Tandetne kłamstwa, sztuczne konwenanse

"Bóg mordu" - reż. Dominik Nowak - Nowy Teatr w Słupsku

Kiedy w 2006 roku po raz pierwszy wystawiono „Boga mordu", chyba nikt nie przypuszczał, jak wielką popularność zyska dramat Yasminy Rezy. Na pierwszy rzut oka temat mógł wydawać się niewystarczający, żeby utrzymać uwagę widzów przez półtorej godziny.

Sztuka przedstawia kurtuazyjną rozmowę dwóch małżeństw, które spotykają się, ponieważ syn jednej z par uzbrojony w kij wybił zęby potomkowi pozostałej dwójki. Użyłam słowa uzbrojony? Hmmm... „wyposażony w kij" byłoby lepszym określeniem? Od dyskusji nad siłą i znaczeniem tych dwóch sformułowań rozpoczyna się narastający konflikt Annette i Alaina Reille oraz Véronique i Michela Houllié. Opis fabuły można jednak pominąć, ponieważ od czasu prapremiery, dramat można było oglądać w różnych inscenizacjach w teatrach na całym świecie, również w Polsce. Popularność tego tytułu można tłumaczyć różnie, skupiając się na niewątpliwych walorach, jakimi są mała liczba postaci oraz minimalne wymagania techniczne niezbędne do udanego przeniesienia tekstu na deski sceny. Jednak nie tylko to sprawia, że „Boga mordu" w obecnej chwili można obejrzeć w kilku polskich teatrach. Dramat bazuje na intrygująco przedstawionych bohaterach, których zagranie wymaga od aktorów posłużenia się całym swoim kunsztem i umiejętnościami.

W Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku widzowie mogli oglądać spektakl w maju 2012 roku, kiedy to Teatr Miejski w Gdyni przyjechał ze swoją realizacją do słupskiej instytucji. Jednak tym razem przeniesienia na scenę dramatu Yasminy Rezy podjął się Dominik Nowak, obecny dyrektor Nowego Teatru. Do obsady wybrał dwójkę związanych z instytucją aktorów: Martę Turkowską oraz Igora Chmielnika, a także Katarzynę Maciąg i Lesława Żurka, którzy tym samym nawiązali współpracę z prowadzoną przez Nowaka sceną. Czwórka aktorów skupiona na zaciętej dyskusji – niby niewiele, a wystarczyło by utrzymać uwagę publiczności przez całe przedstawienie. Imiona postaci zostały spolszczone, poza geograficznymi nazwami afrykańskich państw nie padają inne nazwy, dlatego też akcja dramatu może rozgrywać się wszędzie. W każdym mieście jest skwerek, w którym mogą pobić się chłopcy, wywołując u swoich rodziców wybuch skrywanych emocji. Trzeba przyznać, że aktorzy grający w słupskim przedstawieniu zostali bardzo dobrze dopasowani do swoich ról. Napracowali się przy nadawaniu postaciom kształtu, jednak opłacało się. Emocje na scenie aż kipią. Jednak z całej czwórki najbardziej wiarygodny był dla mnie Lesław Żurek. Wcielając się w postać Alaina, prawnika uzależnionego od swojej pracy i komórki. Profesjonalizm, chłód, początkowa klasa wyróżniająca jego bohatera ukrywały słabość charakteru, brak zdecydowania, ale również samotność mężczyzny, który będąc ojcem Fryderyka, nie zadał sobie trudu wyjaśnienia synowi, że przemoc nie jest rozwiązaniem.

Choć czy jest to słuszne założenie? Kiedy postaciom zaczyna brakować racjonalnych argumentów, każda z nich wykorzystuje agresywne chwyty (począwszy od niezbyt higienicznego zwrócenia na siebie uwagi Anety, wrzaski Weroniki, na przykrych słowach prawdy Michała kończąc). Pacyfistyczna Weronika (w tej roli świetna Marta Turkowska) bije męża, choć cały czas próbuje wmówić sobie i zgromadzonym w salonie, że przestrzega norm dobrego, europejskiego zachowania. Słowo „norma" jest najbardziej szarganym i niszczonym w trakcie spektaklu wyrazem, po zakończeniu którego przestaje praktycznie cokolwiek znaczyć.

Tekst Yasminy Rezy pokazuje, jak konwenanse i ułuda kierują ludzkimi działaniami. O wiele prościej byłoby rozwiązywać większość konfliktów siłą, pozwolić aby zwyciężał mocniejszy, by do głosu doszedł tytułowy „bóg mordu", jednak standardy „cywilizowanego świata" na to nie pozwalają. Zamiast brutalnej prawdy wybieramy ugładzony fałsz, zapakowany w błyszczący papier stworzony ze słodkich kłamstw i „dobrego wychowania". Nic tylko sobie współczuć.

Poza interesującą czwórką bohaterów, widzowie dostali od reżysera i scenografa okazję aby ujrzeć prawdziwy charakter sceny teatralnej. Bez wykorzystania kulis, z widocznymi linami, bez użycia estetycznego tła. Pochyła wyspa na środku sceny, na której ustawione zostały stolik, fotele oraz kanapa nie ułatwiała poruszania się aktorom. Ułożone za nią konary drzew przywodziły na myśl głębię lasu, pierwotną puszczę, gdzie w przeciwieństwie do eleganckiego salonu, wszystko jest tym na co wygląda. Z perspektywy widzów wyglądało to bardzo interesująco, nie mniej było utrudnieniem dla poruszających się po scenie, rozemocjonowanych aktorów. Scenografia zmieniała się razem z ewoluującymi nastrojami postaci, w chwilach najwyższego napięcia widzowie słyszeli grzmoty zbliżającej się burzy, która będąc o włos, zanikała. Nie na zawsze, ostatni wybuch Anety malowniczo uzupełnił deszcz padający na scenę, za plecami aktorów. Co ciekawe, efekt udało się stworzyć bez użycia kurtyny wodnej, ani typowych zabezpieczeń urządzeń technicznych, na które Nowy Teatr niestety nie może sobie pozwolić. Tym większe brawa dla ekipy montażystów, którzy wykazali się pomysłowością podczas realizacji całego procesu tworzenia teatralnej burzy.

Tekst dramatu momentami śmieszy widza, częściej bywa gorzki i zmusza do refleksji. Siedzące na widowni pary mogły zastanowić się, czy Michał (w którego wcielał się najmłodszy w obsadzie Igor Chmielnik) ma rację mówiąc z przekonaniem, że dzieci i małżeństwo to największa próba, na jaką wystawiony jest każdy człowiek? Dla sympatyków wszystkich komedii i fars dotychczas realizowanych przez Nowy Teatr im. Witkacego, „Bóg mordu" mógł być uwierającym, niewygodnym zaskoczeniem. Nie każdy z widzów spodziewał się procesu wiwisekcji utartych, fałszywych zachowań podczas wieczoru w teatrze. Nie mniej najnowsza pozycja w repertuarze Nowego Teatru przynosi ze sobą poczucie świeżości i zmian zachodzących w tej instytucji. „Bóg mordu" nie rozczarowuje. Obsada jest jego mocnym punktem, aktorzy nawet w momentach mogących nudzić widza trzymają tempo spektaklu. Jeśli potencjalnemu widzowi Nowego Teatru podobała się „Rzeź" Romana Polańskiego, po obejrzeniu przedstawienia na słupskiej Dużej Scenie będzie zachwycony.

 

Agata Białecka
Dziennik Teatralny Słupsk
29 czerwca 2016
Portrety
Dominik Nowak

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia