Takie z nas androidy

"Karaoke box" - reż. Aneta Groszyńska - Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Iwan Wyrypajew jest artystą nie uznającym sztampy, można go albo lubić, albo nie rozumieć, albo nie lubić. ale trzeba jego dzieło zobaczyć. W Teatrze im. Juliusza Słowackiego grają „Karaoke Box" w reżyserii Anety Groszyńskiej na podstawie tekstu właśnie Wyrypajewa.

Na małej scenie stoi szkieletowa, geometryczna konstrukcja, po lewej i prawej stronie – oraz w tle w ścianach – widzimy coś w rodzaju olbrzymich parapetów. Przygotowano pośrodku dwa mikrofony, zagadkowe pudełka z otworami i miejsce do siedzenia. Wchodzi konferansjer – Didżej i zapowiada karaoke. Postać żeńska (Agnieszka Judycka), która okazuje się być androidem, żeńskim w dodatku, ubrana w lekką bluzkę, zwiewną spódnicę i urocze kolorowe trampeczki, wyłania się z głębi sceny i siada na stołku i wsłuchuje się w pieśń, którą stara się zaśpiewać postać męska (Michał Wanio), ubrana w luźną bluzę i spodnie. Stara się, ale po chwili (dzięki Bogu) przestaje – i dalszy tekst, wyświetlany na tylnej ścianie, recytuje. Ta właśnie melorecytacja obu androidów, do puszczanej przez DJ-a muzyki, staje się sposobem na karaoke. W szkieletowym geometrycznym kwadracie, czyli boxie.

Jestem zachwycona tym krótkim (40-minutowym) spektaklem. Czy teatr nowoczesny może być liryczny? Cholera, i to jak. Teksty, pozornie brzmiące jak koślawe, nieudane love story dwóch androidów, śpiewających w świecących na różne kolory pudełkach na głowie, są nasze. Właśnie że ludzkie. Tacy jesteśmy – nie potrafimy nazwać własnych uczuć, czujemy przerażenie na myśl o uzewnętrznieniu się. Albo nieczuli, albo niezdarni. Ale bezbronni z tym naszym „ja lublu tiebia". Agnieszka Judycka, którą kojarzę z postaciami dojrzałymi, silnymi, jest tu tak krucha i delikatna, że wygląda na nastoletnią dziewczynę – w tej niemalże etiudzie pokazuje całkiem inne oblicze niż w „Obcym" czy „Maskaradzie". Michał Wanio, jako jej nieporadny android-partner, wywołuje bardzo pozytywne uczucia.

Nie tylko gra aktorska jest godna pochwały – połączenie scenografii z diodową, dyskotekową reżyserią światła, która na poły tworzy samą scenografię, a także dopełnienie tego transową, elektroniczną, klimatyczną muzyką tworzy fenomenalny efekt. Aż mam ochotę powiedzieć, że Lem to przewidział – takie swoiste bajki robotów. Prawdziwy teatr przyszłości. Z piękną pieśnią „Santa Maria Da Feira" Devendry Banhart na zakończenie.

Maria Piękoś-Konopnicka
Dziennik Teatralny Kraków
27 lutego 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia