Targowisko pustych frazesów

"Tresowane dusze" - reż. Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Adam Orzechowski za pomocą tekstu "Tresowane dusze" Gabrieli Zapolskiej postanowił opisać mechanizmy rządzące dzisiejszymi mediami, za autorką piętnując ich niesprawiedliwość i bezduszność. Jednak zaangażowanie i wojowniczy charakter sztuki Zapolskiej reżyser zastępuje szeregiem stereotypów na temat dziennikarzy i prymitywnym hejtem wymierzonym w ich środowisko.

Trzeba przyznać, że reżyser Adam Orzechowski wybrał dobry moment, by podjąć temat medialnej hucpy. W obliczu głośnego seksskandalu w telewizji TVN, ciągłego wzajemnego szczucia się przez dziennikarzy skupionych wokół dwóch najsilniejszych formacji politycznych, w epoce taśm, podsłuchów i nachalnego promowania celebrytów, coraz bardziej wygłupiających się dla odrobiny uwagi mass mediów, pozycja dziennikarstwa uległa zachwianiu, a prestiżowy niegdyś zawód stale się degraduje. Tyle że sama Zapolska dostrzegając liczne "choroby" dziennikarstwa, trafnie je zdiagnozowała przeszło 100 lat temu, kiedy zawód ten miał zupełnie inną rangę. Autorka m.in. "Moralności pani Dulskiej" opisała więc mechanizmy, które dziennikarstwu towarzyszą praktycznie od zawsze, niezależnie od roli i kondycji dziennikarstwa w danej epoce. Reżyser, zdaje się, widzi to jednak inaczej. Dziennikarstwo właśnie tu i teraz spsiało dokumentnie, sensacja w mediach goni sensację, wszystko jest częścią większego układu, a na wiarygodność, rzetelność czy zwyczajną uczciwość w mediach od dawna nie ma miejsca.

Z tekstu Zapolskiej usunięto poboczne postaci, właściciela gazety "Świt" Rastawieckiego zamieniono na zblazowaną Rastawiecką, wykorzystanego przez przedsiębiorcę Steiermarkta robotnika Brauna zastąpiła pani Braun. Większość kwestii dziennikarzy "Świtu" - Parnasa i Boneckiego - włożono w usta tego drugiego. Tego pierwszego zaś oraz jego odpowiedniczkę z konkurencyjnej gazety "Goniec" - Juszkę, reżyser ubiera w jednakowe skafandry z nazwami ich dzienników, uzbraja w łopaty, którymi, imitując odśnieżanie ulic, rozrzucają ścinki papieru przepuszczonego przez zawieszone nad sceną niszczarki do papieru (uruchamianie niszczarek to najciekawszy, ale nadużywany efekt inscenizacyjny spektaklu). Zmiany te niewiele wnoszą, ale umożliwiają reżyserowi wydobycie jeszcze większej niż u Zapolskiej ohydy śliskiego dziennikarskiego (pół)światka, opartego na służbistości, całkowitym poświeceniu ducha (i ciała) na rzecz kaprysu przełożonych, walce o wpływy i polityce. Tę ostatnią reprezentuje przedsiębiorca Steiermarkt, proponujący Rastawickiej układ "ponad podziałami", dzięki któremu oboje wyjdą na swoje.

Parnas i Juszka rozpoczynają spektakl szurając łopatami o scenę i wyrzucając z siebie hasła, jakimi karmią się dzisiejsze media: krew, trup, łzy, seks, gwałt, śmiech, śmierć. Po chwili hasła te rozbudowują w całe krzykliwe nagłówki brukowców - "zabiła męża bo oglądał porno", "rozpłatał czaszkę narzeczonej i zjadł jej mózg". Niczym refren skandowane jest hasło "trup", jako to najbardziej pożądane na łamach każdej z gazet. Na wypadek, gdyby widzowie pomimo takiego wstępu nie domyślili się jak obmierzły jest współczesny świat mediów, Adam Orzechowski formuje dodatkowo pełen zestaw dziennikarskich osobliwości. Znajdziemy wśród nich zimno kalkulującego cynika, zdolnego dla szefowej do każdego poświęcenia (by udowodnić swoje oddanie Bonecki grany przez Piotra Chysa na jej rozkaz rozbierze się do naga, a później będzie z nią kopulował), histeryczno-choleryczną, rozerotyzowaną właścicielkę Rastawiecką, traktującą ludzi jak śmieci, a gazetę jak plac zabaw i uciech różnego kalibru, czy dwie pozbawione uczuć dziennikarskie hieny - Parnasa i Juszkę. Jest też w tym towarzystwie stłamszony idealista Sieklucki, płacący całkowitym poddaństwem za błędy młodości (i narobione wtedy długi), którego mocno uwiera krótka smycz, na której jest trzymany.

Pomysł inscenizacyjny Adama Orzechowskiego na "Tresowane dusze" kuleje od samego początku. Próba pożenienia współczesnych realiów, w które reżyser usiłuje przenieść sztukę Zapolskiej, z archaicznym językiem autorki ("płachta", "ratami strącać", "oberwać guza") i jej liczącą ponad sto lat całkowicie anachroniczną wizją mediów wypada kuriozalnie. Slang dziennikarzy prasowych i rozmowy redakcyjne są sztuczne, pretensjonalne, wręcz "papierowe", podobnie jak gra większości wyraźnie zagubionych aktorów, sprawiających wrażenie zawstydzonych tanią publicystyką serwowaną widzom ze sceny.

Spektakl pełen jest reżyserskich zaniedbań. Od braku pomysłu na poruszanie się po chaotycznej, w żaden sposób nie ogranej, surowej i niemal pozbawionej rekwizytów abstrakcyjnej, przypominającej drucianą klatkę przestrzeni, po jakiej poruszają się aktorzy (górują nad nimi zwieszone niczym rolety ze sztuki Zapolskiej rolki papieru w scenografii Magdaleny Gajewskiej), przez zupełnie nieudane lub kadłubowe role (Rastawiecka, Anna Smolkiewiczowa, Parnas, Juszka), po tanie, prymitywne rozwiązania, urągające inteligencji widza ("obmywanie" ścinkami papieru nieprzytomnego, a ułożonego w pozie Jezusa ukrzyżowanego Siekluckiego). Zaskakują nie tylko środki, ale też upór, z jakim twórcy starają się przekonywać jak brudne, małostkowe, żałośnie wydrenowane z wartości jest współczesne dziennikarstwo. Jakby zapomnieli, że przecież wszyscy od dawna dobrze o tym wiemy.

Zaskakująco nieporadni są też doświadczeni i uznani aktorzy Teatru Wybrzeże. Smutną porażką Katarzyny Figury jest groteskowa Rastawiecka, wydobywająca z siebie raczej gardłowe pomruki zamiast kwestii i zaskakująco bezradna w scenach ekspresji. Równie słabo prezentuje się jedna z najciekawszych aktorek charakterystycznych - Magdalena Boć, nienaturalna, wręcz mechaniczna nawet w momentach emocjonalnych starć Anny Smolkiewiczowej z mężem tyranem, w wykonaniu przekonująco grającego rolę zimnego drania Piotra Łukawskiego. Zaskakująco bezbarwny i pasywny jest także Bonecki Piotra Chysa. W podobny sposób co Władysława Broniewskiego, tyle że z dużo gorszym skutkiem niż w "Broniewskim", walczy o swojego Siekluckiego Robert Ninkiewicz, starając się nadać idealizmowi bohatera cierpiętniczy, złożony wyraz. Ale rola ta nie niesie Ninkiewicza, bo podobnie jak większość pozostałych, pozbawiona jest odpowiedniego potencjału. Jedynie najciekawszy na scenie Michał Kowalski buduje trafioną w punkt postać Steiermarkta, odrażająco obślizgłą, a przy tym przekonującą kreaturę biznesmena. Jego rozmowa z budowaną emocjami panią Brown Moniki Chomickiej jest jednym z najciekawszych momentów spektaklu, pełnym prawdziwego, a nie upozowanego napięcia.

"Tresowane dusze" Adama Orzechowskiego wyrosły najprawdopodobniej z niezgody na kierunek, w jakim zmierzają media. Nie jest to jednak nagły zwrot w ich funkcjonowaniu, a wieloletni proces, którym rządzi szereg zmiennych czynników, z tym samym, uniwersalnym mechanizmem działania, co w czasach Zapolskiej. Niestety, zamiast próby przyjrzenia się temu zagadnieniu bliżej, otrzymujemy sporą dawkę prymitywnego hejtu, wymierzonego w dziennikarstwo jako takie, obudowanego pustymi frazesami i tandetnie podanymi stereotypami. Tym samym spektakl Wybrzeża sam podejrzanie mocno zaczyna przypominać brukowiec.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
18 maja 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia