Teatr Globe w Kolibkach

13. Festiwal Szekspirowski w Gdańsku

Biały namiot rozpięty nad drewnianym podestem sceny kontrastuje z intensywną zielenią drzew otaczających piękną polanę zabytkowego parku w Gdyni Kolibkach. Zbliża się siedemnasta godzina, już za chwilę Szekspirowski Teatr Globe pokaże plenerową realizację "Snu nocy letniej" w reżyserii Raza Shaw\'a.

Tymczasem oczekiwanie nieznacznie się wydłuża, czy to z powodu publiczności, która przejęta wyjątkową urodą miejsca nie zdążyła się jeszcze odpowiednio wyciszyć, czy też angielscy aktorzy potrzebują kilku dodatkowych minut, aby dokończyć filiżankę herbaty, którą mieszkańcy wysp zwykli pijać o tej porze dnia. Podobno to rytuał, kontynuowany już wyłącznie przez starsze pokolenie Brytyjczyków, ale czyż zespół londyńskiego Teatru Globe nie pozostaje wyjątkowy w swoim stosunku do tradycji? Zdaje się, że słychać brzęk odstawianej porcelany, a może to tylko metalowe przeszkadzajki zawieszone pod sufitem namiotu odzywają się poruszone lekkim powiewem wiatru. Działanie nieznanych sił sprawczych i nieoczywisty charakter zdarzeń to jedna z głównych zasad wpływających na  los bohaterów tej szekspirowskiej komedii  - czyżby i tym razem odezwał się duch miejsca?

Bohaterowie „Snu nocy letniej” pojawiają się na scenie w sposób niespodziewanie nagły i hałaśliwy. Rozbawione towarzystwo wygląda tak jakby w rytmie muzyki przechodziło właśnie z jednego salonu, w którym trwa impreza, do kolejnego, w którym napotyka nas widzów. Wszyscy przypominają beztroskich arystokratów, którzy zażywają letnich wczasów w podmiejskiej rezydencji, spędzając dni na grze w krykieta lub partyjkach brydża. Panowie w płóciennych garniturach i słomkowych kapeluszach, panie w jasnych zwiewnych sukienkach.  Reżyser umieścił akcję sztuki w latach 20. XX wieku, o czym świadczą zarówno stroje aktorów, jak i wykonywane w rytmie fokstrota taneczne układy.

Jedynie Puk, nazwany przez Jana Kotta „transformistą i prestidigitatorem”, w swoim wyglądzie i zachowaniu wybiega wprzód poza swą epokę przypominając postać z kabaretu Boba Fosse. Bethan Walker w roli Puka w czarnym meloniku i pończochach łączy zmysłowość i komizm, bywa pociągająca w swych kocich ruchach i irytująca, gdy modelując swój głos używa najwyższych tonów. W całym spektaklu muzyka i taniec odgrywa bardzo ważną rolę - utalentowani wokalnie aktorzy używają saksofonu, cymbałów, bandżo i innych często prowizorycznych instrumentów, grając proste melodie w sposób daleki od doskonałości ale za to z wielkim wdziękiem i w poczuciu doskonałej zabawy. Znakomicie radzą sobie z komediową konwencją. Korzystając z wszelkich środków wypracowanych przez ten gatunek, odwołują się do parodii, komizmu sytuacyjnego i słownego.

Niewątpliwym atutem tej inscenizacji była możliwość obcowania z niezwykle pięknie podanym tekstem literackim w jego najdoskonalszej, niezmienionej formie, z wyjątkiem sytuacji gdy aktorzy ku uciesze publiczności czynili dosyć udane wtrącenia polskich słów, podtrzymując tym samy poziom udanej interakcji pomiędzy sceną a publicznością przez cały czas trwania spektaklu. Miarą sukcesu tego przedstawienia jest jego bezpretensjonalny i łatwy w odbiorze przekaz, a także profesjonalizm aktorów, którzy dostarczyli wspaniałej zabawy publiczności, która na zakończenie nagrodziła ich owacją na stojąco.

Joanna Majchrzak
Gazeta Festiwalowa 5/09
6 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...