Te pośladki, to pytanie...
"Persona. Ciało Simone" - reż: Krystian Lupa - Teatr Dramatyczny w WarszawieW którym momencie dopadło mnie to pytanie? Czy od razu, jak się pojawiły pierwsze wieści z Warszawy, że Joanna Szczepkowska podczas premiery w Teatrze Dramatycznym spektaklu "Persona. Ciało Simone" w reżyserii Krystiana Lupy pokazała gołe pośladki i rzuciła fundamentalną kwestią "Tu jeszcze dalej można iść"?
Bo przecież nie po poznaniu oświadczenia słynnego reżysera, który, dystansując się, uznał ów akt "za performerską inicjatywę aktorki". A może zrodziło się we mnie to pytanie po przeczytaniu wyjaśnień Szczepkowskiej: "Krystian Lupa w swoim przedstawieniu artykułuje takie wyzwania: Nie jest artystą ten, kto nie pokonuje ograniczeń. Nie jest artystą ten, kto nie ma w sobie obszaru kompromitacji. Aktor powinien dialogować z postacią i reżyserem. Powinien odejść od teatralizacji i włączyć swoją prywatność. W czasie premiery nie zrobiłam niczego ponad to".
No, na pewno nie nasunęło mi się to pytanie po tym, jak aktorka ogłosiła, że po rozmowie z Krystianem Lupą ustalili, że jednak mimo owego "braku subordynacji" będzie grała rolę nadal. Zwłaszcza, że trochę później informowała, że Lupa listownie powiadomił ją o usunięciu ze spektaklu.
Ani chybi pytanie to zrodziło się już później, gdy w "GW" czytałem rozmowę ze Szczepkowską i jej jasną deklarację: "...to był mój gest. Nie można go oddzielić od dyskusji wokół teatru, jaka toczy się w środowisku. Walczą ze sobą z jednej strony ci, którzy uważają, że teatr jest miejscem poszukiwań i daleko idącego eksperymentu w ramach świadczeń państwa, i ci, którzy czują się zobowiązani wobec widza pokazaniem formy gotowej i dojrzałej. To jest dyskusja na noże, bo chodzi o teren i o pieniądze". Gdy snuła aktorka o sytuacji w Teatrze Dramatycznym, i o tym, że "Lupie pozwala się prowadzić próby latami, pozwala się przerywać pracę na rzecz innych planów (wtedy teatr stoi), pozwala się przerywać próby z powodu chorej rodziny. Aktorzy nie przyjmują innych propozycji, czekają i oczywiście się nie buntują. (...) Więc nie tyle przeciw samemu Lupie, ile przeciw całości pokazałam te pośladki". I mówiła: "Na próbach przez ponad rok Krystian chodził dookoła stołu, opowiadał o swoich przeżyciach. (...) Czułam się jak darmowy terapeuta".
Czytałem i przeżywałem swoiste deja vu. Przecież takie sądy słyszałem wielokrotnie i w Krakowie, gdzie słynny reżyser pracuje - w Starym Teatrze, w PWST. I nie pracuje inaczej.
A już na pewno zaświtało mi to pytanie w głowie, gdy czytałem list Szczepkowskiej do zespołu Teatru Dramatycznego, z którego odeszła, a upewniłem się że ma ono sens, gdy czytałem list Krystiana Lupy i odpowiedź aktorki z tym passusem: "Zdaję sobie sprawę, że szereg pytań, które wymagają odpowiedzi na przykładzie tego teatru, dotyczy problemów nadal drażliwych i trudnych do upublicznienia w naszym kraju. Liczę się z tym, że w razie sytuacji procesowej zostanę sama".
Zatem nurtuje mnie to pytanie, stawiam je sobie, próbuję je formułować na rozmaite sposoby, podkładam nazwiska, próbuję sobie wyobrazić, kto by mógł, kto miał szansę, czyje pośladki zaowocowałyby podobną dyskusją? Mojej ukochanej aktorki o niezmiennie pięknym uśmiechu? Jej imienniczki, bo ma znacznie mocniejszą pozycję, a i temperament? A może innej - bo ma autorytet wykraczający poza teatr? Lub tej, która też zasłynęła rolami w teatrze, w kinie? A może aktora, którego talent jest równie wielki jak jego skromność? Bo przecież nie tego, też uznanego, który słynie z pokazywania, zatem efektu by nie było. W sumie nie wiem, ale śledząc następstwa aktu odwagi i rozpaczy Joanna Szczepkowskiej mam narastającą pewność i zarazem żal. Żal, że na scenie Starego Teatru nie pojawiły się pośladki na tyle gołe, by zrodziły podobną dyskusję... By jasno oznajmiły że król jest nagi.