Taniec, co serce ze sceny zniewala

"Zniewolony umysł" - reż. Robert Bondara - Opera Nova

Natrętna powtarzalność muzyki i ruch, który mówi więcej niż słowa Mistrza. Gęstość odniesień, ale i pełna swoboda interpretacji. Taki jest najnowszy spektakl bydgoskiej sceny baletowej. Jeśli deski sceny zapamiętują każdy wykonany na niej utwór, to w sobotę wieczorem ze szpar w podłodze Opery Nova wychynęły duchy najlepszych, najpiękniejszych przedstawień, które gościły w Bydgoszczy

I do tego jeszcze swoboda interpretacji i ruch, który tancerzom nawykłym do klasycznych póz rodem z "Jeziora łabędziego" kazał otworzyć się, wyjść poza wszystko, czego byli nauczeni. Pozwolił im wywlec przed nasze oczy wnętrza dusz odtwarzanych postaci, ale zdaje się, że swoje własne i choreografa myśli o totalitaryzmie.

To balet niezwykły. Postny - jak dało się słyszeć podczas przerwy w foyer. Ale nie w znaczeniu surowości, ascezy scenografii - bo ta tylko wspierała niczym skała zamysł taneczny, ale w klimacie, przede wszystkim muzycznym. A słuchaliśmy swobodnie przez autora inscenizacji przemieszanych partytur autorstwa Wojciecha Kilara ("Kościelec") i kilku dzieł Philipa Glassa. Powtarzane dźwięki i działania tancerzy podkreślających gestem z jednej, a nieruchomością twarzy z drugiej strony poddanie wobec tyranii.

Pierwsza scena. U stóp wzniesienia (czyżby Kordian Słowackiego na Mont Blanc?) leżą zwłoki, z których chwilę później tyran zdziera czarny płaszcz (natrętnie wtłacza się w głowę skojarzenie z gorącą obecnie dyskusją o najnowszej książce Jana Tomasza Grossa, ale z drugiej strony - czyż takiego właśnie płaszcza nie miał na sobie bohater "Andrea Chenier" w reżyserii Mariusza Trelińskiego, którego kilka lat temu oglądaliśmy podczas Bydgoskiego Festiwalu Operowego nim prosto od nas pojechał do Waszyngtonu na zaproszenie Placido Domingo?). Jak okaże się blisko dwie godziny później, w jednej z ostatnich scen -płaszcz - taki czy inny - jako symbol władzy pasuje na każdego, byle tylko sprytnie poń sięgnął i szybciej od innych włożył na swoje ramiona.

Władza przyciąga, mami, a tymczasowy uzurpator zyskuje absolutne panowanie nad potulnym szarym tłumem. To władztwo podkreśla scena powolnego wspinania się na górę, na której stoi ON i poddanie się tam obrzędowi zakręcenia (zniewolenia!) głów. Oszczędny, ale jakże wymowny ruch. Powtarzany zresztą w kolejnych scenach, kiedy ci, którzy początkowo nie poddali się, jednak uginają kolana, choć nie bez walki. Robert Bondar jest młodym twórcą, nic więc dziwnego, że mam wrażenie, iż pełnymi garściami bierze ze scen zaludniających zbiorową wyobraźnię - czyż to trzymanie głowy nie przypomina "Pamięci absolutnej" z Arnoldem Schwartzeneggerem? A mrok coraz bliżej podchodzący do głównych postaci - to nie cytat z Petera Jacksona i jego "Władcy pierścieni"? A scena palenia książek (fenomenalna plastycznie!) - to niemal "Farenheit 451". I jeszcze ręce wysuwające się ze zbocza góry, które obłapiają, przytrzymują człowieka miotającego się między zniewoleniem a wolnością.

Fantastyczne są sceny zbiorowe. Tu wracam do mojej teorii okruchów, które zostają między deskami sceny po granych tutaj przedstawieniach. Jesienią gościliśmy w Operze Nova Teatr Tańca Ewy Wycichowskiej. Piękny ruch, maestria scen zbiorowych. Coś z tego jako żywo było widać w sobotę w interpretacjach bydgoskich tancerzy. Robert Bondar bał się takich skojarzeń i słusznie, bo mówi swoim językiem, obrazem, ruchem, który przeniknął do ciał artystów.

Balet nowoczesny to gra zmysłów, emocji, a tych wylewa się z bydgoskiej sceny całe morze. Chwilami napięcie jest tak silne, że ciarki chodzą po plecach. I każdy czyta to, co jemu najbliższe, czuje - co dyktuje mu własne serce. Bo umysł dał się zniewolić maestrii choreografii, urodzie ruchu, tajemnicy muzyki i malarskości świateł.

To świetne przedstawienie. Trudne, chwilami bolesne, ale warte zobaczenia. Choćby po to, żeby poczuć dumę z baletu Opery Nova. Brawo!

Alicja Polewska
Gazeta Pomorska
22 marca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia