Taneczne uga - buga
"Roots part 1" - reż. Przemysław Wereszczyński - Scena Off de Bicz w SopocieW majowy weekend Sopocka Scena Off de BICZ zaproponowała spektakle, gdzie tryumfować miały salsa i taniec współczesny. Pokazano spektakle "Vitruvian Man" oraz "Tak!", które miały już swoje debiuty sceniczne, oraz nowość, czyli premierowe dzieło taneczne "Roots - part 1"
„Roots – part 1” jest pierwszą częścią dyptyku stworzonego przez Przemka Wereszczyńskiego, tancerza, choreografa ( autora licznych układów, między innymi dla programu You Can Dance) oraz współzałożyciela formacji tanecznej The Salsa Kings. Spektakl miał być połączeniem teatralnego show z energetyzującym tańcem, opartym na technice afro latin funky.
Na spektakl czekałam z niecierpliwością, ponieważ byłam ciekawa, jak uda się tancerzom wyjście z estradowo–pokazowej konwencji i wpisanie spektaklu w ramy teatralne. Sam początek nie był zbytnio zaskakujący. Prezentował się każdy tancerz. Ciepłe, żółte światło wskazywało osobę, która przedstawiała swój występ solowy. Dokładnie w ten sam sposób, swoje umiejętności pokazują uczestnicy You Can Dance na samym początku programu. W przeciwieństwie do uczestników telewizyjnego show, tancerze nie popisywali się swoją ulubioną techniką, prezentując wyłącznie afro latin funky, które wyglądało jak pierwotne, jaskiniowe „uga – buga”. Rewelacyjny był moment, kiedy Przemek Wereszczyński wyszedł na scenę, przyglądał się publiczności, kładł na ziemię, jakby czegoś szukał ( skojarzyło mi się to z wiewiórką szukającą orzecha z „Epoki Lodowcowej”). Naprzemiennie rozluźniał i napinał mięśnie, wykonywał ruchy chaotyczne i szybkie oraz powolne i delikatne. Było widać, że choreograf ma znakomitą świadomość swojego ciała. Poprzez umiejętność doboru różnorodnych sekwencji ruchowych oraz grając mimiką twarzy, wykreował postać śmieszną a zarazem budzącą podziw. Tańczono w duetach, panowie kontra panie i w mieszanych składach. Spektakl zakończył się synchronicznym, estradowym popisem i zaproszeniem widowni do wspólnej zabawy.
Jednostajna muzyka przeszkadzała w oglądaniu. Ciągle powtarzające się rytmy powodowały znudzenie u widzów, zwłaszcza, że zbiorowe popisy taneczne nie były wyszukane ( mimo że wymagały wysokiej wytrzymałości i sprawności fizycznej). Kostiumy w odcieniach brązu i czerni, mocno poszarpane, jeszcze bardziej podkreślały jaskiniowy charakter występu. Niestety, zabrakło mi w spektaklu niezbędnej energii, a stało się tak za sprawą aktorów, którzy chyba nie do końca weszli w rolę wyzwolonych, szalonych, afrokubańskich klimatów. Wyjątek stanowił tutaj rewelacyjny Przemek Wereszczyński. Na tle innych tancerzy wyróżniała się również ekspresją Paulina Turska.
Spektakl dobry, ale nie porywający. Liczyłam na więcej ognia, a co za tym idzie tanecznego szaleństwa, budzącego pozytywne emocje. Mimo to, pomysł na realizację takiego projektu dzięki swej oryginalności, jest udany. Liczę na to, że druga część dyptyku, będzie już perfekcyjnie dopracowana i wniesie mnóstwo scenicznej energii.