Teatr i świat (1)

Teatr świata - Krzysztofa Orzechowskiego

Żyjemy w czasach coraz bardziej dręczącej niepewności. Prof. Zygmunt Bauman, jeden z apostołów ponowoczesności zapytał niedawno: jak długo tak można? W Polsce czasy są wyjątkowo burzliwe. W polityce dokonywane są próby zmian ustrojowych, które rodzą fundamentalne pytanie – czy będziemy nadal żyć w konstytucyjnym państwie prawa, związanym z koncepcjami liberalnymi, czy też w państwie demokratycznym opartym na innych zasadach.

To pierwsze ma dosyć precyzyjne konotacje. Wyrasta z zasady, że każdy (i władza i obywatele) są równi i podporządkowani prawu, które w ten sposób chroni również interesy mniejszości. To drugie nie jest już tak jednoznacznie określone, ale powstaje z przeświadczenia, że władze, jako demokratycznie wybrani przedstawiciele suwerena, powinny chronić przede wszystkim interes i potrzeby większości (swoich wyborców). Nie ma tu współczesnych, uznanych przykładów, kontury są rozmyte, a możliwych rozwiązań zapewne wiele. Nauki polityczne wyróżniają skrajną formę ustrojową, tzw. państwo prerogatywne (uważa się, że przekracza ona zasady demokracji, ale może mieć niektóre uregulowania demokratyczne). Pojawia się wszędzie tam, gdzie - w mniemaniu przedstawicieli władz - prawo stało się celem samym w sobie i zaczęło blokować dbałość o dobro narodu lub państwa. Czy może dojść do takiej patologii? Teoretycznie tak. Czy u nas do niej doszło? Trzeba byłoby cały kontekst poddać rzetelnej analizie i to udowodnić. Tak czy owak sprawa jest poważna i z pewnością wymaga rzetelnej dyskusji, namysłu i rozwagi (być może sięgnięcia do opinii obywateli z pytaniem: jakiej Polski chcecie? - ale z podaniem prawdziwych argumentów za i przeciw). Tymczasem do nas dociera nie sedno problemu, ale imponderabilia: manipulacje, zgiełk, inwektywy, oszczerstwa. A gdyby tak znaleźć kompromis, złoty środek, postarać się połączyć sprzeczne koncepcje ustrojowe? Nic, tylko z obu stron warkot...

Teraz pewna analogia, choć może nieco odległa. Niedawno wysłuchałem bardzo dobrą audycję radiową na temat koncepcji Boga. Bóg – sędzia sprawiedliwy i Bóg - istota miłosierna zarazem. Tkwi w tym logiczna sprzeczność, choć pozorna. Sędzia sprawiedliwy karze za popełnione winy lub nagradza za zasługi. Miłosierdzie kojarzy się przede wszystkim z aktem łaski i nieograniczoną dobrocią. Ale to się daje połączyć, choć jest arcytrudne. Ojciec rodziny powinien sprawiedliwie oceniać swoje dzieci, ale równocześnie potrafić im wybaczać. Jeśli tych dzieci jest dużo – problemy rosną, ale daje się z nich wybrnąć. Potrzebna jest tylko (bagatela!) Boża mądrość.

Porzucam dygresję i wracam do tematu. Nie merytoryczna rozmowa i starcie poglądów, ale ogólny wrzask najbardziej charakteryzuje naszą współczesną rzeczywistość. Przykładem niech będzie otwarta sesja Rady Miasta Warszawy na temat nadużyć reprywatyzacyjnych. To sprawa niezwykle skomplikowana i najwyższej wagi, gdzie racje pokrzywdzonych i skala „przekrętu" wydają się oczywiste i nadają się dla organów śledczych i prokuratury. Ale odbył się spektakl, który tonął w oparach czarnego PR-u. Publiczność na galerii tupała, buczała, rechotała, wznosiła obraźliwe okrzyki. Siwy polityk, zasłużony działacz społeczny tym razem wystąpił w roli prowodyra młodych, podającego hasła do skandowania. A młodzi wywiązywali się z tego przejmująco i hałaśliwie, choć widać było, że o skali i komplikacjach problemu - z racji wieku - nie mają pojęcia. Mniej więcej trzydziestoletnia dama siadała, wstawała, gestykulowała, robiła dziwne miny, zanosiła się śmiechem, przytupywała. Nie lepiej było na mównicy. Tam radni (poza nielicznymi wyjątkami) dokładali sobie, jak mogli, nie przebierając w słowach. Krążyły puste frazesy. Ludzie starsi, którzy zostali najbardziej pokrzywdzeni przez dekret Bieruta i późniejsze dzikie harce restrukturyzacyjne dokonywane w majestacie prawa, potrafili zachować się najbardziej godnie. Nie jestem w stanie zaakceptować tak pojętej demokracji, obojętnie z jakiej formy ustrojowej by się wywodziła. Bo tu sprawa przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczył się wyłącznie PR i to kto komu głośniej i celniej dop...!

Tylko uniwersyteccy nauczyciele performatyki zapewne mieli powód do satysfakcji. To był polityczny teatr live w czystej formie i nieskażonej postaci! No tak, niestety teatr... Taki, który mniej lub bardziej zdolni reżyserzy młodego pokolenia przenoszą na nasze sceny. Taki, który zdobywa liczne nagrody na festiwalach. Taki, z którym nie potrafię się utożsamić, ponieważ nie akceptuję rzeczywistości, którą naśladuje. Teatr, który - podobnie jak nasza rzeczywistość - wyrasta z frustracji, zagubienia, niepewności, słowem jest obrazem katastrofalnego stanu ducha społeczeństwa, mentalnego pogubienia zwłaszcza jego młodszej części. Zawierucha polityczna, egzystencjalna niepewność i jeszcze trzeba do tego dodać kryzys ponowoczesności, a w dziedzinie sztuki coraz bardziej nieostre idee post-postmodernizmu.

Teatr to nie tylko to co na scenie, ale również to co w środku. Zawsze był lustrem dla wszystkiego, co dzieje się wokół, teraz jest podobnie. Nie tylko w wypowiedziach artystycznych, ale w stosunkach wewnętrznych i kondycji organizacyjnej. Teatr tworzą ludzie, którzy są produktem otaczającej rzeczywistości. Jaka rzeczywistość, taki teatr. Dzisiaj środowisko ludzi teatru praktycznie przestało istnieć, przynajmniej w ujęciu socjologicznym, jako grupa społeczna wyznająca wspólne ideały i wartości, kodeks etyczny i moralny, dążąca do osiągnięcia zamierzonego celu. Tymczasem w obecnym teatrze odbywa się starcie - na ogół sprzecznych - indywidualnych interesów koryfeuszy lub słychać hałaśliwe wystąpienia doraźnie formowanych grup wpływu. Reszta zespołów jest przerażona i autentycznie zagubiona w tym bełkotliwym jazgocie, który przykrywa nadmiernie rozbudzone ambicje i rozdęte ponad miarę ego. Dużo w teatrze jest pustosłowia, nadętej frazeologii, odniesień do wspólnego dobra. Wiele tzw. artystycznych manifestów, teoretycznych i praktycznych, dążenia do narzucania innym swoich norm estetycznych. Najczęściej słyszy się wołanie o prawo do wolności w sztuce. Niech nam płacą, a my będziemy robić to co chcemy, jak chcemy i dla kogo chcemy. Nieśmiało przypominam, że mecenas (czyli ten który płaci) zawsze starał się mieć wpływ na to, co powstaje za jego pieniądze. Nie jest to prawda naszych czasów, ale prawda historyczna. Ależ skąd, nie jestem przeciwny wolności i swobodzie twórczej artystów. Uważam, że dla rozwoju kultury jest ona niezbędna. Jednak z pewnymi ograniczeniami. Przede wszystkim powinna dotyczyć twórców wybitnych. Nie może być instytucjonalna i powszechna, z góry zadekretowana wszystkim i na wszystko, opłacana z pieniędzy podatnika. To trzeba wymyślić jakoś inaczej. Wybitny artysta, Jerzy Duda – Gracz mówił mi kiedyś, że prawdziwej sztuce potrzebne są ograniczenia, całkowita wolność prowadzi do bełkotliwego banału. Pan Jerzy miał przede wszystkim na myśli komunistyczną cenzurę, przez którą trzeba było przemycić coś istotnego. Trochę też wspominał o sytuacji materialnej twórców. Czasy komuny ostatecznie minęły. Janków Muzykantów chyba też trudno dziś spotkać. Ale coś w jego refleksji pozostało aktualnie mądrego.

Teatr i świat - Świat teatru (cz. 2)

___

Krzysztof Orzechowski - aktor teatralny, telewizyjny, radiowy i filmowy, reżyser teatralny, dyrektor teatru, profesor sztuk teatralnych. Urodził się 6 września 1947 w Toruniu. Ukończył Wydział Aktorski PWST w Krakowie i Wydział Reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. W 2012 otrzymał tytuł profesora sztuki. W latach 70. pracował jako aktor, a później jako reżyser w teatrach warszawskich, m.in. w Teatrze Komedia, Teatrze Dramatycznym oraz Teatrze Narodowym. Od 1981 związany pracą pedagogiczną z Akademią Teatralną w Warszawie obejmując stanowisko profesora na Wydziale Reżyserii. W latach 1989–1996 pracował jako reżyser w Teatrze Ludowym w Krakowie. W latach 1997–1999 był dyrektorem Teatru Bagatela w Krakowie. W latach 1999-2016 dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Autor książki „Podróż do kresu pamięci", wydanej przez Wydawnictwo Bosz w 2015. Mąż Anny Dymnej.

Krzysztof Orzechowski
dla Dzienika Teatralnego
10 września 2016
Wątki
KO

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia