitą w realizacji. To współczesna interpretacja klasycznego dramatu, która w zamyśle miała łączyć tradycję z nowoczesnością, zachowując oczywiście szacunek do oryginału. I zamysł ten został zrealizowany. Dostajemy na scenie kawałek dobrze skrojonej sztuki, wzbogaconej o współczesne odwołania. Ale zabrakło pierwiastka, który by tę realizację wyróżnił, nadał jej indywidualny rys. Zdecydowanie za mało tanga w Tangu.
Cyrwus stworzył przedstawienie balansujące na krawędzi groteski, dramatyzmu i absurdu. To charakterystyczne dla Mrożka rozchwianie i przenikanie się nastrojów udało się reżyserowi uchwycić oraz skutecznie przenieść na scenę. Siłą napędową tego przedsięwzięcia pozostają jednak bezapelacyjnie aktorzy. Bohaterowie Mrożka to postaci skomplikowane i wielowymiarowe, a aktorzy stanęli na wysokości zadania i stworzyli naprawdę świetne kreacje. Jadwiga Lesiak jako fantastyczna, pełna czarnego humoru i sarkazmu Eugenia, Andrzej Franczyk z dekadenckim rozmachem wszedł w rolę Stomila, zaś Karol Zapała genialnie zagrał bezczelnego, prostackiego Edka. Co prawda wizualnie zupełnie nie tak wyobrażałam sobie postać tego „klasycznego chama", ale charakterologicznie jak najbardziej – sto procent Mrożkowego Edka w cyrwusowym Edku.
Cyrwus poszedł w stronę klasycznej, minimalistycznej scenografii i to było świetne posunięcie, jeśli o Tango chodzi. Jednakże – chcąc dodać spektaklowi indywidualny rys i go uwspółcześnić – moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie sięgnął po muzykę współczesną, a w szczególności po utwór hip-hopowego zespołu Jeden Osiem L. Hit sprzed wielu lat Jak zapomnieć, owszem, święcił triumfy popularności, jednak w perspektywie tej sztuki wolałabym o nim zapomnieć. Ile dałabym by zapomnieć wszystkie te chwile, w których muzyka tak bardzo zgrzytała z tym przedsięwzięciem.
Natomiast wprowadzenie w kilku scenach światła stroboskopowego w połączeniu z rytmiczną muzyką nadało spektaklowi świeżości i uniwersalności. Równocześnie podkreśliło świetnie dynamikę zdarzeń i wprowadziły widza w pewnego rodzaju trans, uwypuklając dodatkowo chaos i niepokój bohaterów.
Tango to dramat o konflikcie pokoleń, buncie, poszukiwaniach tożsamości i wolności. To świat wywróconych wartości, pełen absurdu, deformacji, który pod płaszczykiem humoru wymieszanego z tragizmem dotyka wielu kwestii egzystencjalnych i stawia mnóstwo pytań, z którymi zostawia widza po opuszczeniu kurtyny. I to jest ta magia teatru i dobrej sztuki, wartościowego tekstu. Artur (Marcin Tomaszewski) uosabia wewnętrzny konflikt młodego człowieka pragnącego zaprowadzić porządek i wrócić do „normalności" w świecie pełnym sprzeczności i absurdów. Uosabia on „bunt przeciwko buntowi" w świecie, w którym nawet już w zasadzie nie ma przeciwko czemu się buntować. W jego osobie splatają się rozpacz i niezgoda na kryzys wszelakich wartości – walka z nierównym przeciwnikiem, walka mimo wielkich nadziei, podskórnie skazana na porażkę.
Tango w reżyserii Piotra Cyrwusa to udana próba reinterpretacji klasyki – taka, która zachowuje ducha oryginału i wprowadza współczesne elementy, uaktualniając treści i jednocześnie czyniąc spektakl bardziej zrozumiałym dla współczesnego widza (a szczególnie dla młodzieży przed maturą). Natomiast realizacja ta była dla mnie po prostu poprawna, bez uniesień i momentów, które pozwoliłyby jakkolwiek zapamiętać tę sztukę. Zabrakło dźwięków tanga, zabrakło pewnych emocji, zabrakło „tego czegoś" na przełamanie nastroju, co zostaje w pamięci. Jednakże w przypadku realizacji takich tekstów jak Tango „niedosyt" wydaje się lepszy niż „przesyt". Niedosyt spowodował jedynie głód i momentami znużenie, przesyt mógłby spowodować wielką niestrawność.