Taniec w odwrocie
18. Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki TanecznejTych, którzy przyjechali do Bytomia, by podziwiać sztukę tańca trzeci dzień 18. Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej na pewno rozczarował. Tańca prawie nie było. Był za to tylko niepokojący, okołotaneczny performance
Kochankowie publiczności, czyli o pięknie relatywnym -
Compagnie Drift (Szwajcaria) On Beauty
Jako gwiazda wieczoru wystąpiła uwielbiana przez bytomską publiczność grupa Compagnie Drift ze Szwajcarii, tym razem wspomagana przez stowarzyszenie BewegGrund. Wspólnymi siłami artyści stworzyli i wykonali wariację na temat dzieł Williama Szekspira pod znamiennym tytułem „On Beauty”.
Sześć osób – trzy kobiety i trzej mężczyźni, niektórzy młodzi, inni w średnim wieku, o różnym stopniu sprawności fizycznej - przedstawiło na Scenie Głównej Śląskiego Teatru Tańca trochę śmieszną, a trochę smutną opowieść o granicach i ich pokonywaniu. Szwajcarscy tancerze w oszczędnych ruchach i przerysowanych monologach rodem z szekspirowskich tragedii zawarli historię o ludziach, którzy chociaż różnią się w zasadzie wszystkim, w istocie są tacy sami.
Artyści, tańcząc bliźniacze sekwencje i powtarzając bez ustanku te same ruchy, stali się na chwilę jedną osobą z wieloma twarzami, o odmiennych możliwościach, wciąż jednak piękną i niezbędną. Bo piękno dla Compagnie Drift to rzecz relatywna, która tak naprawdę nie ma jednej sztywnej definicji.
Disco piekło - Farid Fairuz (Rumunia) Farewell (or about the discrete oversights of the limbic system)!
Wieczorny spektakl w wykonaniu rumuńskiego choreografa Mihai Mihalcea, czyli Farida Fairuza, ściągnął do starej cechowni Kopalni Rozbark prawdziwe tłumy. Większość publiczności, jak się później okazało, przybyła zapewne zachęcona orientalnymi fascynacjami artysty (Farid Fairuz, artystyczne alter-ego Mihalcei ma libańsko-żydowskie korzenie) mając nadzieję na wysmakowany spektakl inspirowany wschodnimi sztukami tańca. Nic bardziej mylnego! Pięćdziesiąt minut “Farewell (or about the discrete oversights of the limbic system)!” było raczej wiecznością spędzoną w disco piekle niż misterną taneczną arabeską.
Przy niespokojnych dźwiękach muzyki mistrza jazzu Millesa Davisa pięć „konsultantów synergetycznych i osób przepowiadających” (czyli tancereczek w perukach i futrzanych strojach yeti) wykonywało czynności domowe, takie jak sprzątanie, podlewanie kwiatów (warto dodać, że własną śliną), pakowanie walizek, gotowanie. Choreograf zaś siedział za konsolą DJa i od czasu do czasu pokrzykiwał po rumuńsku lub angielsku i poklepywał tancerki tu i ówdzie.
Zdezorientowana publiczność podzieliła się na trzy obozy – niektórzy wiwatowali, inni wyszli, trzeci – odważni – pomimo zniesmaczenia zostali na miejscach i czekali na rozwój wydarzeń. Ten jednak nigdy nie nastąpił. Monotonna formuła spektaklu, w której oprócz chaotycznych ruchów, podskoków i przysiadów, trudno było odnaleźć najniklejszy ślad tańca, uległa zmianie tylko na moment. Sączący się z głośników jazz zmienił się w krzykliwe disco i artyści w rytm przeboju Lady Gagi próbowali (a może wcale nie?) zachęcać zgromadzonych widzów do wspólnego tańca. Gdy i to nie odniosło skutku, zrezygnowani usiedli na krzesłach i czekali, podobnie jak zmęczona publika, na upragniony koniec.
Ci, którzy podobnie jak ja, wybrali się na Festiwal Sztuki Tanecznej w poszukiwaniu tańca, czują się zapewne albo rozczarowani, albo wręcz urażeni. Grupa Compagnie Drift, miejscami tańcząca przepięknie, postawiła jednak raczej na rozśmieszenie niż zachwycenie zebranej publiczności. W przypadku Faridz Fairuzz zamiast tańcem uraczono nas performancem, w dodatku trącącym lekką amatorszczyzną. Czy taniec jako sztuka jest formą wyczerpaną, która już nie jest w stanie zaoferować swojej publiczności nic nowego? Czy nie potrafi wzbudzać już emocji? Wreszcie – czy taniec naprawdę znajduje się w odwrocie? Miejmy nadzieję, że kolejne dni Konferencji pokażą, że Terpsychora jeszcze nie umiera.